Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gra w karty: Na kopa nie ma mądrych, inne jest każde rozdanie, trzeba szczęścia

Anna Szklarska-Meller
Małgorzata Staśkiewicz z Widziszewa i Dawid Boroń z Kościana
Małgorzata Staśkiewicz z Widziszewa i Dawid Boroń z Kościana Anna Szklarska-Meller
- Nagle okazało się, że sąsiedzi i znajomi umieją grać w kopa, ale przez lata jeden nie wiedział, że ten drugi potrafi - wspomina Grzegorz Ratajczak, organizator i sędzia turniejów kopa pod Kościanem, dokąd ściągają gracze z całej Wielkopolski.

Kto by pomyślał, że to się tak rozkręci - Grzegorz Ratajczak w zamyśleniu kiwa głową. - Jak zaczynaliśmy, przyjeżdżało ze czterdzieści osób, a teraz - niech pani patrzy. Wiejska świetlica w Starym Luboszu pod Kościanem jest naprawdę duża. Stoliki ustawione są jednak tak ciasno, że trudno się pomiędzy nimi przecisnąć, w dodatku niektórzy musieli przenieść się do innej sali. Szelest tasowanych kart ginie w potoku rozmów i śmiechów. "Kontra", "wąsy Stalina", "wesele", "zolo" dla niewtajemniczonych krążące nad głowami słowa brzmią niemal jak zaklęcia. Gra się zaczęła. Gra w kopa sportowego.

Początki
W Wielkopolsce nie trzeba specjalnie tłumaczyć, czym jest kop, na Pomorzu i Kaszubach obowiązuje bardziej wdzięczna nazwa - baśka. Reszta naszych rodaków o jednym i drugim nie ma bladego pojęcia. Dziś właściwie nikt już nie wie, od jak dawna grywało się po domach, a już tym bardziej, skąd wzięły się zasady.

- Wieczorami i w niedzielne popołudnia kobiety szły do kuchni, a panowie siadali przy kartach. Jak się wciągnęli, to schodziło im tak do rana. Dzieciaki kręciły się przy graczach, zaglądały przez ramię, podpatrywały ojców i łapały bakcyla. Dobrze to pamiętam. Nauczyłem się grać u wujostwa. Miałem wtedy może ze trzynaście lat. Mieszkali w Mirocinie Górnym koło Kożuchowa. Jeździłem tam na wakacje - wspomina Grzegorz Ratajczak, organizator i sędzia turniejów kopa.

Grało się z kolegami z podwórka, w szkolnym internacie, na wyjazdach służbowych, kursach i szkoleniach, ale przede wszystkim w… pociągach. Monotonny stukot kół i lekkie kołysanie wagonu sprawiało, że powieki zaczynały się kleić, ale kiedy do pracy jechało się z kolegami, wystarczyło położyć na kolanach torbę, wyjąć talię i zacząć grać.

- U mnie to było trochę inaczej. Kopa nauczyłem się od mamy i kolegów ze wsi. Dzisiaj zresztą jest podobnie. Chłopcy podpatrują jeden drugiego, a potem sami próbują - Tadeusz Fabiś jest sołtysem Dona-towa w gminie Czempiń.

Do kopa potrzeba tylko szesnastu kart. Gra jest szybka, ale bezmyślne rzucanie na stół asów, dam, waletów i dziesiątek, nie wystarczy. Trzeba myśleć, liczyć, obserwować, układać strategię. Może dlatego gospodarze tak chętnie schodzili się wieczorami na partyjkę, przy której można było wychylić kieliszeczek czegoś mocniejszego (żony przecież nie widziały). Niewiele jednak brakowało, by ulubiona rozrywka odeszła w zapomnienie. Telewizja, a potem internet zaczęły zaprzątać głowy i zabierać czas. Tymczasem karty kurzyły się gdzieś po szufladach.

Turnieje
Rozgrywki kopa - takie na poważnie - w powiecie kościańskim zorganizował najpierw Ośrodek Kultury Fizycznej i Rekreacji w Śmiglu.

- Kolega jeździł kiedyś na zawody w Bojanowie koło Leszna, któregoś razu zaproponował, żebyśmy podobne przygotowali w Śmiglu. Dwanaście lat temu, na pierwsze mistrzostwa gminy, przyjechało 48 osób. W ubiegłym roku było ich dwa razy więcej - mówi Zygmunt Ratajczak, kierownik OKFiR. - Grają głównie panowie w średnim wieku, choć nie brakuje też młodszych, dziewiętnasto-, dwudziestolatków. Śmigielskich organizatorów szybko zaczęli podpatrywać gracze z gminy Kościan.
- Nagle okazało się, że sąsiedzi i znajomi umieją grać w kopa, ale przez lata jeden nie wiedział, że ten drugi potrafi. Najpierw dzwoniliśmy do kolegów, żeby przyjechali pograć. Ci koledzy mówili swoim znajomym, od nich dowiadywali się następni i tak dziesięć lat temu zaczęliśmy organizować prawdziwe turnieje. Najpierw przyjeżdżało czterdzieści osób, potem osiemdziesiąt. Któregoś razu - to były mistrzostwa powiatu kościańskiego w Głuchowie - byliśmy przygotowani na przyjęcie 120 graczy, a pojawiało się 160 - wspomina Grzegorz Ratajczak.

Zalegające w szufladach karty wróciły do łask, starsi zaczęli uczyć młodszych. W niejednym domu grają dziś dziadkowie, ojcowie i synowie, a bywa, że również matki oraz córki. Z zawodów na zawody parkingi przy wiejskich świetlicach w Kościańskiem zapełniają się samochodami niemal z całego województwa.

- Poznań, Oborniki Wielkopolskie, Leszno, Śrem, Gostyń, Szamotuły, nawet Wschowa, choć to już lubuskie - Stanisław Sikora, organizator ostatniego turnieju w Starym Luboszu przebiega wzrokiem po sali. - Przy stolikach siedzi 168 zawodników. Niektórzy przyjeżdżają z daleka, płacą wpisowe, grają kilka godzin, a potem w nocy wracają do domów. Chce im się.

Szczęście
Cztery lata temu zapadała decyzja - powołujemy stowarzyszenie. Kościańskie Stowarzyszenie Kopa Sportowego organizuje Grand Prix gminy Kościan, na które składa się pięć turniejów, mistrzostwa powiatu kościańskiego, mistrzostwa gminy Kościan, zawody letnie, dożynkowe, abstynenckie, turnieje z okazji Dni Czempinia.

- Lubię sprawiać ludziom przyjemność, a w przypadku kopa nie jest to wcale trudne. Wystarczy rzucić hasło i od razu zjeżdża mnóstwo graczy. Nikogo nie trzeba namawiać - cieszy się Grzegorz Ratajczak.

- W świat poszła informacja, że w kościańskim zawody są dobrze zorganizowane, więc o frekwencję można się nie martwić - dodaje Tadeusz Fabiś. - Ze dwa razy do roku organizuję rozgrywki u siebie, w Donatowie, nawet z Poznania ludzie przyjeżdżają, a to przecież kawał drogi.

Przepisu na sukces w kopa próżno jednak szukać. Nawet ci, którzy grają po czterdzieści, pięćdziesiąt lat "plączą się" w zeznaniach. - Ta gra daje zawodnikowi wiele możliwości, dlatego samo szczęście nie wystarczy, potrzeba jeszcze intuicji i trochę ryzyka. Właściwie na kopa nie ma mądrych, każde rozdanie jest inne, trzeba po prostu wyczuć przeciwnika - tłumaczy Stanisław Sikora.

- Szczęście, szczęście i jeszcze raz szczęście - podkreśla z kolei Grzegorz Ratajczak. - Nic się nie poradzi, kiedy karta nie idzie.
Po trzech turniejach kopa, w rywalizacji o Grand Prix gminy Kościan prowadzi Zdzisław Majorek z Jerki. Drugie miejsce zajmuje Ireneusz Warzybok z Chludowa, któremu po piętach depcze Tadeusz Skrzypczak z Piotrowa Pierwszego. Wśród pań - których na każdym turnieju jest kilka - prym wiedzie Barbara Skórzewska z Kobylnik, ósma w kwalifikacji generalnej.
- To było po jakimś szkoleniu. W pokoju hotelowym grałem z kolegami w kopa, przyglądali się nam miłośnicy brydża. W końcu orzekli, że kop przeczy wszelkim regułom gry w karty - śmieje się Grzegorz Ratajczak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski