Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Atlas chmur": Okręt bez sternika - recenzja Jacka Sobczyńskiego

Jacek Sobczyński
Jacek Sobczyński
Tom Hanks w jednej z sześciu ról, jakie zagrał w "Atlasie chmur"
Tom Hanks w jednej z sześciu ról, jakie zagrał w "Atlasie chmur" KINO ŚWIAT
Ten film podzieli widzów. Jedni zażądają zwrotu pieniędzy za bilet, drudzy biletu na kolejny seans.

Na początek garść cytatów: "Przeczytana do połowy książka to jak skończony w połowie romans", "Nasze życie nie należy do nas. Jesteśmy skazani na innych, z przeszłości i przyszłości, a każda zbrodnia i każda życzliwość kreuje to, co stanie się w przyszłości" czy wreszcie mój ulubiony "Twoje działania są jak kropla w oceanie! - A czymże jest ocean, jeśli nie morzem kropel?". W uduchowionym grafomaństwie dialogi z "Atlasu chmur" biją na głowę nawet najgorsze fragmenty z książek Paulo Coelho. Podczas seansu naprawdę niełatwo zapomnieć o wrażeniu obcowania z skarbnicą pretensjonalnych do bólu zębów opisów na Gadu-Gadu czy Facebooka.

Ale oprócz tego, co twórcy "Atlasu chmur" chcą nam powiedzieć, ważne jest też jak to robią. Pod względem formalnej konstrukcji obraz rodzeństwa Wachowskich ("Matrix") i Toma Tykwera ("Pachnidło") to majstersztyk. Szóstka prowadzonych równolegle historii płynnie przechodzi jedna w drugą, poszczególne wątki zazębiają się, a film przyjmuje postać opowieści szkatułkowej, w której siatka epizodów łączy się w dość zawiłą, ale logicznie spójną całość. Tu chyba należy się Oscar za najlepszy montaż, w końcu dużą sztuką jest tak umiejętne sklecenie dziejących się w sześciu różnych epokach wątków, by widz nie pogubił się, a jedynie nieco nad nimi pogłówkował.

Montażysta wykonał w "Atlasie chmur" lepszą robotę niż reżyserskie trio z jeszcze jednego względu - zaproponowane przez nich opowieści są po prostu diabelnie nierówne. Obok pysznej, nakręconej w duchu śmiejącego się Kena Loacha historii pechowego, brytyjskiego wydawcy (wyborna kreacja Jima Broadbenta) mamy potwornie wydumany traktat o człowieczeństwie, który Wachowscy i Tykwer wsadzili w kostium dalekiej przyszłości, gdzie biegający z hubką i krzesiwem Tom Hanks spotyka na swej drodze przypominającą futurystycznego klona Halle Berry.

Przepowiadanie przyszłości nie wychodzi zresztą reżyserom najlepiej, bo pomimo zbudowania efektownego klimatu historia buntu XXII-wiecznych postaci w Nowym Seulu z biegiem czasu rozłazi się wręcz koszmarnie. Dla równowagi całkiem sprawnie poprowadzono wątki XX-wieczne - losy młodocianego pomagiera wybitnego kompozytora i silnie feministyczny wątek dociekliwej dziennikarki politycznej są autentycznie wciągające, nawet jeśli ambitny muzyk przerzuca się z otoczeniem gadkami tak afektowanymi, że ze wstydu wypada tylko schować głowę w kubeł popcornu.

"Atlas chmur" jest produkcją przeszarżowaną, mimo trzech par reżyserskich rąk wyraźnie pozbawioną sternika. Przypomina trochę spontaniczne obrazy Jacksona Pollocka, których 90% społeczeństwa za nic nie chciałoby mieć na ścianie. Ale jest jeszcze 10% tych, którzy uważają je nie za bohomazy, lecz arcydzieła. I chyba podobnie będzie z tym filmem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski