Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drukuje łąkotki, tworzy testy na covid i godo po poznańsku. Profesor Jakub Rybka od dziecka chciał być naukowcem

Nicole Młodziejewska
Nicole Młodziejewska
- Po studiach w Wiedniu wróciłem do Polski i tej decyzji nie żałuję - mówi prof. RybkaPrzejdź dalej -->
- Po studiach w Wiedniu wróciłem do Polski i tej decyzji nie żałuję - mówi prof. RybkaPrzejdź dalej -->Robert Woźniak
– Gdy szedłem do podstawówki jeszcze chciałem być lekarzem, gdzieś na przełomie podstawówki i liceum wiedziałem, że będę naukowcem - mówi prof. Jakub Rybka, biotechnolog i zastępca dyrektora Centrum Zaawansowanych Technologii UAM, ale także dumny poznaniak.

Niedawno otrzymał pan Srebrną Pieczęć Prezydenta Miasta Poznania. Co będzie kolejne? Nagroda Nobla?
Jeszcze jest Złota Pieczęć (śmiech). Oczywiście, że nagroda Nobla jest marzeniem każdego naukowca, ale trzeba mierzyć siły na zamiary, więc to raczej nie jest dla mnie.

To co jest takim szczytem, który może osiągnąć naukowiec, oprócz Nobla?
Są jeszcze pośrednie rzeczy, jak np. publikacja w “Nature” albo w “Science”, których też nadal nie mam. Wszystko jest jeszcze przede mną.

A czym jest dla pana ta Srebrna Pieczęć?
To dla mnie bardzo ważne osiągnięcie. Przede wszystkim dlatego, że ona podkreśla poznańskość. To są cechy, które u mnie w domu, jeszcze za czasów mojego pradziadka, były bardzo widoczne. Szczycę się tym, że jestem poznaniakiem, jestem bardzo dumną pyrą, używam bardzo chętnie gwary i staram się też, żeby moje dzieci jej używały. Uwielbiam, gdy ktoś stosuje regionalizmy. Miałem to szczęście studiować w Wiedniu i tam naprawdę w miejscowości obok mówi się inaczej, niż w miejscowości po drugiej stronie. U nas w zasadzie tego nie ma i bardzo nad tym ubolewam.

Ale jednak nie za używanie gwary otrzymał pan nagrodę od prezydenta Poznania.
Nagroda była za szybką reakcję na Covid-19, ale też za to, co robimy wraz z moim zespołem dla nauki poznańskiej. Ale to wszystko było możliwe dzięki temu, że znajdujemy się w Centrum Zaawansowanych Technologii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza. Ten uniwersytet jest bardzo ważnym miejscem, jeżeli chodzi o naukę. Mam też bardzo duże wsparcie ze stron władz UAM i naszego centrum.

Tą szybką reakcją na Covid-19, o której pan mówi, było stworzenie testu covidowego. Pierwszego w Polsce.
To był test immunodiagnostyczny i faktycznie był on pierwszym tego typu testem w Polsce. Bardzo szybko zareagowaliśmy, udało nam się bardzo błyskawicznie wprowadzić nasze badania i stworzyć ten test. W momencie wybuchu pandemii widoczne były dwa ośrodki akademickie - Kraków i Poznań. ICHB PAN stworzyło genetyczny test covidowy, który pokazywał, czy jest się zakażonym, a nasz immunodiagnostyczny pokazywał czy było się chorym. To było bardzo ważne, żeby te rzeczy były rozpatrywane kompatybilne, a nie przeciwko sobie.

Test immunodiagnostyczny, do tego drukowanie łąkotki... To co pan robi dla wielu osób brzmi jak science fiction, ale pan zawsze powtarza, że to nie jest nic nierealnego, że to się dzieje.
Tak, bo gdyby każdy wszedł do naszego laboratorium, to zobaczyłby, że to nie jest nic nadzwyczajnego, że to normalna maszyna. Ale faktycznie, biodrukujemy łąkotkę i tym zajmujemy się przede wszystkim. A test covidowy był po prostu potrzebny w tamtym momencie. Ja byłem bardzo aktywny w tym, żeby wspierać i promować to, co mówili w tamtym czasie naukowcy, żeby im wierzyć, promowałem też szczepienia.

No właśnie. W czasie pandemii pojawiło się sporo osób, które nie wierzyły w istnienie koronawirusa, podważały skuteczność szczepionek itp. Czy pan, jako naukowiec też spotykał się z różnymi teoriami? Próbował pan wyjaśniać co jest prawdą, a co nie?
Oczywiście, że tak. Ale nie zawsze udawało mi się te osoby przekonać. Mamy ruchy antyszczepionkowe – to jest jedna grupa. Mamy ludzi, którzy uważają, że ziemia jest płaska - to kolejna grupa. Mamy też takich, którzy twierdzą, że jak na niebie pojawiają się smugi kondensacyjne, to znaczy, że samoloty puszczają chemiczne substancje, żeby robić z nami różne rzeczy, np. nas sterylizować. Mamy ludzi, którzy wierzą, że 5G jest szkodliwe. I teraz wszystko zależy od tego, jak bardzo jesteś zacietrzewiony w swoim myśleniu. Bo teorie spiskowe są bardzo wygodne, one bardzo łatwo tłumaczą rzeczy, których się nie rozumie. Weźmy takiego człowieka, który zajmuje się zupełnie czymś innym i nagle słyszy, że w środku szczepionki jest jakieś mRNA. On to miał kiedyś w szkole, coś mu świta, że to był jakiś kwas nukleinowy i jak usłyszy nagle, że to zmienia jego geny, to oczywistym jest, że będzie w stanie w to uwierzyć. Niestety, tak to wygląda. Naturalnym jest, że nikt w takich sytuacjach nie sięga do jakichś bardzo zaawansowanych źródeł, bo nie jest w stanie tego zrozumieć. Dlatego jeżeli dostaje informację w miarę przestępny i prosty sposób, to logicznym jest, że w to wierzy.

Czy w takim razie ludzie zrozumieją drukowanie łąkotki? Czy pojawiają się teorie i protesty, że za chwilę będziecie drukować nowych ludzi?
Nie ma jeszcze legislacji do tego, więc w najbliższym czasie nas to nie czeka (śmiech).

To teraz tak poważnie. Jak drukuje się łąkotkę?
Do drukowania łąkotki używamy elementów świńskich. Mamy komórki, które muszą w czymś wisieć, żeby stanowiły organ. To wszystko nazywa się macierzą zewnątrzkomórkową i to pozyskujemy od świni. Natomiast komórki są ludzkie i są pochodzenia tłuszczowego. One są przekształcane przez nas do komórek, które są potrzebne do łąkotki, po to, żeby ta konstrukcja, którą później wszczepimy była własną konstrukcją pacjenta. W związku z tym pobieramy pacjentowi ok. 50 ml tłuszczu, dzięki czemu pacjent dostaje później łąkotkę zrobioną z własnych komórek, która w zasadzie jest jego własną łąkotką, tyle że na “rusztowaniu” świńskim.

Jak się wpada na taki pomysł? Czy to jest tak, że komuś się nagle przyśni taka wizja i później się nią dzieli i wszyscy siadają i to tworzą?
Nie, aż tak to nie. To jest czytanie dostępnych materiałów, myślenie, co jeszcze sami możemy zrobić i dyskusje wewnątrz zespołu. To wszystko jest wspólna praca. Dlatego też, gdy odbierałem Srebrną Pieczęć, podkreślałem, że to zasługa całego mojego zespołu. To nigdy nie jest tylko jeden człowiek, który coś wymyśla. Ja nie uważam siebie absolutnie za geniusza. Co więcej, otaczam się ludźmi lepszymi od siebie. Dlatego bardzo dużo z tych rzeczy wynika ze wspólnych dyskusji, podczas których w pewnym momencie dochodzimy do konkluzji, że gdy pozbieramy wszystkie nasze mikropomysły, to może z tego powstać coś, co ma szansę coś znaczyć.

To co jeszcze oprócz łąkotki może wyjść z Laboratorium Biotechnologii Stosowanej CZT UAM?
A bo ja wiem (śmiech). Mamy łakotkę, mamy bionanomateriały, udoskonaliliśmy też mocno test immunodiagnostyczny i w tej chwili działamy też w kierunku sekwencjonowania nowej generacji łąkotki. Ale też za namową rektor UAM prof. Bogumiły Kaniewskiej, rektora prof. Michała Banaszaka i dyrektora Uczelnianego Centrum Innowacji i Transferu Technologii założyliśmy firmę, z której część udziałów obejmuje uniwersytet, po to, żeby można było komercjalizować to, co my tutaj robimy.

Kiedy w takim razie możemy spodziewać się tej łąkotki?
Za dwa granty. Jesteśmy w tej chwili już na takim etapie, że możemy wydrukować taką łąkotkę, możemy wykorzystać nasze materiały, ale potrzebujemy pieniędzy. Teraz sytuacja związana z grantami jest bardzo zła, nauka została zepchnięta na dalszy tor. To jest coś nad czym bardzo ubolewamy. Łatwiej w tej chwili jest dostać granty europejskie niż te krajowe. Obecnie koszty przeprowadzenia całej procedury oceniania są droższe, więc w zasadzie opłacałoby się losować granty. To jest bezsensu. Są badania, które mówią, że jedna złotówka zainwestowana w naukę zwraca się jako 7-8 zł w PKB.

A jak polska nauka wygląda na tle Europy i świata. Czy mamy świetnych naukowców, ale problem z finansowaniem czy jednak ogólnie jesteśmy gdzieś w tyle?
Mamy świetnych naukowców, którzy doceniani są również na poziomie europejskim i światowym. Dlatego myślę, że pod tym względem absolutnie nie odstajemy. Jeżeli chodzi o sprzęt, którym dysponujemy w Polsce – tu również nie mamy sobie niczego do zarzucenia. Finansowanie z pewnością jest problemem, bo nauka jest niedofinansowana. Co więcej, zauważamy, że wiele osób woli pracować za granicą niż w Polsce. Ale nie ma co się dziwić, bo jeżeli jesteśmy w takim momencie jak teraz, że jako naukowcy zarabiamy bardzo mało, nie dostajemy grantów, nie możemy prowadzić badań, to w pewnym momencie każdy staje przed wyborem czy może nie kontynuować swoich badań gdzieś indziej.

Pan stanął przed takim wyborem?
Na szczęście jeszcze nie. Co więcej, ja po studiach w Wiedniu wróciłem do Polski. I wyjeżdżając za granicę od początku zakładałem, że wrócę i wcale tej decyzji nie żałuję.

A myśli pan, że tam dokonałby czegoś większego, lepszego?
Spotkałem ostatnio kolegę stamtąd. Rozmawialiśmy na ten temat. Ja uważałem, że w Austrii nie byłbym w stanie zajść tak wysoko. On z kolei twierdził, że mógłbym tam osiągnąć to samo, co w Polsce. Ale ja jestem sceptyczny, bo mimo wszystko zawsze byłbym tam „tylko” Polakiem. No i pewnie nie dostałbym Srebrnej Pieczęci prezydenta Wiednia (śmiech). Tutaj jestem wśród swoich i jestem z tego bardzo zadowolony i nie chciałbym tego zmieniać.

Zawsze marzył pan o tym, żeby być naukowcem? Co odpowiadał mały Jakub, gdy jego koledzy opowiadali, że zostaną strażakami lub policjantami?
Najpierw chciałem być neurochirurgiem. Jak szedłem do podstawówki, to jeszcze chciałem być lekarzem. Ale gdzieś na przełomie podstawówki i liceum wiedziałem już, że chcę być naukowcem, chciałem grzebać w probówkach i innych rzeczach. To też dzięki mojej nauczycielce biologii z liceum i mojej mamie, która również jest biologiem.

A dlaczego w ogóle nauka jest tak ważna?
Ze wspomnianych już względów ekonomicznych. Ale też dlatego, że dzięki nauce następuje rozwój, który jest nam potrzebny, żebyśmy jako Europa mogli stanowić przeciwwagę dla Stanów Zjednoczonych i dla mocno rozwijającej się Azji. Dzięki nauce jesteśmy też w stanie rozwinąć medycynę tak, żeby leczyć to, co zniszczyliśmy swoim działaniem od mniej więcej dwustu lat.

Prof. Jakub Rybka, biotechnolog, zastępca dyrektora Centrum Zaawansowanych Technologii UAM. W swojej pracy skupia się na naukach biologicznych i bionanotechnologii, inżynierii biomedycznej, biodruku 3D i immunodiagnostyką COVID-19. 9 listopada otrzymał Srebrną Pieczęć z rąk prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, która przyznawana jest osobom lub instytucjom stanowiącym wzór tradycyjnych, poznańskich cnót, które w sposób wyjątkowy zaistniały w świadomości mieszkańców stolicy Wielkopolski.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Stosowane kiedyś metody leczenia często wzbudzają dziś kontrowersje, a opisy przeprowadzanych zabiegów mrożą krew w żyłach. Lobotomia, wypalanie żelazem czy rażenie pacjenta prądem to dopiero początek. Zobacz, jakie przerażające metody leczenia były kiedyś popularne i regularnie wykorzystywane w medycynie --->Czytaj też: Tragiczna historia opuszczonego szpitala psychiatrycznego pod Poznaniem. Działy się tam przerażające rzeczy, o których mało kto słyszał

Przerażające dawne metody leczenia. Dziś wywołują ciarki. Lo...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski