Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Im głupiej, tym prawdziwiej? Prof. Wiesław Godzic o "Miłości na bogato"

Kamil Babacz
Oglądamy krytycznie czy bezrefleksyjnie? Dlaczego studenci zaprosili Natalię Siwiec na uniwersytet? O dziwnych przejawach polskiej popkultury mówi prof. Wiesław Godzic.

Wiele osób nabija się z głupich tekstów w serialu "Miłość na bogato", a przecież ten program ma scenarzystę, który jest komikiem. W telewizji śniadaniowej pojawia się w roli gitarzystki modelka, która nie wie nawet, jak trzymać gitarę i chwilę później stacja telewizyjna chwali się tym na swoim Facebooku. Czy nie jest tak, że zjawisko internetowego trollingu przeniknęło do tradycyjnych mediów, które non stop próbują nabrać swoich widzów?

Jest taki film "Świat Wayne'a". Jego bohaterowie wpadają na pomysł głupiego telewizyjnego show, który zostaje wybrany do realizacji przez władze stacji właśnie dlatego, że jest taki głupi. W znakomitym filmie Mela Brooksa "Producenci" dwóch facetów wpada pomysł zarobienia na tym, że ich najnowsza inscenizacja zrobi klapę, ponieważ będzie tak głupia. W efekcie jest inaczej - jest tak głupia, że odnosi sukces.

My, widzowie, za bardzo nie wiemy, co jest ustawione, a co nie - jak program ma się rozwijać, czy jaka jest jego najbardziej pożądana publiczność. Ale to, co pan mówi, jest bardzo prawdopodobne. W kulturze popularnej właściwie zawsze posługiwano się ezopowym językiem. W tej chwili często nie mamy pojęcia, czy twórcy mówią do nas serio, czy się wygłupiają - tym bardziej że także twórcy amatorskich produkcji mają łatwo dostępne narzędzia. A przecież określenie, czy dany obraz jest naprawdę, czy dla jaj, to podstawa do tego, by go zrozumieć. Nie wiedząc tego, jesteśmy coraz bardziej skonfundowani. Powstaje coraz więcej produkcji z gatunku mockumentary, czyli takich, które korzystają z formy dokumentu, ale nie są dokumentem. To z pewnością wielkie wyzwanie dla widza i może pan mieć rację, że jest to tendencja narastająca.

Rozmawiamy po debacie, podczas której padły dwa ciekawe głosy. Dla jednej z obserwujących ją osób "Warsaw Shore" to najbardziej szczery reality show, jaki powstał. Karolina Korwin-Piotrowka powiedziała z kolei, że jego uczestnicy doskonale wiedzą, jak działać, by zdobyć popularność. To przecież format, jego uczestnicy dobierani są na wzór zagranicznych edycji. Czy w tym przypadku w ogóle można mówić o szczerości?

Posłużę się podobnym do "szczerości" określeniem - autentycznością. Istnieją nawet kursy, które uczą bycia autentycznym! Przecież nie ma nic bardziej sprzecznego niż autentyczność i zachowania wyuczone, ale najwyraźniej autentyczności można jednak jakoś uczyć. Dla mnie ten program ogólnie nie jest autentyczny. To jednak nie przeszkadza temu, by w pewnych fragmentach był - np. wtedy, gdy aktorzy zapominają, że grają.

Kiedyś często polegaliśmy na tekście, który nam mówił, o czym np. jest spektakl. Dziś już tak nie robimy. Widzowie na ogół nie są semiotykami ekranu, nie przypatrują się detalom, nie doszukują się w nich znaczeń. Łypią na ekran okiem, bo telewizja się tego od nas domaga. Bardzo bym się ucieszył, gdyby okazało się, że tego typu show powodują, że zaczynamy uważniej, podejrzliwiej przyglądać się temu, co oglądamy i potrafimy to zakwestionować.

Jaka jest ogólna tendencja społeczna - oglądamy bezrefleksyjnie, czy coraz częściej z dystansem, ironicznie?

Statystycznie w zdecydowanej większości przypadków jesteśmy zaledwie nieuważnymi oglądającymi. Omiatamy ekran okiem, lecz mu się nie przyglądamy. Dla mnie to coś niebezpiecznego. Zginął już w ogóle zwyczaj oglądania gromadnego, rodzinnego. Tak telewizję oglądano jeszcze pod koniec lat 90. Wtedy trzeba było się dogadać, co i kiedy się ogląda. Rozmawiało się o programach. W tej chwili widz jest singlem, w związku z czym nie ma z kim uzgadniać znaczenia tego, co pojawia się na ekranie. To koniec pewnego rodzaju telewizji.

Z drugiej strony widzowie tworzą przecież nowe wspólnoty na portalach społecznościowych - stron poświęconych "Miłości na bogato" czy "Warsaw Shore", na których nabija się z bohaterów tych seriali, jest mnóstwo.

Zgoda. Ta dyskusja może przebiegać na poziomie tekstu. Wiem, że osoby, które je tworzą, są bardzo dociekliwe. Na ogół z tej konstatacji jednak nic, poza zauważaniem jakiegoś detalu, nie wynika.

Czy zaproszenie Natalii Siwiec do wygłoszenia wykładu na uniwersytecie, nie wynika z podobnej intencji, co najgłupsze programy - skupienia na tej uczelni uwagi? Chodzi tylko o to, żeby się mówiło?

Ekonomia uwagi polega na tym, że jej skupienie to rzecz najważniejsza - i dla reklamy, i systemu celebryckiego. Nie za bardzo wiem, kto skupił na sobie czyją uwagę. Natalię Siwiec zaprosili studenci. Nie znam ich intencji - zaprosili, by zgnoić, by zrobić coś nieprzyjemnego? Raczej nie, bo ona to wszystko rozbroiła - była pogodna, uśmiechnięta. Moim zdaniem to był rodzaj wybryku w akceptowalnych granicach. Chodziło o zaznaczenie przez studentów swego rodzaju niewiary wobec instytucji, która jest na ogół nudna i nieatrakcyjna. Wykład Natalii Siwiec był czymś bardziej z ich podwórka, bo kojarzą ją z mediów. Zakładam więc, że to rodzaj subwersywnej gry - no bo po co by ją zapraszali? Żeby popatrzeć na cycki? W tym celu mogliby sobie ściągnąć film pornograficzny. To było danie systemowi lekkiego klapsa.

Film z tego wykładu od razu trafia do internetu, gdzie jest obśmiewany. Czy internetu nie zdominował tzw. lolkontent - śmieszne obrazki, zdjęcia kotów, głupie filmiki? Oglądamy tylko rzeczy bezwartościowe?

Gdy pan mówi, że internet coś zdominowało, to już nie ma pan racji. Bronię poglądu, że internet to świat i co pan chce, tam pan to znajdzie. Tego typu rzeczy to zdecydowana mniejszość, ale my ją zauważamy, wysuwamy naprzód. W tej chwili robimy to już nie tylko my sami, ale maszyny i algorytmy. To od nich zależy, które miejsce w wyszukiwarce będzie miała twoja strona. Algorytmy to realna władza, którą mają wielkie instytucje. To one decydują, na czym skupimy uwagę i obawiam się, że to one będą rządzić gospodarką i naszym sposobem myślenia.

Prof. Wiesław Godzic jest filmoznawcą, medioznawcą i socjologiem. Jest twórcą i redaktorem naczelnym kwartalnika "Kultura popularna". Uznawany jest za pioniera polskich badań medioznawczych. Jest także autorem książek publicystyczno-naukowych: "Znani z tego, że są znani. Celebryci w kulturze tabloidów" (2007) oraz "Kuba i inni. Twarze i maski popkultury" (2013).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski