MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dobrze przygotowana improwizacja

Przemysław Walewski
Legendarny muzyk Duke Ellington został kiedyś zagadnięty po koncercie przez krytyka: „Mistrzu, ale pan wspaniale improwizował!”. Jazzman popatrzył na niego z uśmiechem i odparł: „Do tej improwizacji przygotowywałem się piętnaście lat”.

Tak samo odpowiedział mi legendarny maratończyk Kenijczyk Paul Tergat, który był kiedyś rekordzistą świata na królewskim dystansie. Zapytałem go, jak przygotowywał się do bicia rekordu. .Paul wyjawił, że dużo improwizuje, szuka nowych bodźców, a te które się sprawdzą wprowadza do swojego planu treningowego. Zarówno improwizacje Ellingtona jak i Tergata oparte były na solidnych podstawach, wypracowanych setkami godzin ćwiczeń. Większość kenijskich biegaczy trenuje według podobnego schematu. Tu są aż do bólu precyzyjni i nie spotkasz kenijskiego biegacza bez zegarka. Pamiętam jak Paul Tergat przyszedł na spotkanie elegancko ubrany ze srebrnym zegarkiem na ręce. Treningowy stoper był do biegania, a markowy zegarek przypominał mu, że dzień ma 24 godziny, podczas których trzeba zrobić dwa treningi i wypoczywać.

Kenijczycy nie zliczają kilometrów, liczby treningów. Biegają według zegarków, które pikaniem przypominają, że mają zacząć kolejną sesję fartleku. Nie liczą podbiegów i zbiegów tylko robią je przez godzinę. Koncentrują się na bieganiu, a nie na liczeniu. Tej metody treningowej nauczył Kenijczyków Brytyjczyk Bruce Tulloh w latach 70-tych XX wieku. W 1962 r. zdobył on na bosaka mistrzostwa Europy na 5000 m. To Tulloh zgodnie z kolonialną tradycją porannej rozgrzewki narzucił, że treningi trzeba zaczynać o godzinie 6-tej rano. Dlaczego właśnie o tej godzinie? Tak naprawdę nikt nie wie. O godzinie 6-tej rano jest jeszcze ciemno i tak chłodno, że biegacze trenują w dresach.

Zegarek pozwala nie spóźnić się na trening. Jeśli przyjdziesz o godz. 6.05 to może jedynie usłyszysz gdzieś w oddali tupot dziesiątek stóp. Kenijczycy trenują w grupach. Etiopczycy, z którymi biegałem, są preferują „grupki” składające się z 6-8 biegaczy na tym samym poziomie wytrenowania. Kenijski peleton liczy nawet dwustu biegaczy i biegaczek. Tu nie ma podziału ani na płeć, ani na rodzaj treningu. Jeśli fartlek (w Polsce ten rodzaj szwedzkiego treningu wylansował Jan Mulak jako zabawę biegową) ma 25 powtórzeń po minucie, to po minucie rozbrzmiewa w ciemnościach kakofonia pisków.

O rodzaju treningu decyduje szef lokalnej grupy. Trudno go nazwać trenerem w naszym rozumieniu tego słowa. To przeważnie doświadczony zawodnik, lider, który szlifuje afrykańskie diamenty, by wydobyć z nich pierwszy błysk brylantu. Po drodze tego i innych treningów grupa biegaczy przerzedzi się, część dołączy do innych grup, inni stwierdzą, że nie mają szans stać się mistrzami na miarę Paula Tergata. W każdy czwartek różne grupy biegaczy spotykają się na wspólnym fartleku. Wtedy trening przypomina wyścig. Kilkuset biegaczy nie wie, jak dzisiaj będzie wyglądał fartlek. To sprawdzian dla wielu biegaczy, na jakim są poziomie. Miejsce, na którym przybiegniesz będzie świadczyło, jak daleko jesteś za … Kenijczykami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski