MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jan Winiecki: Kelner daje napiwki klientowi

prof. Jan Winiecki
Nie ma darmowego obiadu - twierdzi Milton Friedman.

Milton Friedman, noblista z ekonomii, zwykł był mawiać, że nie istnieje obiad za darmo. To znaczy, ktoś za niego musi zapłacić (niekoniecznie sam obiadowicz). Jest jednak sprawą interesującą, że właściwie pomijał milczeniem makroekonomię keynesowską, której kamieniem węgielnym było przekonanie, że jeśli dla pobudzenia gospodarki rząd np. zwiększy wydatki publiczne, to za każdego dolara, funta, franka itd. włożonego przez państwo, PKB wzrośnie o więcej, niż włożono. Inaczej mówiąc kanonem tej makroekonomii - do dziś dominującej w świecie zachodnim - był mnożnik powyżej jedności.

Pieniądze na gloswielkopolski.pl - porady, sprawozdania, informacje ze świata pieniędzy

Tę formułę przyjmowano właściwie na intuicję. Teoretycznie, jeśli państwo wydało ekstra na budowę dróg, powiedzmy, miliard, to wydawało się intuicyjnie oczywiste, że ci, którym za to budowanie zapłacono, też wydali - przynajmniej część - tego, co zarobili na budowie. Wiara w Keynesa przypominała wiarę młodych adeptów obcujących ze słynnym polskim facecjonistą, Francem Fiszerem. Fiszer kiedyś w czasie dyskusji na temat istnienia Boga w postaci materialnej (fizycznej) lub, alternatywnie, wyłącznie duchowej, obstawał za formą materialną. Wreszcie zawołał: A teraz dam wam najbardziej przekonujący dowód na istnienie Boga materialnego. Jaki? Jaki, mistrzu? - zawołali adepci. Daję wam na to moje słowo honoru - powiedział z całą powagą Fiszer.

Otóż z mnożnikiem było podobnie. Aż do przełomu tysiącleci, kiedy to pierwszy prof. Robert Barro (w swej książce: "Nothing Sacred") stwierdził empirycznie dla USA, że mnożnik zbliżał się do jedności w czasach wojny, kiedy indziej zaś był dużo mniejszy. A to dlatego, że wojna dodawała produkcji, podczas gdy w czasach pokoju wydatki publiczne zastępowały generalnie wydatki prywatne.

Coraz więcej ekonomistów - w ślad za prof. Barro - podkreślało istnienie różnych tzw. efektów niekeynesowskich. Otóż tak pracodawcy, jak i pracobiorcy dostrzegali, że szybki wzrost wydatków publicznych oznacza, iż w przyszłości rządzący, aby "domknąć" deficyt budżetowy i zredukować rosnący dług, będą musieli podnieść podatki.

A to oznacza, że bodźce do pracy, zarabiania, oszczędzania i inwestowania będą jeszcze słabsze, niż są obecnie. W rezultacie zamiast inwestować lub więcej wydawać na konsumpcję, decydowali się więcej oszczędzać. Mnożnik keynesowski znikał jak sen jakiś złoty.

Zresztą, pomijając ekonomię, warto zatrzymać się przez moment nad logiką mnożnika większego od jedności. Friedman miał rację, gdy mówił, że nie ma obiadu za darmo i ktoś za niego zapłaci. Jednak z punktu widzenia logiki mnożnik keynesowski powyżej jedności to coś więcej nawet niż obiad za darmo. Idąc friedmanowskim tropem, można powiedzieć, że jest to sytuacja, w której kelner, zamiast pobrać od gościa pieniądze za zjedzony obiad, nie tylko nie bierze od niego żadnych pieniędzy, ale jeszcze sam wręcza gościowi napiwek równy wartości mnożnika powyżej jedności...

No i tak doszliśmy do naszych czasów kryzysu świata zachodniego, w którym wiara w mnożnik powróciła z całą mocą. I to mimo danych wskazujących, że dziesięcioprocentowe deficyty budżetowe dawały niezwykle mizerne przyrosty PKB. No, cóż. Żyjemy jak widać w okresie renesansu wiary. Nie tyle religijnej, ile wiary, że coś w końcu musi pomóc. Nie musi, ale o tym kiedy indziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski