Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy rację, ale jak przekonać Niemców?

Andrzej Godlewski
Zamiast dyskutować z opiniami, niektórzy ciągle mają pokusę, by ich autorów pozbawić możliwości wyrażania poglądów. Nie jest to tylko nieuczciwe podejście - jest ono również nieracjonalne. Wystarczy przecież tylko sobie przypomnieć polsko-niemieckie rozmowy z lat 90., w których przekonani przekonywali przekonanych. Bardzo szybko straciły one głębszy sens i z czasem zaczęto je określać (za Klausem Bachmannem) "kiczem pojednania".

Kiedy pełnomocnikiem rządu PiS ds. współpracy z Niemcami był prof. Mariusz Muszyński, w Berlinie mówiono, że z niemcożercą Niemcy nie mogą rozmawiać. Kiedy okazało się, że Erika Steinbach ma zajmować się upamiętnieniem losu niemieckich wysiedlonych, w Warszawie niemal jednogłośnie uznano to za antypolską prowokację. Czy usunięcie w cień tych osób może zmienić cokolwiek?

Nic, problemy nadal pozostaną. W polsko--niemieckich sporach co jakiś czas pojawiają się kolejne nazwiska osób, których nie należy publikować i z którymi nie należy rozmawiać. Ostatnio na niemiecką czarną listę trafił sam prof. Władysław Bartoszewski.

"Bartoszewski to przypadek dla psychoanalityka" - powiedziała w niedawnym wywiadzie dla publicznej telewizji 3sat Erika Steinbach. Wzbudziła tym samym powszechną wesołość publiczności i uniknęła odpowiedzi na krytykę polskiego ministra. W otwartym liście przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert upominał Bartoszewskiego i zachwalał Steinbach.

Fakt, że wybitny polski polityk tak szybko został przez wiele środowisk w Niemczech zaliczony do grona polskich szwarccharakterów, a kontrowersyjna szefowa Związku Wypędzonych stała się moralnym autorytetem, to najbardziej przykre skutki aktualnych polsko-niemieckich kontrowersji. Kto za to odpowiada?

Władysław Bartoszewski jeszcze do niedawna był ulubionym Polakiem wśród niemieckich chadeków i katolików. Od lat 80. był regularnie przez nich goszczony i nagradzany. Liczył, że teraz dzięki nim uda mu się zablokować nominację dla Eriki Steinbach. Całkowicie się pomylił. Być może jego kontakty z politykami z narodowego skrzydła w CDU nie były tak zażyłe, by wpłynąć na obsadę Fundacji "Ucieczka Wypędzenie Pojednanie".

Być może za bardzo zaufał prof. Gesine Schwan, która jest równocześnie pełnomocnikiem rządu RFN ds. kontaktów z Polską i kandydatką SPD na urząd prezydenta Niemiec. Ta dwoistość funkcji oraz impulsywny charakter nieuchronnie musiały doprowadzić prof. Schwan do konfliktu z CDU w sprawie Steinbach. Wsparcie socjaldemokratów służy polskim racjom, ale nie wtedy, gdy są one instrumentalizowane w czasie kampanii wyborczej.

To bardzo smutne, że Bartoszewski stał się dla wielu NIiemców szwarccharakterem

To, że argumenty z Polski nie docierają do Niemców, wynika przede wszystkim ze strategii, jaką pełnomocnik premiera RP ds. współpracy z Niemcami wybrał w sprawie Steinbach. Władysław Bartoszewski swoimi emocjonalnymi wystąpieniami pokazał Niemcom, że istnieje poważny problem we wzajemnych stosunkach. Niestety, ani nie potrafił go dobrze nazwać, ani tym bardziej przekonać Niemców do polskich racji.

Trudno za to winić wyłącznie ministra i jego kilkuosobowy zespół. Ale gdzie jest polskie MSZ? Czy wybitny profesor nie potrzebuje żadnych rad? Czy zawsze może udzielać niezaplanowanych i nieautoryzowanych wywiadów? Pozostawienie Władysława Bartoszewskiego bez większego wsparcia zaszkodziło jemu samemu i sprawom, które prowadził. Niestety, jest bardzo wątpliwe, by w przyszłości mógł on z sukcesem prowadzić nowe polsko-niemieckie przedsięwzięcia.

Sprowadzenie kwestii sposobu upamiętnienia wysiedleń Niemców ze wschodu do osoby Steinbach było może skuteczne parę lat temu. "Czy Erika Steinbach, przewodnicząca Związku Wypędzonych (BdV), może być pociągnięta do odpowiedzialności za to, że urodziła się jako dziecko niemieckiego żołnierza okupanta w Polsce? Odpowiedź brzmi, że nie." - pisał Thomas Urban ("Polska", 14-15.03.). Teraz Steinbach nauczyła się skutecznie tłumaczyć, że nie jest "fałszywą wypędzoną" (mówi, że to rodzina jej ojca została wypędzona ze Śląska, a ona jako dwuletnie dziecko ledwie uszła z życiem, uciekając w 1945 r. statkiem przez Bałtyk). Swoją karierę rozwijała w towarzystwach niemiecko-izraelskich, co czyni ją całkowicie odporną na porównania z bp. Williamsonem, negującym Holocaust. O tym polscy uczestnicy sporu ze Steinbach muszą już wiedzieć.

Złe emocje i ignorancja występują po obydwu stronach dyskusji. Było czymś żenującym, że Władysław Bartoszewski musiał publicznie tłumaczyć się przed szefem Bundestagu, iż nigdy nie nazywał Eriki Steinbach "blond bestią". Czy w Bundestagu też nie używają Google i nie mogli tego sprawdzić? Z kolei Thomas Urban musiał prostować na naszych łamach część z argumentów przeciw Steinbach, które są powtarzane w Polsce, a które w Niemczech demaskowane są jako element kłamliwej kampanii. Szefowa wypędzonych nie głosowała przeciw wstąpieniu Polski do UE i nie domaga się już odszkodowań za mienie utracone na wschodzie - zauważa w "Polsce" Urban.

Czy w takim razie powinniśmy uniewinnić Steinbach? Jej głównym grzechem jest próba uczynienia z wysiedlenia Niemców ze wschodu centralnego wydarzenia II wojny światowej. To główny polski zarzut wobec Steinbach, który przekonująco przedstawił profesor Zdzisław Krasnodębski. W polsko-niemieckich polemikach ostatnich tygodni niewiele było głosów, które tak rzeczowo opisywały polskie obawy wobec projektu forsowanego przez Steinbach. To zagrożenie jest o tyle poważne, że odeszła już generacja Niemców bezpośrednio odpowiedzialnych za zbrodnie ostatniej wojny. Pozostali urodzeni w latach 30. i 40., którzy ucierpieli podczas tamtych wydarzeń i z którymi solidaryzują się powojenne pokolenia Niemców.

Polska dyplomacja była zbyt bierna wobec Niemiec. Teraz widać efekty tych zaniechań

Dodatkowo obowiązująca w Niemczech poprawność polityczna ułatwia dystansowanie się od trudnej historii. "Sprawcami zbrodni na Polakach, których Niemcy poza neonazistami nie negują, ale o których niewiele wiedzą, są coraz bardziej nieziemscy, kosmiczni naziści. Natomiast Polacy mordowali w Jedwabnem i to Polacy "wypędzali&" Niemców" - zauważa profesor Krasnodębski. Dlatego polskie zastrzeżenia wobec "pejzażu pamięci", który w Berlinie mają stanowić pomnik ofiar Holocaustu i Widoczny Znak przeciw Wypędzeniom, muszą być traktowane poważnie.

Co z tego, skoro z polskiej strony brakowało dotąd podstawowych argumentów. Zupełnie pomijana była odpowiedzialność Stalina i komunistów za powojenne przesunięcia granic i transfery ludności. "Skoro Niemcy dystansują się wobec tego, co zrobili naziści, to dlaczego Polacy mają czuć się winni za działania komunistycznych zbrodniarzy" - przekonuje dr Bogdan Musiał. Te opinie na tyle oburzyły redaktorów z "Trybuny", że potępiono go za rewizjonizm i chęć oddania Niemcom ziem zachodnich i północnych (sic!).

W opinii Musiała polskim zaniechaniem jest także zupełne pomijanie zniewolenia Polski po 1945 r. "Nie można mówić, że strony ojczyste są najważniejszą wartością. Gdyby tak było, 3 mln mieszkańców NRD nie uciekłoby na Zachód. Najważniejsze są życie i wolność" - przekonuje Musiał. Kolejne sposoby na dotarcie do niemieckiej opinii publicznej dorzucili inni uczestnicy naszej debaty - niemcoznawcy Basil Kerski i Kazimierz Wóycicki.

Argumentów, których możemy użyć w debacie z Niemcami, jest mnóstwo. Niestety, nie wszystkie z nich były dotąd wykorzystywane. Na szkodę Polski działa również fakt, że tak niewielu Polaków jest obecnych w niemieckich mediach. Jak żali się prof. Krasnodębski - głównym ambasadorem Polski w Niemczech jest teraz nie Władysław Bartoszewski, a satyryk Steffen Möller.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski