W ostatnich tygodniach o Parlamencie Europejskim słychać często, głośno i w niezbyt korzystnych kontekstach, warto więc trochę przybliżyć to gremium. Pod obecną nazwą – wcześniej zwał się Zgromadzeniem lub Zgromadzeniem Parlamentarnym – funkcjonuje od 1962 roku, ale aż do 1979 nie pochodził z wyborów, tylko składał się przedstawicieli nominowanych przez parlamenty narodowe i był forum dyskusyjnym o nominalnych uprawnieniach doradczych. Pierwsze wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się w roku 1979.
Wybór tego gremium w powszechnym głosowaniu miał zmniejszyć problem tak zwanego deficytu demokratycznego Unii (a wcześniej Wspólnot), polegającego na tym, że coraz więcej decyzji w coraz liczniejszych dziedzinach jest podejmowanych przez ludzi, którzy nie mają do tego żadnego mandatu, nie pochodzą z wyboru obywateli. (W tym sensie wszystkie państwa członkowskie Unii są demokratyczne, ale sama Unia już nie.)
Czytaj też:
Światowej sławy specjalista od prawa międzynarodowego i unijnego, profesor Joseph H. H. Weiler (były rektor Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji oraz wykładowca uniwersytetów Harvarda, Stanforda, Yale, Oxfordzkiego i wielu innych), którego książkę „Chrześcijańska Europa. Konstytucjonalny imperializm czy wielokulturowość?” kilka tygodni temu tu przypominałem, zwraca uwagę na następujące zjawisko: „Sposób rządzenia Wspólnoty (Unii) zakłóca właściwą państwu równowagę między organami wykonawczymi a ustawodawczymi. To, co jest ramieniem wykonawczym państw członkowskich (ministrowie rządu), we Wspólnocie funkcjonuje jako główny organ ustawodawczy, obdarzony (…) coraz większymi uprawnieniami decyzyjnymi w dziedzinach o coraz rozleglejszym znaczeniu politycznym” (str. 121).
Wprowadzane na przestrzeni kilkudziesięciu lat kolejne zmiany traktatowe, zwiększające uprawnienia Parlamentu Europejskiego, miały minimalizować to szkodliwe zjawisko. Nadal jednak gremium to nie jest parlamentem w pełnym znaczeniu tego słowa, nie posiada bowiem wielu uprawnień cechujących w państwach demokratycznych najwyższy organ przedstawicielski. Nie ma prawa inicjatywy legislacyjnej, nie kreuje kierunków polityki europejskiej (cokolwiek to sformułowanie miałoby znaczyć), a jego uprawnienia kontrolne są skromne. Wszystko to sprawia, że wiedza obywateli o nim jest niewielka, a zainteresowanie znikome. „Znamienne jest to, że przez całe lata obserwowaliśmy stopniowy wzrost uprawnień formalnie przypisanych Parlamentowi Europejskiemu, a jednocześnie coraz mniejszą frekwencję podczas wyborów europejskich” – pisze prof. Weiler. „Nikt z tych, którzy głosują w wyborach europejskich, nie ma poczucia, że w rzeczywisty sposób wpływa na kierunki polityki europejskiej” (str. 122-123).
Czytaj też:
Przy okazji warto przypomnieć, że wyraz „parlament” wywodzi się od późnołacińskiego słowa „parabolāre” – „porównywać, mówić w przenośniach”. Parlament (nawet taki, jak Europejski, który nie ma wielkich uprawnień) powinien być miejscem, w którym się mówi, rozmawia. Tym bardziej zdumiewa fakt odmówienia polskiemu premierowi wystąpienia we wtorkowej debacie w Parlamencie o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Decyzję podjął przewodniczący David Sassoli, a argumentem było to, że „w tego rodzaju debacie wszystkie kraje są już reprezentowane przez półroczną prezydencję Rady UE”.
Decyzję podjął przewodniczący, ale niewątpliwie miał poparcie frakcji politycznych wchodzących w skład rządzącego Unią kartelu. Za decyzją tą stoi niechęć do polskiego rządu (wiedzą to i zwolennicy, i przeciwnicy rządu) i zasłanianie się prezydencją słoweńską tego nie przykryje. Powstaje jednak pytanie: jaki ma sens debata, zresztą na jakikolwiek temat, skoro debatujący nie są zainteresowani informacjami na temat przedmiotu debaty ze strony – czy się ją lubi, czy nie – najlepiej poinformowanej? Wbrew swej nazwie Parlament Europejski nie chce rozmawiać, chyba że sam ze sobą na dowolnie wybrany temat, na przykład prawa aborcyjnego w Teksasie (Stany Zjednoczone), czym zresztą kilka tygodni wcześniej się zajmował. Mieliśmy kiedyś w Polsce Sejm niemy, współcześnie w Unii mamy Parlament głuchoniemy.
Czytaj też:
Może więc dobrze, że to coraz bardziej sfanatyzowane towarzystwo nie ma większych kompetencji od tych, które ma? Strach pomyśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby Parlament Europejski mógł podejmować decyzje w sprawie migrantów, pandemii czy nadciągającego olbrzymimi krokami załamania energetycznego. Kryzys Unii Europejskiej trwa.
Zobacz: Rządowa tarcza antyinflacyjna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?