Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie sportowca to nie tylko sielanka

Radosław Patroniak
Marcin Prus zawsze słynął z nietypowych fryzur
Marcin Prus zawsze słynął z nietypowych fryzur Fot. miedzychodnaszemiasto.pl
Rozmowa z byłym siatkarzem reprezentacji i autorem książki "Wszystkie barwy siatkówki", Marcinem Prusem.

W sobotę w Murowanej Goślinie rozpocznie się IX Memoriał im. Arkadiusza Gołasia. Czy warto przyjść do miejscowej hali i dopingować czołowe zespoły PlusLigi, jeśli w tym samym czasie biało-czerwoni rozpoczną zmagania w ME?
Z tego, co wiem to mecze naszych kadrowiczów nie będą pokrywały się z tymi turniejowymi. Po drugie jestem przekonany, że kibice zobaczą w Murowanej Goślinie męską siatkówkę w najlepszym wydaniu. Kolejna kwestia to taka, że zawodnicy będą wyjątkowo blisko kibiców. Myślę, że na ligowych parkietach jest znacznie trudniej zdobyć autograf czy stanąć do zdjęcia z Mariuszem Wlazłym niż podczas najbliższych zawodów. No i chyba nie bez znaczenia jest także fakt, że imprezie w Murowanej Goślinie towarzyszyć będą akcje charytatywne, co w dużej mierze jest zasługą Anny Sumelki, która już od wielu lat dba o to, by siatkówkę łączyć z tym, co najbardziej szlachetne w życiu ludzi.

Kibice nie będą więc mieli dylematów, co oglądać, ale na trybunach hali MG Sport i tak pewnie nie uciekną od rozważań na temat szans naszej reprezentacji. Jak pan ocenia jej szanse?

Szanse na medal są mniejsze niż dwa lata temu. Drużyna obniżyła nieco loty i będzie jej trudno dostać się do strefy medalowej. Zmiana pokoleniowa musi mieć swoje konsekwencje także w wynikach, bo w składzie drużyny już się uwidoczniła, co najlepiej widać po braku powołania dla Krzysztofa Ignaczaka i Zbigniewa Bartmana. Nie pokuszę się o ocenę decyzji personalnych Andrei Anastasiego, bo nie jestem członkiem sztabu reprezentacji, ani też jednym z zawodników. Nam kibicom nie pozostaje nic innego jak ufać trenerowi. Myślę, że jego głównym zadaniem jest odbudowanie w zespole wiary w zwycięstwa. Jeśli tego włoski trener nie zrobi, to turniej trzeba będzie spisać na straty.

Pewnie trenera też, ale przecież nie chodzi o to, by w ten sposób doprowadzać do zmiany przewodnika stada...
Ogólnie wyznaję taką zasadę, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dlatego uważam, że w reprezentacji drastyczne zmiany są szkodliwe. Drużyna potrzebuje destabilizacji, a nie destrukcji. Wkomponowanie nowych zawodników to zawsze poważne wyzwanie i nie powinno odbywać się z dnia na dzień. Inna sprawa, że jesteśmy takim krajem, w którym talenty rodzą się jak grzyby po deszczu. Trener kadry seniorów ma więc z czego czerpać, bo nie brakuje nam zdolnych roczników i następców tych, którzy z różnych względów kończą przygodę z kadrą.

Pana przygoda zakończyła się przedwcześnie ze względu na kontuzje. W książce „Wszystkie barwy siatkówki” doliczył się pan ich jedenastu. Czy fragmenty poświęcone walce o powrót do zdrowia chciałby pan zadedykować szczególnie młodym sportowcom?
W zasadzie wszystkim tym osobom, które mają wpływ na szlifowanie talentów. Praca wykonana w wieku juniorskim nie zawsze musi się opłacać. Pamiętam, że ja jako junior trenowałem z kolegami po dziesięć godzin dziennie. Wtedy nikt nie myślał jak dalej potoczy się moja kariera. Najgorsze było to, że po serialu z operacjami zostałem pozostawiony sam sobie. W książce nie przebija przeze mnie frustracja, jak już to obiektywne spojrzenie na wiele spraw dotyczących sportu zawodowego, przynajmniej taką mam nadzieję.

W przedmowie napisał pan, że wszyscy myślą, że życie sportowca to sielanka. Pomijając kontuzje to w pana autobiografii nie ma zbyt wielu elementów zaprzeczających powyższej tezie?
Zawodowemu siatkarzowi łatwiej funkcjonować w sensie materialnym niż przeciętnemu człowiekowi. To tylko jedna strona medalu. Druga jest bardziej złożona i w mojej książce starałem się pokazać różne oblicza tej układanki. Czy mi się to udało? Reakcje czytelników są różne. Jedni mówili, że po jej lekturze płakali, inni, że spodziewali się czegoś więcej. Jednego jestem pewien – napisałem ją „od serca” i w krótkim czasie, bo w sześć tygodni. Pojawiło się w niej tyle wątków, że nie będę miał w razie czego kłopotów z rozwinięciem ich w następnej książce. Jeśli takowa powstanie, to na pewno będzie dotyczyć „życia po życiu” innych sportowców, czyli po zakończeniu kariery.

Na razie w kolejnym życiu zawodowym zbiera pan doświadczenia jako komentator telewizyjny i dziennikarz radiowy. Jak się pan czuje po drugiej stronie barykady?

Zacząłbym od tego, że w przeciwieństwie do niektórych kolegów z boiska, nigdy nie miałem kłopotów w kontaktach z mediami. Może dlatego, że zdawałem sobie sprawę, że każdy ma do wykonania określone zadanie. Potrafiłem jednak zrozumieć kolegów, którzy bardziej szorstko traktowali dziennikarzy, bo mieli swoje argumenty, chcąc zakończyć pracę na ostatniej piłce w czasie treningu. Te dwa światy tak bardzo jednak też od siebie się nie różnią. Różnica jest tylko taka, że na boisku można przeklinać, a przed mikrofonem używa się innych słów, bardziej kulturalnych i stonowanych. Na początku dla mnie komentowanie było trochę karykaturalne.Z czasem nabrałem jednak ogłady, bo przecież siedzę w tym światku siatkarskim od wielu lat i nie mogę udawać, że ciągle się uczę. A najbardziej w tym nowym życiu zaskoczyło mnie to, że jestem w stanie „nawijać”, nawet jak nie ma o czym.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski