Dzieci jednego z najbogatszych ludzi świata, Billa Gatesa, nie zobaczą prawie nic z wartej kilkadziesiąt miliardów dolarów fortuny. Rodzice powołali do życia fundację, która ma wydać większość pieniędzy założyciela Micro-softu. A dzieci? Dostaną tyle, żeby wystarczyło na godny start. W ślady Gatesów idzie już kilku amerykańskich miliarderów, których udało się namówić, aby swoje majątki przeznaczyli dla dobra wspólnego. Inaczej jest w rodzinie Ingvara Kamprada, założyciela koncernu Ikea. Ten przekazał władzę w firmie trzem synom, ale wkrótce dzieci rozpoczęły z nim prawną wojnę o majątek. Według nieoficjalnych informacji ostatecznie ojciec, jeszcze za życia, musiał fortuną podzielić się z synami...
Córka po mamie, syn po tacie
Z początkiem roku wielkie przejęcie władzy w firmie ogłosił najbogatszy Polak, Jan Kulczyk. 33-letni syn miliardera, Sebastian Kulczyk, do stanowiska prezesa przygotowywany był od kilku lat. Wcześniej w Poznaniu dziwiono się, że dziedzic gigantycznej fortuny rozwija własne firmy, a nie czerpie z rodzicielskiej kieszeni. Teraz to on zaczyna grać pierwsze skrzypce. Sebastian ma jeszcze siostrę Dominikę. Ona z kolei jest postrzegana jako następczyni „damy na Starym Browarze”, czyli Grażyny Kulczyk. Małżeństwo Kulczyków po rozwodzie podzieliło majątek, ale już wcześniej dzieci podążały drogami wyznaczonymi przez płeć: syn za ojcem, córka za matką.
Podobnie może wyglądać dziedziczenie władzy u następnego na liście najbogatszych: Zygmunta Solorza-Żaka. Również on już ogłosił, że władzę w jego Polkomtelu przejmuje najstarszy syn, Tobias Solorz. Nie spadł firmie z nieba, bo od lat był do tego przygotowywany: przez świetne wykształcenie i zasiadanie we władzach firmy.
Ale do jednego z ciekawszych przypadków sukcesji doszło w Poznaniu.
Dzieci dziedziczą po nowemu
„Zaczęło się w 1840 roku, kiedy nasz prapradziadek założył mały warsztat złotniczy... Nie, stop! To chyba nie ta bajka” – tak na jej stronie internetowej zaczyna się opowieść o najstarszej wśród najmłodszych firm jubilerskich w kraju: Ania Kruk.
–Piszemy nowy rozdział w tej samej książce – kontynuujemy tradycję rodzinnego biznesu, ale robimy to z właściwą młodemu pokoleniu świeżością i nową energią – podkreśla Anna Kruk, która dała imię nowej spółce. Szefuje jej Wojciech Kruk junior, a inwestorem i doradcą pozostaje Wojciech Kruk senior – człowiek stojący za tą starszą, sięgającą w tradycji roku 1840, firmą W. Kruk.
Kruk, w Poznaniu postać znana nie tylko z biznesu – przez trzy kadencje był senatorem – wprowadził przed laty swoją firmę na giełdę. I padł ofiarą wrogiego przejęcia, przeprowadzonego przez grupę Vistula. A raczej padłby – gdyby nie wykupienie przez zależne od niego firmy części akcji tejże… Vistuli. W ten sposób rodzinna firma Kruków nie należy już do rodziny, ale wciąż pozostaje w jej strefie wpływów. I najmłodsze pokolenie Kruków odziedziczy dochody, ale niekoniecznie władzę. Starsze przedsiębiorstwo to już element większej korporacji, nadal specjalizujące się w luksusowej biżuterii. Ania Kruk kojarzona jest zaś z tzw. biżuterią modową. Tu nie znajdziemy złota i brylantów, a projekty z materiałów niewykorzystywanych wcześniej w jubilerstwie, takich jak silikon, rzemień czy mosiądz.
Wydarzenia z przeszłości dużo zmieniły… – A raczej przyspieszyły – mówi młodszy z Wojciechów Kruków. – Od „zawsze” widziałem się w rodzinnej firmie, tam zdobywałem pierwsze zawodowe szlify. Ale pewnie zajęcie się tym biznesem w charakterze menedżera nastąpiłoby później – twierdzi.
W przypadku jego siostry było wręcz przeciwnie. – Nie byłam pewna, czy chcę być częścią rodzinnego biznesu. Wiedziałam, że chcę projektować, ale ciągnęło mnie też do literatury. Ostatecznie studiowałam projektowanie na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu i zagranicznych uczelniach – w Lyonie i Barcelonie. Dziś przekonuję się, że to, czego uczyliśmy się na studiach artystycznych: że najpierw jest problem, później analiza, a na końcu rozwiązanie – czyli projekt – znajduje też swoje odzwierciedlenie w biznesie. W pewnym momencie moje doświadczenia złożyły się w jedną całość. Kiedy pojawiły się kłopoty – pomyślałam, że jeśli nic nie zrobimy, to moje dzieci nie będą mogły nawet się buntować przeciwko rodzinnej tradycji. Bo jej nie będzie. W gruncie rzeczy tu chodziło o rodzinę – mówi Ania Kruk.
Czy w rodzinie, w której biznes jest już niemal 200-letnią tradycją, dzieci w ogóle mają szanse zająć się czymś innym? Przypadek Kruków pokazuje, że tak. – Nasz ojciec zawsze nam powtarzał, że możemy, ale nie musimy, pracować w rodzinnej firmie. Jednocześnie podkreślał, że samo nazwisko, bez ciągłego rozwoju i podwyższania swoich kwalifikacji, nie zagwarantuje nam możliwości zarządzania rodzinnym biznesem. Mieliśmy wybór, ale również świadomość, że tylko dzięki ciężkiej pracy możemy coś osiągnąć. W przypadku Kruków nie było i nadal nie ma mowy o drodze na skróty – podkreślają dzieci.
Nie chcą dziedziczyć władzy
– Dzieci w bogatych rodach przychodzą na świat już z nawigacją na całe życie. I tak 3-letni Staś już jest widziany w roli lekarza, prawnika – mówi Adrianna Lewandowska, szefowa Instytutu Biznesu Rodzinnego, który bada i wspiera rodzinne przedsiębiorstwa. Z obserwacji IBR wynika zaskakujący wniosek: potomkowie założycieli firm, spadkobiercy fortun, prawie wcale nie są zainteresowani przejmowaniem interesów rodziców. Zaledwie 6,3 procent studentów, potencjalnych sukcesorów rodzinnych interesów, chciało zarządzać rodzinnymi firmami.
– Rodzice widzą dzieci jako następców i one same początkowo żyją w takim przeświadczeniu. Ale kiedy wchodzą w okres samodecydowania – to się zmienia. Bardzo wielu moich studentów mówi: ja wcale nie chcę się zajmować tym, czym zajmują się rodzice, ale nie wiem, jak im to powiedzieć. Tymczasem rodzice, których często znam, żyją w przeświadczeniu, że dziecko bardzo chce przejąć rodzinny biznes – podkreśla Adrianna Lewandowska. – Ale nawet w przypadkach, gdy obie strony są przekonane – nie zawsze to się udaje. Tak było w przypadku firmy Mariott, gdzie potencjalnych następców było czterech. Jeden z nich zaszedł bardzo wysoko, ale senior rodu zauważył, że następca im wyżej zachodzi w hierarchii – tym bardziej… smutnieje. Okazało się, że nie odnajduje się w korporacji. Ostatecznie funkcję prezesa przejął niezwiązany z rodziną prawnik.
Ekspert podkreśla, że im jednak wcześniej rodzice zadbają o to, aby dzieci zainteresowały się rodzinnymi interesami i w nich, nawet w bardzo prostej formie, uczestniczyły – tym większa szansa, że te interesy rzeczywiście przejmą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?