Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do Opola mam sentyment - rozmowa z Dorotą Miśkiewicz

Marek Zaradniak
Dorota Miśkiewicz zaśpiewała w piątek na 49. Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu
Dorota Miśkiewicz zaśpiewała w piątek na 49. Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu Fot. SonyBMG
O festiwalu polskiej piosenki w Opolu, kibicowaniu, duetach i nowej płycie mówi Dorota Miśkiewicz

"Sambę z kalendarza" z najnowszej Pani płyty zaśpiewała Pani podczas koncertu "Premiery" na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. A to znaczy, że należy Pani do sporej grupy tych, którzy nie deprecjonują tego festiwalu?

Dorota Miśkiewicz: - Do mnie też dochodzą głosy malkontentów pytających, po co ten festiwal? A ja mam do niego sentyment. Pamiętam, gdy przyjeżdżałam do Opola jako córka swojego taty [Henryk Miśkiewicz - saksofonista jazzowy - przyp. red], gdy on grał w orkiestrze. Potem śpiewałam tam jako chórzystka zespołu Kukla Band. Bardzo dobrze kojarzy mi się zwłaszcza bufet z tyłu sceny. Wydaje mi się, że krytyka festiwalu wpisuje się w modę krytykowania wszystkiego, łącznie z Euro. Owszem, festiwali jest coraz więcej, więc opolski nie ma już takiej renomy jak kiedyś. Jednak w tym roku jest on dla mnie wyjątkowo ważny, bo zbiega się z promocją mojej płyty, więc nie wyobrażam sobie, aby się nie cieszyć z tego, że przedostałam się przez gęste sito eliminacji. Bo ze 160 osób, które się zgłosiły, wybrano zaledwie dziesięć. Mam na dzieję, że skoro są ludzie, którzy chcą tam występować, to znajdą się i tacy, którzy chcą ich słuchać.

Tegoroczny festiwal odbywa się wcześniej niż zwykle ze względu na Euro 2012. Kibicuje Pani naszym piłkarzom?

Dorota Miśkiewicz: - Bardzo bym chciała pójść na jeden mecz. Już nawet mam bilet, choć nie wiem, jaki to mecz. Jednak nie jestem typowym kibicem. Nie potrzebuję szalików, gwizdków czy innych gadżetów i do tej pory ciągle trzeba mi tłumaczyć, na czym polega tzw. spalony. Ale jeśli już oglądam mecz, co mi się nieczęsto zdarza, to po prostu udzielają mi się emocje innych ludzi i sama też się angażuję. Staję się wtedy kibicem na chwilę.

Mówi się, że Pani nowa płyta to spojrzenie w przeszłość. Skąd taka perspektywa u osoby, której daleko do życiowych bilansów?

Dorota Miśkiewicz: - Wydaje mi się, że jako osoba w średnim wieku już mogę spoglądać w przeszłość. Czasami jest to nawet spojrzenie do czasów przed moim urodzeniem. Ale na gruncie zawodowym unikam traktowania przeszłości jako matrycy do kopiowania tego, co już było. Interesuje mnie łączenie staroświeckiego podejścia do piosenki z nowoczesnością. Piosenkę można przecież zaśpiewać tylko z samą gitarą i też się będzie bronić. Ma przecież też akordy, melodię i tekst. Z drugiej strony trochę elektroniki sprawia, że te piosenki brzmią świeżo i nowocześnie.

Na Pani płycie słychać duety - z Wojciechem Waglewskim i z Ewą Bem. Skąd ten wybór?

Dorota Miśkiewicz: - Zrodził się spontanicznie. Miałam melodię, o którą się martwiłam. Była lekka, przebojowa, ale potrzebowała dobrego tekstu, aby się obroniła. Uznałam, że do tej lekkiej melodii przydałaby się męska szorstkość, czyli Wojciech Waglewski. Gdy się zgodził, nie wyobrażałam sobie, aby nie zapytać, czy by ze mną nie zaśpiewał. Przy okazji zobaczyłam, jak pracuje. Bardzo lubię jego charyzmatyczny, nonszalancki śpiew i taki też jest on sam, tak właśnie pracuje. Ma wielki dystans do śpiewania i kiedy go obserwowałam, pomyślałam, że tego właśnie mi trochę brakuje i mogłabym się od niego pouczyć.

A Ewa Bem?

Dorota Miśkiewicz: - Myśl o śpiewaniu z Ewą Bem kołatała mi w głowie od lat, ale nie wiem, czego mi zabrakło, że do niej wcześniej nie zadzwoniłam. Ale kiedy już to zrobiłam, pierwsze pytanie, jakie mi zadała brzmiało - dlaczego tak późno? Poprosiłam Grzegorza Turnaua, aby napisał tekst, nadający się do śpiewania przez dwie kobiety i tak powstała piosenka tytułowa, która tak naprawdę nie jest duetem, lecz dwuosobowym chórkiem. Tak nasze głosy się zlewają, że prawie przez cały czas śpiewamy jednym.

Duety są Pani specjalnością od lat. W pamięci wielu fanów pozostał ten ze zmarłą na początku tego roku Cesarią Evorą...

Dorota Miśkiewicz: - Dla mnie było to wielkie przeżycie, bo to przecież wielka dama ze świata. Podczas nagrania ona była we Francji, a ja w Polsce, ale potem spotkałyśmy się na koncertach i było to niezwykłe przeżycie. Ona po prostu stała, śpiewała i była taka naturalna. Niczym się nie przejmowała, ale i nikomu nie schlebiała. To było piękne.

Pochodzi Pani z muzycznej rodziny. Często razem gracie?

Dorota Miśkiewicz: - Nie tak bardzo często, ale jeśli już, to bardzo to lubimy. Najczęściej spotykamy się przy projektach mojego taty. Tata lubi nas gromadzić. I wtedy jest fajnie, bo my się dobrze ze sobą czujemy także pod względem muzycznym. Każdy z nas podąża trochę inną drogą, więc trudno, żebyśmy grali często razem. Brat [perkusista - red] gra dość trudną muzykę jazzową. Tata praktycznie wszystko, więc najczęściej spotykamy się przy jego projektach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski