Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powalczymy o trzy punkty i posadę Leo Beenhakkera

Jacek Kmiecik
GRZEGORZ DEMBINSKI
Przyjechaliśmy tutaj po trzy punkty. Nic innego nas nie interesuje - powiedział prezes PZPN Grzegorz Lato zaraz po wylądowaniu na lotnisku międzynarodowym Templepatrick, oddalonym około 20 mil od Belfastu, w którym dzisiaj o godzinie 18.15 czasu polskiego reprezentacja Polski zagra z Irlandią Północną w eliminacjach mistrzostw świata RPA 2010.

Samolot czarterowy z polską drużyną i oficjelami PZPN wylądował w Ulsterze z półgodzinnym opóźnieniem. - Bo lecieliśmy pod wiatr - żartował w swoim stylu prezes Lato. - Żadnych problemów z lotem nie było. Wszystko odbyło się planowo. Dolecieliśmy tutaj komfortowo i wierzę, że w takich samych nastrojach stąd wylecimy - dodał szef PZPN.

Prezes Lato zagadnięty o przyszłość Leo Beenhakkera i konflikt selekcjonera z PZPN, o którym rozpisuje się przed dzisiejszym meczem nawet północnoirlandzka prasa, w ogóle nie chciał się na ten temat wypowiadać.

- Sprawa Beenhakkera jest wyjaśniona. Nic więcej na ten temat nie mam do powiedzenia. Nic ode mnie nie wyciągniecie - powiedział boss polskiego futbolu.

Holenderski szef reprezentacji Polski natomiast dostał brawa od oficjeli PZPN, gdy na poznańskim lotnisku Ławica razem z kadrowiczami wsiadł do samolotu lecącego do Belfastu. Działacze tym samym chcieli dodać otuchy Beenhakkerowi i jego zawodnikom przed niezwykle istotnym dla układu tabeli grupy 3 kwalifikacji mundialu 2010 meczem z Irlandczykami z Północy.

Strata każdego punktu podczas dzisiejszego wieczoru na Windsor Park w zasadzie przekreśla udział naszej reprezentacji w przyszłorocznych finałach mistrzostw świata. Nie wydaje się bowiem, że w jesiennych wyjazdowych meczach ze Słowenią i Czechami oraz spotkaniach u siebie z Irlandią Północną i Słowacją biało-czerwonym udałoby się dogonić uciekającą czołówkę.

Porażka w Belfaście oznaczałaby koniec marzeń o mundialu w RPA i tym samym kres pracy z naszą drużyną narodową trenera Beenhakkera.

Lato podróż do Belfastu spędził w towarzystwie dwóch wiceprezesów PZPN - Antoniego Piechniczka i Adama Olkowicza. Tym razem nie było więc wylewnych powitań z holenderskim selekcjonerem i wymownego wyrazu poparcia dla Leo. Zresztą Lato w ogóle nie dosiadł się do Latającego Holendra. Czyżby więc dla Beenhakkera rozpoczęło się końcowe odliczanie?

Sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina, który wraz z działaczami Północnoirlandzkiej Federacji Piłkarskiej witał na Templepatrick polską reprezentację, zauważył, że tylko zwycięstwo rozwieje wszelkie wątpliwości co do osoby selekcjonera i zdecydowanie poprawi klimat wokół polskiej piłki.

- Jeśli będzie wygrana, to Leo może spać spokojnie - oznajmił Kręcina. Przestrzegł też jednak przed hurraoptymizmem. - Ci Irlandczycy to nie są jacyś frajerzy. Tak jak my mają swoje cele i ambicje. Tak samo jak my walczą o wyjazd do RPA. Paweł Janas też przecież mógł tutaj przegrać 0:1 i gdyby nie Piotrek Włodarczyk, a właściwie to jego sznurowadło, po którym piłka leciała do siatki i płakała, mogłoby nie być tak różowo - przypomniał sekretarz PZPN zwycięstwo naszej reprezentacji 3:0 na Windsor Park z eliminacjach do finałów mistrzostw świata 2006.

Kręcina ponarzekał także na fatalny stan murawy na narodowym stadionie Północnej Irlandii.
- Boisko jest koszmarne. Na jednym z pól karnych na piątym i szesnastym metrze są wyraźne wzniesienia - ocenił okiem fachowca związkowy urzędnik (bądź co bądź Kręcina, jako jedyny w Polsce, posiada licencję FIFA menedżera odpowiadającego za organizację piłkarskich zawodów).

Nierówna murawa może być tanią wymówką przy ewentualnej stracie punktów dla Leo Beenhakkera i jego wybrańców. Łatwo jednak nie będzie kupić kibiców na ten chwyt, gdyż boisko dla obu drużyn będzie takie samo.

- Nieważne, na jakim boisku zagramy czy też w jakim hotelu śpimy, byle byłaby wygrana - podsumował Kręcina.

Polscy piłkarze, podobnie jak 4,5 roku temu, gdy reprezentację prowadził Paweł Janas, zamieszkali w najlepszym na całej wyspie ekskluzywnym hotelu pałacyku Culloden. Oficjele PZPN, by nie zakłócać spokoju zawodnikom i nie wywierać presji na trenera Beenhakkera, choćby w osobie wiceprezesa do spraw szkolenia, zamieszkali w zupełnie innym hotelu - Raddissonie.

Najdłużej spośród reprezentantów opuszczał lotnisko najbardziej rozpoznawalny na Wyspach Brytyjskich Artur Boruc.

Z dziennikarzami jednak Boruc nie chciał w ogóle rozmawiać. I nawet nie wypowiedział swego sakramentalnego "pomidor", gdy chcieliśmy poznać opinię na temat gróźb miejscowych sympatyków futbolu pod jego adresem i wypisanego na murze ulicy prowadzącej na Windsor Park graffiti "Boruc RIP" (rest in peace - spoczywaj w spokoju czy - jak kto woli - świeć Panie nad jego duszą).

Aż pięć autokarów gospodarze dzisiejszego meczu musieli podstawić na lotnisko, by zabrać piłkarzy i wszystkich gości z samolotu czarterowego z Polski. Z tą osobliwą wycieczką nie zabrał się jednak do hotelu prezes Lato. Jego sekretarz Kręcina porwał wprost spod terminalu czarną limuzyną do najbardziej znanego w okolicy browaru Hilden, gdzie trzeba było zdegustować ciemnego piwa. Oby tym trunkiem król strzelców mistrzostw świata 1974 opił też dzisiaj zwycięstwo naszej reprezentacji. Nic tak pysznie nie smakuje przecież jak sukces narodowej jedenastki odniesiony na obcej ziemi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski