18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog Młodej Mamy: Już po porodzie!

Agnieszka Goździejewska
Janek ma już tydzień. Śpi teraz grzecznie w łóżeczku a ja mam przynajmniej pół godziny spokoju – między jedzeniem, kupą, marudzeniem z nudów, nieświadomymi uśmiechami i wszystkimi pierwszymi rzeczami, jakie robi Nasz Syn.

Blog Młodej Mamy na facebooku - polubisz?

Trzy noce bez Jana

Krótki turnus w szpitalu zakończył się pełnym sukcesem. Po trzech dniach prób wywoływania porodu, udało się nam. Nam. Przez bite dwa dni zajmowaliśmy salę do porodu rodzinnego. Razem chodziliśmy, żeby wywołać skurcze, rozwiązywaliśmy krzyżówki, razem przeżywaliśmy każdą kolejną zmianę i kolejną falę bólu, razem oddychaliśmy i razem cieszyliśmy się, kiedy nasz różowy płaczący skarb pojawił się na świecie.

– Kiedy kazałaś mi oddychać ze sobą, myślałam, że robisz sobie jaja. Ale potem widziałem, że to faktycznie ci pomaga – powiedział Mój Najlepszy Przyjaciel w pierwszej dobie życia Naszego Syna. Cale szczęście, że przez to wszystko nie nabawił się hiperwentylacji i nie zemdlał przy tym moim łóżku-fotelu tortur.

Trzy dni. Trzy próby skłonienia leniwego organizmu do działania. „Trzeba pracować” – słyszałam cały czas w kontekście wywołania skurczów. No to pracowałam… i przy tej pracy przerzucenie tony węgla jest jak popołudniowa herbatka na tarasie. Najdziwniejsze jest to, że – faktycznie, jak mówiła Mama – o bólu po prostu „się zapomina”.

Trzy noce z Janem

Nasz Syn urodził się o 20:44. W porze „za minutę Liga Mistrzów”, w czterdzieści dwa lata po urodzinach 2Paca Shakura, w Joyce’owski Bloomsday i w rok po kolejnej porażce polskiej reprezentacji w piłce nożnej.

Na czas pobytu w szpitalu Maluch zamieszkał ze mną. Dostaliśmy pokój z widokiem na ogród i od tej pory mieliśmy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę. Przez trzy noce w szpitalu mieliśmy się razem budzić, uczyć swoich zapachów i miłości do siebie – nieznajomych ludzi. W całym „know how” sumiennie pomagały położne a lekarze – po przedporodowym sceptycyzmie – zapewniali, że wszystko jest w porządku.

Sen przerywany co kilka godzin kwileniem Naszego Syna. Czas na kolejny posiłek. Moje oczy szeroko otwarte patrzą na pierwsze miny, pierwsze kichnięcia, mlaskania i czółko, które marszczy się przy pobudce. I jestem już wstępnie zmęczona. A jest dopiero po drugiej. Budzę się jeszcze dwa razy. Przed piątą zasypiam na jakiś kwadrans.

Potem budzę się. Jest cicho. W plastikowej wanience obok mojego łóżka leży Nasz Syn. Nieświadomy uśmiech maluje się na jego buzi. A ja wiem, że poród to dopiero popołudniowa herbatka na tarasie i teraz dopiero trzeba będzie… pracować.

JAK TO BYŁO PRZED PORODEM? - CZYTAJ TUTAJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski