Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hazard - pakt z diabłem podpisany przy ruletce

Agnieszka Świderska
Problem uzależnienia od hazardu staje się w Polsce coraz większy, tylko mówi się o nim wciąż za mało.
Problem uzależnienia od hazardu staje się w Polsce coraz większy, tylko mówi się o nim wciąż za mało.
Umierasz, kiedy odchodzisz od stołu. Kiedy musisz żyć bez tej kuleczki. Jeszcze nie wiesz, że grasz tak naprawdę w rosyjską ruletkę. O grze, w której nie można wygrać, opowiada Piotr, były hazardzista.

Poznań. Lata siedemdziesiąte. Szare kamienice, szare bloki i szare podwórka. I szare życie, do którego wlewało się alkohol. Ojciec Piotra wlewał. Adrenalina, bez której jego syn nie potrafił później żyć, to hormon strachu. A mały Piotrek się bał. Każde dziecko alkoholika zna ten strach. I były te chwile, kiedy nie trzeba było się bać. To wtedy, kiedy ojciec grał. Już jako kilkuletnie dziecko Piotr znał wszystkie karciane gry. Potem przyszła kolej na podwórko, na kapsle i podmurek. Czy wtedy stracił niewinność, kiedy zgarniał swoją pierwszą pulę jeszcze nie w żetonach, tylko w kapslach? W liceum zamykali się z kolegami i przez trzy dni bez przerwy grali w karty. Co mógł wtedy przegrać poza drobnymi na papierosy?

Upadła komuna i skończyła się szarość. Na markach zarobionych na handlu w Berlinie można było żyć kolorowo. Starczało na dobre ciuchy, imprezy i grę, ale jeszcze nie w ruletkę. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Do kasyna na placu Wolności zaciągnął go kolega. Piotr nie znał zasad i przegrał wszystko. Wydała mu się wtedy najgłupszą grą na świecie.

Jeszcze wtedy najlepszą grą wydawało mu się życie. To w nim chciał zgarniać całe pule. I zgarniał. Nie miał jeszcze trzydziestki, kiedy został dyrektorem dużej firmy w innym mieście. Jeszcze wtedy był z kobietą, którą kochał. Kiedy po ośmiu latach bycia razem rozpadła się ich miłość, czuł się samotny jak pies. Co może robić samotny facet przed trzydziestką w dużym mieście? Bary go nie interesowały. Jeszcze jako szczeniak obiecał sobie, że nie skończy jak ojciec. A wszystkie rzeczy, które robił z nią, bez niej straciły smak. Kiedy w jeden z takich pustych wieczorów poszedł do kasyna, wcale nie chodziło mu o grę. Rzygał już samotnością. Kasyno spodobało mu się: święty spokój, luz, wszyscy mu usługiwali. Mógł się wyłączyć. Sam nie wie, kiedy wyłączył się na dziesięć lat.

Gra ponad wszystko

Zakochał się w tej głupiej ruletce, w tej kuleczce. Najpierw wystarczała mu raz w tygodniu, potem potrzebował jej co drugi dzień, a już po roku wszystko kręciło się wokół niej. Nie było bardziej zazdrosnej od niej kochanki. Była jego pierwszą i ostatnią potrzebą. Cały świat skurczył się do jej rozmiarów. Nic poza nią nie było już ważne. Uczucia? Jakie uczucia? Przypadkowe kobiety znaczyły mniej od jednego zakładu. Wyrzucał ze swojego świata wszystko, co przeszkadzało w grze. Matkę, przyjaciół, znajomych, seks, spotkania, rozmowy, muzykę, książki, gazety, telewizję, politykę, sport, wakacje. I całą resztę tych małych i dużych rzeczy, które kiedyś składały się na jego życie. Nie było już Piotra. Był tylko gracz.

Bywał wtedy często w Poznaniu, ale odwiedzał tylko kasyno. Dla matki nie miał już czasu. Kłamał jej, że znowu ma za dużo pracy i nie udało mu się wyrwać, że znowu popsuł się samochód. A ona się dziwiła, dlaczego go nie zmienia. Przecież stać go na to. Dlaczego gdy w końcu przyjeżdża na święta, przeważnie ma na sobie ten sam garnitur. Przez te dziesięć lat z wyjątkiem skarpetek nie kupił sobie chyba niczego. Wydać dwie stówy na buty? To o dwie stówy mniej w kasynie. A przecież dzisiaj może być jego wielki dzień i tych dwóch stów może mu zabraknąć do TEGO zakładu. Nie wolno tak ryzykować.
Każdy dzień miał być tym, w którym rozbije bank, w którym wreszcie się odegra. Przecież wszystko mu mówiło, że to właśnie dziś. Jak będzie miał po drodze zieloną serię, to na pewno wygra. Zawsze miał zielone światło. Specjalnie zwalniał, gdy z daleka widział czerwone i wciskał gaz do dechy, że zdążyć na zielone. Potrafił wmówić sobie wszystko. Nawet to, że w Bóg, w którego wcześniej nie wierzył, a do którego chodził do kościoła modlić się o wygraną, jest po jego stronie. W byciu własnym oszustem doszedł do perfekcji. A grał przecież nie tylko przed sobą. Reszta życia też stała się jednym wielkim oszustwem. Był dyrektorem tylko przez godzinę. Tylko tyle poświęcał na myślenie o firmie. To ruletka była ostatnią myślą, z którą zasypiał i pierwszą, z którą się budził.

Na początku mógł myśleć tylko o grze. O genialnym systemie, który pozwoli pokonać mu ślepy los. Jego wygrana nie mogła przecież zależeć od przypadku. Musiał zdobyć nad nim władzę, sprawić, by ruletka w końcu zaczęła go słuchać i tańczyła tak, jak on jej zagra. Nie chciała go słuchać. Dlatego nie mógł myśleć już tylko o systemie. Musiał jeszcze myśleć o tym, skąd zdobyć pieniądze na grę, a coraz mniej było już osób i banków, od których nie pożyczył. Kiedy brakowało mu na kolejny zakład, był w stanie pożyczyć nawet od diabła, gdyby był akurat w kasynie. Diabła nie było, ale byli lichwiarze. Podpisywał dziwne weksle u coraz dziwniejszych ludzi.

To nie tak, że wiecznie przegrywał. Wygrywał i to nawet sporo. Nie potrafił jednak przestać grać i wygrywał już tylko po to, żeby przegrać jeszcze tej nocy albo następnej. Nienawidził tych, którzy mówili mu "Facet, bierz wygraną i idź stąd. Nie ryzykuj. Szkoda takiej kasy". Nie rozumieli, że dla niego najważniejsza jest już sama gra. To ona była tym zastrzykiem adrenaliny. Przegrane jednak bolały. Nie wiadomo jednak za co bardziej siebie wtedy nienawidził, czy za to, że grał, czy tylko za to, że przegrał.

Coraz częściej bolała także rzeczywistość. Po trzech latach był już zadłużony po uszy. Kiedy na domowy adres w Poznaniu zaczęły przychodzić ponaglenia z banków, pękł i przyznał się matce, że ma kłopoty z hazardem. Na przełomie 2002/03 trafił do Ośrodka Terapii Uzależnień "Śródka-Rataje", do Sławy Majewicz, która jako pierwsza w Poznaniu zajmowała się uzależnionymi od hazardu. Już po pierwszym spotkaniu potrafił sobie wmówić, że może jednak nie jest uzależniony. Tym bardziej, że pętla, która zdawała się zaciskać wokół jego szyi, rozluźniła się. Dostał propozycję nowej pracy za jeszcze większe pieniądze. Takich propozycji nie otrzymują ludzie, którzy są już skończeni. On może jeszcze grać.

Krupier twoim dilerem

Rok później w jego życiu była kobieta. To miała być kolejna niezobowiązująca historia. Zmieniła to jednak wiadomość o dziecku. Piotr zwariował ze szczęścia. Będzie ojcem, przestanie grać i wszystko będzie w porządku. Oddał swojej partnerce wszystkie karty kredytowe. Nie powiedział jednak dlaczego. W sierpniu 2004 roku w szpitalu na Polnej przyszła na świat jego córka. Kiedy w tym dniu wrócił bez nich do pustego mieszkania poczuł się przeraźliwie samotny. W portfelu miał kartę, za którą miał zrobić zakupy dla małej i wyprawić "pępkowe". Nie, nie poszedł do kasyna. Za dużo tam tracił. Tamten wieczór i noc spędził w salonie gier. Potem doszli jeszcze bukmacherzy. Wrócił do gry. I to ona znów była najważniejsza. Na początku tylko się spóźniał. Potem wracał już nad ranem. Na początku jeszcze dzwonił i mówił, że się spóźni. Potem nie odbierał już telefonów. Na wszystko miał wymówkę. Nawet na znikające ze wspólnego konta oszczędności. Na końcu zaczął kraść z karty partnerki. I wciąż się łudził, że tak świetnie się kryje, że nic nie wyjdzie na jaw. Kiedy wyszło, pękł po raz drugi. Postawiła mu ultimatum: albo hazard albo rodzina.
Zaczęła się nowa gra. Gra pozorów. Wrócił do ośrodka na osiedlu Piastowskim. Na terapię nie miał czasu, ale chodził na mityngi. Nie grał do końca 2005 roku. Na początku nowego roku przegrał pieniądze, za które miał zapłacić rachunki. Naprawdę chciał je zapłacić, ale pół godziny wcześniej zamknęli kasę. Przyznał się po trzech dniach. Jego kobieta potrzebowała trzech kolejnych, by zdecydować, co dalej. Dała mu ostatnią szansę. Dopiero wtedy dotarło do niego, że naprawdę może stracić wszystko, że to najwyższa stawka, o jaką kiedykolwiek grał. Tym razem miał już czas na terapię. Po dziesięciu miesiącach zrozumiał, że przestać grać to za mało, że musi jeszcze zmienić życie, tego Piotra, który nie potrafił żyć bez adrenaliny, a tak naprawdę w ogóle nie potrafił żyć. W ciągu tych dziesięciu lat, które stracił na grę. mógł mieć wszystko. Przegrał nawet wspomnienia, których nie zdążył mieć. Teraz na nowo odzyskiwał swój świat. Nawet zwykły wypad na ryby był czymś wyjątkowym. A już nic nie mogło się równać z chwilą, kiedy mała przytulała się do niego i mówiła "Kocham cię, tato".

Za to nowe życie musiał jednak zapłacić. O jego uzależnieniu dowiedzieli się ci wszyscy, których wcześniej oszukał, żeby wyciągnąć od nich pieniądze. Hazardzisty nie można rozpoznać po oczach, jak narkomana, ale można rozpoznać go po kłamstwach. Zdemaskowany ma już mniejsze szanse na zdobycie pieniędzy na grę. Piotr dopiero wtedy, kiedy przestał grać, odkrył, ile naprawdę zarabia. Długi, o których myślał, że będzie je spłacał przez kilkanaście lat, spłacił w ciągu czterech. Dwa lata temu wziął kredyt na dom pod Poznaniem. Już mógł to zrobić. Już miał czyste konto.

Nie ma jednak złudzeń. Hazardzistą zostanie już do końca życia. Może być tylko niegrającym. Chodzić na mityngi, należeć do ruchu Anonimowych Hazardzistów, opowiadać swoją historię. I znajdować szczęścia poza grą. To właśnie dla uzależnionych od hazardu, bez względu na to, czy grają w Las Vegas, na automatach w podrzędnych barach na blokowiskach czy w pokera w internecie, jest najtrudniejsze. Przez terapie i mityngi, na których był, przewinęło się z pół tysiąca takich jak on. Zna tylko dwudziestu, którzy nie grają. Oni już wiedzą, że hazard to prostu inna nazwa narkomanii. To krupier jest twoim dilerem, a zakład twoją działką. I że nie wyjdziesz z tego żywym. Chyba, że odstawisz grę.

Ps. Imię bohatera zostało zmienione. Więcej o problemie uzależnionych od hazardu na stronie www.anonimowihazardzisci.org i www.hazardzisci.org.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski