– Spoko, gdzie ci się tak śpieszy? – baba entuzjazm hamowała.
– Bo tak pięknie będzie – odpowiedź padła. – Pomyśl, ujadać przestaną, w Sejmie opłatkiem dzielić się będą, a nacjonaliści w domach się zamkną. No i choinką zapachnie…
– Mnie już zapachniało – druga przyjaciółka dodała, co z rady rodziców wróciła właśnie. Nerwowo na niej siedziała, bo koleżanka na dyżurze ją zastępowała, a temat spotkania następnego, co wigilijnym ma być, omawiany szczegółowo bardzo był.
– Może któraś z pań pierniczki upiecze? – ojciec jeden się odezwał.
– O tak, koniecznie – grono pedagogiczne pomysł poparło. Koleżanka sprowokować się nie dała. Ani do tego, żeby chęć pieczenia zgłosić, ani do zaprotestowania, że to kolejne zadanie dla matek jest, a tatusiowie pomysłami błyszczą jedynie. Wcześniej już śledzie i sałatki rozdzielono.
– A w ubiegłym roku to jedna mama tak pięknie stół ozdobiła! – głos ze strony pedagogicznej padł, a parę spojrzeń na przyjaciółkę, co już jedną z nielicznych kobiet bez zadań przydzielonych została. Cisza niezręczna się przedłużała.
– To ja może z tortu wyskoczę? – przyjaciółka zaproponowała, ale nikt się nawet nie uśmiechnął. Bo takie spotkanie świąteczne to sprawa poważna jest przecież.
Inna baby koleżanka z zebrania ze szkoły synka zafrasowana wróciła taka.
– Bo już sama nie wiem, co robić – wyznała babie. – Że do 15 złotych dzieci prezenty robić sobie mają, ustaliliśmy, jak w roku ubiegłym…
– No to dobrze chyba, nie ma co z wydatkami przed świętami szaleć – baba odparła.
– Niby tak, ale w roku ubiegłym tylko my się tego trzymaliśmy – mama ośmiolatka westchnęła. – I efekt taki był, że dziewczynka co domino dostała, już w klasie się rozpłakała. A Piotruś wieczór cały w domu łkał, że koledzy go wyśmiali…
U baby to już nawet przedsmak sylwestra był. Przyjaciółka zadzwoniła z pytaniem, czy jakieś plany z dziadem mają, a na wieść, że nie, ucieszyła się wyraźnie.
– Nic jeszcze powiedzieć nie mogę, bo zapeszę, ale coś super się szykuje – rozmowę szybko zakończyła.
Po trzech dniach zadzwoniła ponownie.
– Wyobraź to sobie, bal w pałacu, z orkiestrą i wodzirejem – opowiadała. – A jak śnieg dopisze, to kulig w Nowy Rok…
– No wiesz, dziad to na pewno chętny nie będzie – baba już minę owego na wieść o balu wyobraziła sobie. – A ja kiecki nie mam nawet...
– Dziada przekonam – przyjaciółka uspokajała. Zaraz jednak zdziwiona szczerze spytała: – A po co ci kiecka? Do pilnowania naszego psa?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?