– W czerwcu 1953 roku, a więc już po śmierci Józefa Stalina, w Czechosłowacji i w NRD doszło do pierwszych robotniczych wystąpień – opowiada prof. UAM dr hab. Konrad Białecki, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu. – Poznański Czerwiec można więc wpisać w nurt buntów społecznych mających wspólną cechę – dążenie do poluzowania dojmującego gorsetu stalinizmu, który ściskał obywateli pozostających pod sowiecką dominacją…
Mieszkańcy Poznania, tak samo jak reszta rodaków borykali się z biedą, niewystarczającymi do życia płacami i wyśrubowanymi normami pracy, co budziło niezadowolenie.
Ceny, normy i brak mieszkań
– Ogromne oczekiwania rządzących odnośnie wydajności pracy, które zostały narzucone poprzez plan sześcioletni, niestety nie powodowały zwiększonej gratyfikacji finansowej dla robotników – mówi prof. Konrad Białecki. – Zwiększoną wydajność starano się za to osiągać poprzez działalność o charakterze propagandowym, a także poprzez tak zwane współzawodnictwo pracy. Realnie robotnicy tracili, między innymi z tego względu, że podwyżki cen, czy takie operacje jak wymiana pieniędzy, z jednej strony pozbawiały ich oszczędności, a z drugiej realnie zmniejszały siłę nabywczą tych środków, które już posiadali. Do tego trzeba dołożyć złą organizacje pracy, fatalne warunki bezpieczeństwa i higieny pracy w zakładach wielkoprzemysłowych. Dodatkowo w Poznaniu musimy sobie uświadomić jeszcze jeden problem. Pod koniec działań wojennych, zniszczeniu uległo 5 tysięcy budynków w samym centrum miasta. To spowodowało znaczący problem mieszkaniowy, tym bardziej, że tylko w latach 1945-1956 do miasta napłynęło kolejne 100 tysięcy mieszkańców.
Wreszcie mieliśmy też do czynienia z lekceważeniem postulatów ludzi pracy. Wymagano zwiększonej produkcji, ale nie zapewniano narzędzi, ubrań roboczych, a nawet mydła. Dlatego robotnicy postanowili rozmawiać z władzą. 26 czerwca delegacja robotników zakładów w Poznaniu pojechała do Warszawy na rozmowy – jednak nie uzyskała obietnicy poprawy warunków pracy. W efekcie w zakładach Cegielskiego w Poznaniu, robotnicy postanowili zaprotestować. Ci, którzy pracowali na trzeciej zmianie, w nocy z 27 na 28 czerwca, pozostali po zakończeniu pracy w zakładzie, podczas gdy poranna zmiana przebrała się, ale nie podjęła pracy. Ponieważ usłyszeli, że w Warszawie delegacja niczego nie uzyskała – wyszli, by domagać się obniżenia norm i podwyżki płac. Na transparentach napisali – chleba i pracy.
Ubecy strzelają do ludzi...
Uczestnik wydarzeń czerwcowych, ranny w czasie walk w nogę, Jerzy Majchrzak wspominał, że pochód był pokojowy, ale jego uczestnicy niepokoili się, że nikt z władzy nie może do nich wyjść, by powiedzieć coś konkretnego. Narastał więc gniew...
- Widziałem jak ludzie wtargnęli do Domu Partii i zaczęli wiszące tam czerwone flagi łamać i rzucać na ziemię - mówi Jerzy Majchrzak. - Ludzie nie wytrzymali tej biedy, tego, że w sklepie kupowało się „na zeszyt”. Żądali obniżki cen, podwyżki pensji. I gdy doszła informacja o uwięzionej robotniczej delegacji, ruszyli na Młyńską i na Kochanowskiego, by odbić swoich towarzyszy. Wtedy, już po opanowaniu aresztu i zdobyciu broni, przyjechali tam samochodem młodzi ludzie, którzy krzyczeli, że ubecy na Kochanowskiego strzelają do kobiet i dzieci - to była iskra zapalna - tłum ruszył czym prędzej na pomoc przed siedzibę Urzędu Bezpieczeństwa. Poszedłem z nimi...
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?