Dla jednych - wielkie święto i promocja miasta, dla drugich - seksizm, alkohol i nietrafione inwestycje.
- Euro to obyczajowa klęska, sprowadzająca się do picia piwa, zaczepiania dziewczyn i oglądania meczów - powiedział nam w środę Lech Mergler ze Stowarzyszenia My Poznaniacy.
To rozjuszyło euroentuzjastów.
- Wieczny pesymista i malkontent, który potrafi zepsuć najbardziej obiecująco zapowiadające się brykanie - odpowiada mu na łamach "Głosu" Jarosław Pucek, szef ZKZL i zagorzały kibic. I dodaje: - Nigdy nie usłyszałem, ani nie przeczytałem czegoś, co tak radykalnie odbiega od tego, co czuje większość z nas.
Tymczasem urzędnicy już myślą, jak przekuć "euroemocje" w konkretne profity dla Poznania. Właśnie rusza kampania promocyjna naszego miasta w Irlandii.
Czekamy na Wasze głosy: co dało nam Euro i czy opłacało się je organizować? Teksty i komentarze wysyłajcie na adres:
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?