Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pielęgniarki z Polnej ratują noworodki [ZDJĘCIA]

Alicja Lehmann
Paulina i Justyna pracują na oddziale intensywnej terapii. To tutaj trafiają noworodki w najcięższym stanie. Nie przeżyłyby bez fachowej opieki.
Paulina i Justyna pracują na oddziale intensywnej terapii. To tutaj trafiają noworodki w najcięższym stanie. Nie przeżyłyby bez fachowej opieki. Paweł Miecznik
Tutaj wszystko się przewartościowuje, a rutyna mogłaby nas zabić - tak o swojej pracy mówią pielęgniarki z oddziału neonatologii szpitala przy ul. Polnej w Poznaniu.

Jest godzina 1.30. Na salę opieki pośredniej kliniki neonatologii wjeżdża inkubator z dopiero co urodzonym chłopczykiem. Wcześniej z porodówki był telefon, że opieka pośrednia i intensywna terapia mają się przygotować na przyjęcie wcześniaka. Dziecko urodziło się w 33. tygodniu ciąży i od tego, czy poradzi sobie z samodzielnym oddychaniem, zależy, na który oddział trafi.

Czytaj także:
Przybywa porzuconych noworodków. Święta spędzą w szpitalach

- To do nas jedzie 33. - mówi jedna z pielęgniarek opieki pośredniej.

Na malca czeka już stanowisko. Chłopczyk waży nieco ponad 1700 gramów i od razu ma podaną witaminę K. Oddycha samodzielnie. Od czasu do czasu popłakuje, ale cichutko, nie robi hałasu. Pielęgniarki pobierają mu krew. Później okaże się, że dziecko ma za niski poziom cukrów.


Czytaj także:
Sepsa u noworodków na Polnej [FILM]
Poznań: Drogie rodzenie na Polnej

Rytm życia podyktowany dyżurami

W klinice neonatologii poznańskiego szpitala położniczego pracuje ponad 100 wykwalifikowanych pielęgniarek i położnych. Wszystkie zdobyły wykształcenie, które systematycznie uzupełniają. Pracują w dzień i nocą, w dni powszednie i wolne od pracy. Ich rytm życia uzależniony jest od ustalanych na poszczególny miesiąc dyżurów.

Cała klinika podzielona jest na trzy oddziały. Największa rotacja pacjentów jest na opiece pośredniej. To tu trafiają noworodki z oddziału porodowego, które nie radzą sobie perfekcyjnie w pierwszych chwilach życia. Są to dzieci z zaburzeniami samodzielnego oddychania czy z różnego rodzaju infekcjami. Stąd też maluchy najszybciej wychodzą do domu.

Na intensywną terapię noworodków przywożeni są mali pacjenci w ciężkim stanie. Nie tylko z oddziału porodowego, ale też z innych szpitali w Poznaniu, Wielkopolsce oraz innych województw. Bez aparatury i fachowej opieki nie mieliby szans na przeżycie. Na tym oddziale personel walczy z czasem. Tu liczy się każda minuta.

Opieka ciągła to ostatni przystanek dla dzieci z Polnej. Tu również liczy się czas, ale nikt nie pracuje przeciwko niemu. Tutaj dziecko musi spokojnie dojść do siebie, zareagować na leki, przybrać na wadze. Tego nie da się przyspieszyć. A później część z nich szczęśliwie wychodzi z rodzicami do domu. Część wymaga dalszej, specjalistycznej opieki, ale już w innych placówkach.

Chrzest z wody

Intensywna opieka nad noworodkami ma 22 miejsca. W ubiegłą piątkową noc 21 inkubatorów jest zajętych.

- Jedną dziewczynkę przewieźliśmy na opiekę ciągłą, bo pozwalał już na to jej stan zdrowia - mówi Justyna, która od sześciu lat pracuje jako pielęgniarka. - To słodkie dziecko. Ostatnio miała problemy z brzuszkiem. Jej mama dojeżdża do Poznania i przywozi własny pokarm. Widocznie zjadła coś, co dziecku się nie spodobało i maluszek od razu na to zareagował.

Dziewczynka została przyjęta na opiekę ciągłą około godz. 20. Pielęgniarka, która się nią zajęła, otrzymała informację, że dziecko przez kilka dni musi być karmione sztucznym pokarmem.

W tym samym czasie na intensywną terapię praktycznie jednocześnie przyjmowanych jest dwoje małych pacjentów. Pierwszy to chłopczyk, po ciężkiej operacji serca. Dziecko było operowane w szpitalu przy ul. Szpitalnej. Teraz będzie dochodził do siebie pod czujnym i troskliwym okiem personelu z Polnej.

Drugi maluch to Ola. Urodziła się tuż po godzinie 19. Jej wiek ciążowy to 36 tygodni. Przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Przy inkubatorze stoi jej tato. Patrzy na córkę. Dziewczynka jest podłączona do maszyny, która pomaga jej oddychać. Widać, jak nieregularnie unosi się jej klatka piersiowa. Mężczyzna przyjechał tu z noworodkiem prosto z porodówki. Na butach ma jeszcze założone zielone ochraniacze.

- Śliczna, prawda - mówi, kiedy do niego podchodzę. - To nasze drugie dziecko. Mamy trzyletniego synka. Ola urodziła się wcześniej, ale lekarze są dobrej myśli.

Chwilę później do taty Oli podchodzi pielęgniarka. Tłumaczy mu, żeby nie martwił się całą aparaturą, bo dziecko jest tylko podłączone do tlenu.

Na drugim końcu sali Justyna próbuje pobrać próbkę krwi do badania od kilkutygodniowego dziecka. To rutynowe zajęcie. Pielęgniarki i położne na intensywnej, przejmując dyżur o godz. 19, od tego rozpoczynają każdą noc.

- Najczęściej na jedną z nas przypada czworo dzieci - tłumaczy Justyna. - Każde dziecko przyjmuje wiele kroplówek. Dożylnie podajemy im lekarstwa, morfinę, żywienie. Co 24 godziny zmieniamy kroplówki i ta zmiana przypada właśnie na godzinę 20.
Każda z pracujących tej nocy pielęgniarek i położnych kręci się przy swoich dzieciach. W inkubatorze pod oknem, po prawej stronie leży maleństwo z Chodzieży. Kiedy dziewczynka przyszła na świat, ważyła zaledwie 640 gramów. Teraz waży już 765 gramów. Dziecko miało problemy z sercem i już jest po zabiegu. Na przyczepionej do inkubatora kartce z jej imieniem i nazwiskiem znajduje się dopisek: ochrzczona w szpitalu.

- Często chrzcimy same, z wody - przyznaje opiekująca się dzieckiem pielęgniarka. - Chrzcimy, kiedy dziecko jedzie na zabieg lub kiedy jest z nim bardzo źle. Nie zawsze są przy nim rodzice. Nie zawsze zdąży ksiądz.

Ksiądz z pobliskiej parafii pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego przy ul. Szamarzewskiego w Poznaniu regularnie odwiedza oddział.

- Mówi na nas, że jesteśmy jego małym Betlejem - uśmiecha się Justyna. - Chrzci niektóre dzieci, rozmawia z rodzicami, rozmawia też z nami. Bardzo pomaga taka rozmowa z kimś spoza oddziału.

Gdy odchodzi dziecko

Kobiety, pracujące na neonatologii przyznają, że pracując z chorymi dziećmi, musiały nauczyć się radzenia sobie z uczuciami.

- Emocje są częścią naszej pracy - opowiada Justyna. - Gdybyśmy je odcięły, to byłybyśmy złymi pielęgniarkami. Ten, kto ma w sobie rutynę, nie pracuje całym sobą. Rutyna nas zabija.

- Tutaj wszystko się przewartościowuje - dodaje Agnieszka, która jako pielęgniarka pracuje kilka miesięcy krócej od Justyny. - Najgorzej było na początku. Bywało, że wracałam do domu i płakałam. Teraz też tak jest i często nasi bliscy to czują. Ale jakoś daję radę. Każda z nas musiała znaleźć swój własny sposób, jak radzić sobie z tym wszystkim.

Paulina, położna z intensywnej terapii, przyznaje, że ostatnio była bardzo zmęczona psychicznie.

- To nie jest łatwa praca, ale kocham to, co robię - wyznaje Paulina. - Nie wyobrażam sobie pracy w innym zawodzie i dlatego musiałam zrobić coś, co ułatwiłoby mi radzenie sobie z tym ogromnym bagażem trudnych emocji.

Paulina stara się przepracowywać wszystkie swoje dyżury na początku każdego miesiąca, tak, aby pod jego koniec mieć przynajmniej pięć dni z rzędu wolnych.

Kiedyś pielęgniarki miały do dyspozycji psychologa, z którym mogły porozmawiać. Obecnie nie mają już takiej możliwości i wspierają siebie nawzajem.
- Rozmawiamy ze sobą. To pomaga - tłumaczy Agnieszka. - Najtrudniejszy moment to ten, kiedy dziecko odchodzi, a ja jestem z nim sama. Nie ma jego rodziców, bo czasami nie zdążą przyjechać. Zostajemy potem z tymi dzieciaczkami. Musimy je zwieźć na dół, do kostnicy. Zwykle jeździmy tam zawsze we dwie.

O śmierci dziecka informuje lekarz. Ale to opiekująca się dzieckiem pielęgniarka zostaje później z rodzicami. Często pokazuje im maleństwo, zabiera do osobnego pokoju, gdzie mogą w ciszy i spokoju spędzić z nim ostatnie chwile i pożegnać się.

- To są momenty, po których wiele z nas długo nie może się pozbierać - mówi Agnieszka. - A musimy pracować. Opiekować się innymi maluchami. Tu kończą się krótkie życia, ale i zaczynają nowe.

Hanna Werc, szefowa zespołu pielęgniarek, pamięta przypadek sprzed wielu lat, kiedy na oddziale porodowym zmarła młoda kobieta. Jej dziecko przywieziono na intensywną terapię.

- Ale jego również nie udało nam się uratować - opowiada oddziałowa. - Wciąż widzę tego klęczącego przy inkubatorze ojca. Nic nie mogłyśmy zrobić, aby mu pomóc. I nikt nie mógł pomóc nam.

- W takich chwilach najtrudniej poradzić sobie z bezsilnością - dodaje Agnieszka. - Człowiek jest zły, w kółko zadaje sobie pytanie: dlaczego? Wie, że takie sytuacje są bardzo niesprawiedliwe. Wie, że zrobił wszystko, co było w jego mocy. I nieustannie myśli, czy mogłam więcej?

- Ta praca uczy pokory i wymaga od nas dużo uczciwości - dodaje Joanna z opieki pośredniej. - Bywają trudne chwile, ale jednocześnie są one rekompensowane przez szczęśliwe momenty - dodaje.

Szczęśliwy róg

W klinice neonatologii cały pielęgniarski personel to kobiety.

- Może mężczyźni są mniej odporni - zastanawia się Irena z opieki pośredniej. Od 20 lat opiekuje się noworodkami. - Kobiety mimo wszystko mają inne podejście, choć zdarza się, że i wiele kobiet nie sprawdza się w naszej pracy. My jesteśmy cały czas z naszymi małymi pacjentami.

W klinice neonatologii mamy mogą w każdej chwili być ze swoim dzieckiem. Dla nich drzwi oddziału otwarte są 24 godziny na dobę. Jedyne ograniczenie dotyczy ojców, którzy mogą wejść na oddział po godzinie 14 i to tylko na pół godziny.
- Zdarzają się mamy, które dużo czasu spędzają przy inkubatorze - opowiada Wioleta, pielęgniarka z opieki ciągłej. W zawodzie od 15 lat. Kiedyś pracowała na intensywnej terapii, ale emocjonalnie nie wytrzymywała i dlatego zmieniła oddział. - Miło nam jest, kiedy przy maleństwie jest mama, a my możemy ją uczyć, jak obchodzić się z dzieckiem, jak karmić, na co zwracać uwagę. Takie dzieci znacznie szybciej zdrowieją, mają lepsze wyniki.

Wioleta śmieje się, że na oddziale jest tzw. szczęśliwy róg.

- To miejsce po prawej stronie, tuż przy oknie - tłumaczy Wioleta. - Łóżeczka dzieci ustawiamy tak, jak mamy wolne miejsce i pewnie jest to zwykły przypadek, ale zawsze w tamtym rogu trafiają nam się cudowne mamy.

W piątkową noc w szczęśliwym rogu leży Franek. Spod niebieskiej kołdry wystaje mała czupryna wyjątkowo długich, czarnych włosów. Franek urodził się 28 lutego w 36. tygodniu ciąży. Zaraz po narodzinach miał problemy z oddychaniem. Później doszło podejrzenie zapalenia jelit. Długo brał antybiotyki i nie przybierał na wadze.

- Lekarze szukają przyczyny. Franek ma pięć tygodni, a przytył zaledwie 300 gramów - mówi Agata, mama Franka. - Jestem u niego codziennie. Chcę, aby jak się obudzi, nie był sam. Wiem, że pielęgniarki dbają o niego, ale przecież też nie mają czasu, kiedy on zapłacze. Może na święta wyjdziemy do domu. Już mieliśmy wychodzić dwa tygodnie temu, jednak Franek musiał zostać. I tak czekamy cierpliwie, aż poczuje się lepiej .

Najlepiej, gdy można zgasić światła

Tej nocy na każdym z trzech oddziałów pracowało po siedem pielęgniarek. Według grafiku wszystkie, po tzw. nocce mają dwa dni wolnego. Po nich idą na dzienną zmianę i znowu na nockę. Pod ich opieką było 61 dzieci. Każde z nich podłączone do specjalistycznej aparatury lub przynajmniej monitorów, stale kontrolujących ich oddech i bicie serca. Kiedy coś jest nie tak, na sali włącza się alarm.

- U nas najgorzej jest, kiedy cały monitor świeci się na czerwono, a wszystkie linie są płaskie - mówi Justyna z intensywnej.
- My z kolei sprawdzamy każde włączenie się alarmu, ale przeważnie jest to nieznaczny spadek saturacji u dziecka lub zbyt szybkie tętno - dodaje Wioleta z "ciągłej".

Przed piątą nad ranem monitory na "ciągłej" milczą. Wszystkie dzieci śpią. Śpi też Franek, który trzy godziny wcześniej wypił butelkę mleka. Pielęgniarki mogły nawet tej nocy zgasić część świateł, aby dzieciom lepiej się spało.

W piątkową noc z 30 na 31 marca 2012 roku w szpitalu przy ul. Polnej przyszło na świat siedem dziewczynek i dwóch chłopców. Tylko dwójka nowonarodzinych dzieci trafiła do kliniki neonatologii. W sobotę rano mama Oli została przywieziona na oddział intensywnej opieki, aby zobaczyć córeczkę. A Franek święta Wielkiej Nocy spędzi w domu. W poniedziałek wraz z mamą i tatą opuścił oddział opieki ciągłej.

***
Dziękuję wszystkim Paniom - pielęgniarkom i położnym - które tamtej nocy cierpliwie i szczerze odpowiadały na moje pytania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski