Pomysł, by sprawdzić, na ile „Król Rock and Rolla” żyje i budzi zainteresowanie na przykład młodej publiczności, wydaje się atrakcyjny. Magdalena Zaniewska i Michał Siegoczyński wykonali benedyktyńską robotę, przekopując się przez archiwum związane z życiem gwiazdy. Po ludzku rozumiem ich, że trudno im było z czegoś smakowitego zrezygnować. Zapłacili za to teatralnym tasiemcem, który rwie się, bo sceny nie przystają do siebie, (są zbyt dygresyjne), na premierze spektakl nie miał jeszcze rytmu, bo zabrakło czasu, a trzeci akt – mam wrażenie – poszedł na żywioł.
Rozumiem autorów, że nie chcieli robić spektaklu hagiograficznego i dlatego zaprosili na scenę inne ikony rocka i popu: Yoko Ono, Johna Lennona, Michaela Jacksona, Bono, Jima Morrisona..., aby móc zreinterpretować mit Presleya, odejść od czystego biografizmu. Doceniam wątek zmarłego brata bliźniaka i jego wpływ na życie „Króla”, ale pachnie on tanim psychologizmem. Cieszę się, że pojawił się wątek polski przynajmniej w dwóch scenach, które zapamiętałem: dansingowa z Ciechocinka i amerykańskiego profesora, który udowadnia, że Presley żyje, niczym eksperci broniący tezy o zamachu w Smoleńsku, chociaż nie są specjalistami od lotnictwa. Ale w natłoku kolejnych anegdot, umykają lub rozmywają się fakty najważniejsze. W tym scenicznym gadulstwie trzeba się było wysilić, aby wyłapać najważniejsze przemyślenia bohaterów, które warto by było wysłać listem poleconym – jako przestrogi – współczesnym gwiazdom. Mnie najbardziej spodobała się scena w II akcie, kiedy Priscilla opowiada o życiu z „Królem” i odejściu od niego, a zaraz potem dialog z mężem (brawo Marta Szumieł i Mariusz Zaniewski).
„Kręcąc” teatralną telenowelę, Siegoczyński nie mógł zrezygnować z kamery, bo pozwala to na zmianę miejsc akcji. Pewnie już nikt nie pamięta, kto od kogo wziął ten pomysł, ale kontener na scenie, w którym rozgrywa się akcja, a następnie pokazywana jest na dużym ekranie, jest nudny. Reżyser czasami pokazuje sceny rozgrywające się w garderobie (w kulisach) bądź w samochodzie. Rozumiem, że reżyser lubi bawić się konwencjami filmów klasy „C”, kiczem czy kampem – jak mówił przed premierą. Tylko ten cudzysłów zabawy w teatralnej rzeczywistości czasami znika i zostaje konwencja. A wtedy przestaje bawić.
Spektakl o Presleyu i innych ikonach rocka i popu nie mógł się obejść bez piosenek, które każdy widz zna lub przynajmniej kojarzy. I pod tym względem spektakl cieszy ucho, zwłaszcza kiedy zaczyna śpiewać Anna Mierzwa tym razem piosenki napisane dla mężczyzn. Dorównuje jej Karolina Głąb, a z panów – Michał Kocurek.
Teatr Nowy w Poznaniu: Magdalena Zaniewska, Michał Siegoczyński – „Elvis”
reżyseria Michał Siegoczyński, scenografia Maja Skrzypek, kostiumy Maja Skrzypek i Justyna Kuchta, muzyka i aranżacje Dominik Strycharski, reżyseria świateł l Jacqueline Sobiszewski, projekcja wideo Krzysztof Blok, współpraca choreograficzna Alisa Makarenko, premiera 5 marca 2016
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?