Kilkunastu zebranych mężczyzn na pytanie, dlaczego przyszli tak wcześnie odpowiadają, że już kilka razy nie udało im się zapisać. Tym razem mają nadzieję, że są odpowiednio wcześnie. Jeden z nich przyznaje, że stoi tu już od 5.30. 20 minut później pojawiają się kolejne osoby. Z minuty na minutę kolejka wydłuża się. Około godz. 7 ma już kilkaset metrów. Jak przekonują bezrobotni, tak jest prawie codziennie. Liczę i wychodzi na to, że w kolejce stoi już prawie sto osób. A szansę na rejestrację ma tylko połowa z nich. Jest nerwowo.
Czytaj także:
Poznań: Wybór jakiego zawodu zagwarantuje pracę? A kogo czeka bezrobocie?
Kiedy kolejka jest wystarczająco długa dwóch mężczyzn idzie na jej koniec. I tam oferują zajęte wcześniej przez siebie miejsca na początku kolejki. - Może chce pani dobre miejsca? Da się to załatwić. Proponuję 30 złotych - pyta mężczyzna ubrany w marynarkę, z teczką w ręce.
Wtedy pojawiają się wyzwiska i niemiłe komentarze. Czekający rzucają: "Pocałuj mnie w d...", czy "To żerowanie na biednych, kombinatorze". Inni mówią, że tak się nie powinno robić. Grupa oczekujących korzysta jednak z propozycji. Sytuacja jest napięta.
Rewolucja w urzędach pracy trwa. Jak jest w Poznaniu?
- Dziwi pana nasze oburzenie? - pyta starsza kobieta. - Ludzie przychodzą tutaj, żeby zdobyć pracę. Albo jej nie mają od dłuższego czasu, albo nie dawno ją stracili, to jest frustrujące. A tutaj jeszcze takie cwaniaczki próbują ich naciągnąć - podkreśla. Kobieta przyznaje, że próbowała zapisać się już dwa razy. Bezskutecznie.
- Raz byłam w kolejce czterdziesta, ale nawet wtedy nie udało mi się zdążyć z zapisem. Cwaniaczek w marynarce zgarnął z tyłu kilka osób. Oni się zapisali, ja już nie - opisuje i dodaje, że drugi raz również był nieudany. - Sytuacja bardzo podobna. Tylko wtedy dodatkowo było bardzo zimno i padał deszcz. Inny "pomysłowy poznaniak" wpuścił dziewięć osób - opowiada nam bezrobotna poznanianka. Pytała wtedy innych czy często się zdarzają takie sytuacje. Usłyszała odpowiedź innej kobiety: "Ja stoję już piąty raz". Także w poniedziałek oczekujący potwierdzali, że "kolejkowy biznes pod urzędem" nie jest rzadkością.
Inna czekająca w kolejce bezrobotna bulwersuje się tym, ile "stacze" mogą zarobić. - Jeśli dziennie przekonają oni kilka osób za 30 lub 40 złotych - bo takie są stawki - miesięcznie wychodzi to kwota, która jest dla nas nie do wyobrażenia - mówi nasza rozmówczyni. Dziwi się też, że na ten proceder przymyka oko policja, czy Urząd Pracy.
Dawid Marciniak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu odpowiada, że sprawa "staczy" nie dotyczy policji. - Choć nie ulega wątpliwości, że zjawisko to nie jest społecznie akceptowane, nie jest ono prawnie zabronione - podkreśla Dawid Marciniak.
Magdalena Morze z Powiatowego Urzędu Pracy w Poznaniu, przyznaje, że problem istnieje, ale nie ma żadnych narzędzi prawnych, aby go ukrócić. Jedyne co w tym wypadku urzędnicy mogą zrobić, to zaproponować petentom rejestrację przez internet i namawiać ich, żeby nie korzystali z usług "staczy". - Zachęcamy klientów, żeby korzystając z internetowego zapisu umawiali się na konkretną godzinę i dzień, w który będą mogli przyjść do urzędu. Nie będą musieli stać w kolejce, ani tym bardziej płacić "staczom", ale od razu podejść do okienka - wyjaśnia Magdalena Morze.
Co mają zrobić ci, którzy dostępu do internetu nie mają? M. Morze odpowiada, że są rozwiązania. Po pierwsze, jest możliwość skorzystania ze stanowiska z komputerem, który znajduje się w budynku. Po drugie, można znaleźć najbliższą placówkę w swojej gminie z bezpłatnym dostępem do internetu. Tyle, że taka lista dostępna jest... na stronie internetowej urzędu pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?