Poznański profesor, który już drugi miesiąc wynajmuje pomieszczenia, przyznaje, że w jego lokalu są sprzedawane podejrzane substancje. Mówi jednak wprost, że podczas podpisywanie umowy nie wiedział, co będzie sprzedawane w lokalu.
- Twierdzili, że to będzie "normalny" sklep z upominkami - zapewnia i przyznaje, że czuje się wprowadzony w błąd.
Jak tłumaczy, od kilkunastu dni próbuje skontaktować się z właścicielami, żeby ustalić warunki zerwania umowy. Jest jednak problem. - Jedyny kontakt jaki mam to adres, który był podany na umowie. Wysyłam tam dokumenty. Niestety, przesyłki wracały bez odpowiedzi - tłumaczy.
Zobacz też: Dopalacze w Poznaniu: Jest nowy sklep z "talizmanami"
Na pytanie, czy zamierza w inny sposób porozumieć się z właścicielami, odpowiada:
- Na pewno nie pójdę do lokalu. Boję się...
Jak dowiedział się "Głos Wielkopolski" mężczyzna otrzymuje pieniądze za czynsz bez problemów. Przychodzą one nawet przed terminem.
O tym punkcie pisaliśmy na początku lipca. Po tekście w redakcji "Głosu" rozdzwoniły się telefony. Mieszkańcy mówili, że boją się o bezpieczeństwo. Obawiają się, że młodzi ludzie po dopalaczach mogą kogoś skrzywdzić. A widok "młodzieniaszków z mętnymi oczami, obok których strach przejść, to codzienność" przed sklepem. Narzekają też, że niektórzy z najemców nie robią nic, żeby "szemrane towarzystwo wykurzyć z okolicy".
Jedna z mieszkanek z ul. Górna Wilda, wprost prosi: - Apeluję do wszystkich, nie wynajmujcie lokali "takim typom". Przez to, że działają u nas takie sklepy, dzielnica nigdy nie będzie bezpieczna. W obawie o siebie i swoje dzieci, także nie chce podać nawet swojego imienia.
Dowiedzieliśmy się, że właściciele punktu już kilka miesięcy temu próbowali ruszyć z "interesem" i udałoby im się to, gdyby nie szybka reakcja właścicielki nieruchomości.
- Pewien młody i sympatyczny mężczyzna chciał wynająć ode mnie lokal przy ul. Górna Wilda. Tłumaczył, że będzie sprzedawał amulety, talizmany i inne upominki. Zgodziłam się, bo nie zdawałam sobie sprawy, że "takie" upominki ma na myśli - przyznaje kobieta - anonimowo - i od razu dodaje: - Jednak natychmiast, kiedy dowiedziałam się, co naprawdę właściciel planuje, wycofałam się ze współpracy. Jak mówi, jej udało się na szczęście zerwać umowę.
- Nie byłabym w stanie żyć, wiedząc, że w moim lokalu sprzedawane są te świństwa - twierdzi i dodaje: - Dziwie się, że pan profesor pozwala na to, żeby w jego lokalu dochodziło to tak okropnego procederu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?