Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Macierzyństwo to instynkt, który jest silniejszy niż przekonania

Marta Żbikowska
Z profesorem Leszkiem Pawelczykiem, kierownikiem Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym UM w Poznaniu, rozmawia Marta Żbikowska

Od 1 lipca rozpoczęła się realizacja rządowego programu finansowania zapłodnienia pozaustrojowego. Czy refundacja in vitro nie jest zaczynaniem rozwiązywania problemu od końca? Są pary, które nie dojdą nawet do etapu rozważania in vitro, bo nie mają dostępu do profesjonalnej diagnostyki lub nie stać ich na leczenie. Inseminacja też kosztuje, tak samo leczenie hormonalne.

prof. Leszek Pawelczyk: - Dla ludzi zajmujących się leczeniem niepłodności nie ma wątpliwości. Dzisiaj mamy refundowaną pełną terapię leczenia niepłodności. Do tej pory Narodowy Fundusz Zdrowia refundował całą diagnostykę i leczenie łącznie z inseminacją. Dostęp do takiego leczenia to inna sprawa. Jeśli refundowane leczenie nie przynosiło efektu, para stawała pod ścianą. Pozostawało czekanie na cud lub płatne in vitro. W moim przekonaniu, jedyną przeszkodą w wyborze tej metody wśród niepłodnych par były względy ekonomiczne. Nie wszystkich po prostu stać na in vitro.

A względy światopoglądowe? Kościół wyraźnie potępia in vitro. Mówi o zabijaniu zarodków, ingerencji w boskie prawo.

prof. Leszek Pawelczyk: - Naprawdę niewielki odsetek par rezygnuje z szansy na macierzyństwo ze względów religijnych czy światopoglądowych. Może to być 1 do 1,5 procent par. Program in vitro w Klinice Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym UM w Poznaniu przy ul. Polnej prowadzę od 1998 roku, od 1985 roku zajmuję się problemem leczenia niepłodności. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto nie podszedłby do in vitro z tych powodów, o których mówimy. W pewnym momencie życia pojawia się u młodych ludzi bardzo silna potrzeba posiadania potomstwa, kobieta chce przeżyć ciążę, doświadczyć porodu, pragnie karmić piersią. To instynkt, który jest silniejszy niż przekonania. W przypadku zarodków natomiast, nikt nie mówi o ich niszczeniu. Program nie przewiduje takiej procedury.

Zapłodnieniem pozaustrojowym interesują się także politycy. Czy in vitro to sprawa polityczna?

prof. Leszek Pawelczyk: - Na pewno nie powinna taką być. Co ma polityka do in vitro, do leczenia niepłodności? Nawet przy dużym wysiłku nie widzę tu punktów styku. Odnoszę też wrażenie, że większość polityków wypowiadających się w tej sprawie nigdy nawet nie rozmawiała z parą, która przeżywa dramat niepłodności. Dziwi mnie, gdy widzę w telewizji polityka, ojca pięciorga dzieci, który wypowiada się jako ekspert od in vitro.

Nie każdy, kto chce, może skorzystać z programu. Kto najbardziej czuje się pokrzywdzony przez wprowadzone ograniczenia?

prof. Leszek Pawelczyk: - Program wprowadza kryterium wieku dla kobiety na poziomie 40 lat. Są tacy, co pytają, dlaczego nie 41 czy 42? Ale ta granica zawsze będzie wydawała się krzywdząca dla tych, którzy ją właśnie przekroczyli. Uważam, że to ograniczenie wiekowe jest słuszne i nie powinno budzić wątpliwości. Okres największego potencjału rozrodczego u kobiety kończy się około 35. roku życia. Im później, tym szanse na ciążę są mniejsze. Po 40. roku życia rezerwa jajnikowa dramatycznie spada.

A ryzyko wad rozwojowych? Czy po zapłodnieniu pozaustrojowym jest większe niż w przypadku naturalnego poczęcia, jak przekonują niektórzy specjaliści?

prof. Leszek Pawelczyk: - Nie chcę dyskutować z przekonaniami. Nie ma twardych badań określających częstość występowania wad rozwojowych. Szacuje się, że w populacji wynosi ono około 3 procent, a w przypadku stosowania technik wspomagania rozrodu, nie tylko in vitro - 4,5 procent. Co można zrobić z tą różnicą? Przeciwnicy in vitro powiedzą, że w przypadku zapłodnienia pozaustrojowego ryzyko wystąpienia wad płodu wzrasta o 30 procent. I z matematycznego punktu widzenia można powiedzieć, że mają rację. Ale medycyna to biologia, nie matematyka. Tutaj nie wszystko można dokładnie wyliczyć. Są rzeczy nieprzewidywalne, które nie wynikają z prostego rachunku. Relatywnie ryzyko wad rozwojowych pacjentów ze zdiagnozowaną niepłodnością wynosi 28 procent. Nie wynika ono ze sposobu zapłodnienia, ale z różnych innych czynników. Przede wszystkim techniki wspomagania rozrodu stosowane są u pacjentek starszych, gdzie już sam wiek determinuje większe ryzyko wystąpienia wad. Poza tym, ryzyko wzrasta w przypadku genetycznego podłoża niepłodności, które czasami występuje. Problemem są też ciąże mnogie, które traktuje się jako efekt uboczny wspomagania rozrodu. Zazwyczaj przy występowaniu problemów z zajściem w ciążę, większość ginekologów poleca popularny lek stymulujący jajeczkowanie clostybegyt. Okazuje się, że ryzyko wystąpienia wad rozwojowych u dziecka po tym leku wynosi 4,5 procent. I to bez in vitro czy inseminacji.

Ktoś próbował zbadać dzieci urodzone dzięki metodzie in vitro pod kątem występowania wad rozwojowych? Wiele osób wygłasza przedziwne czasami tezy o bruzdach, o chorobach, na które zapadają dzieci poczęte metodą in vitro.

prof. Leszek Pawelczyk: - Najbardziej wiarygodne badanie przeprowadzono w krajach skandynawskich przez duńskich naukowców. Wybrali oni rodzeństwa, z których jedno z dzieci zostało poczęte naturalnie, drugie dzięki zapłodnieniu in vitro. Okazało się, że te dzieci między sobą niczym się nie różniły.

Do programu nie zakwalifikuje się para, jeśli kobieta miała problem z donoszeniem poprzednich ciąż. W jaki sposób jest to oceniane?

prof. Leszek Pawelczyk: - Różne są szkoły. W Wielkiej Brytanii mówimy o nawracających poronieniach po trzech stratach, a w Stanach Zjednoczonych wdraża się leczenie, gdy kobieta straci dwie ciąże. Jakby nie patrzeć, to w przypadku poronień nie ma problemu z zapłodnieniem. Jeśli ciąże obumierają, należy szukać przyczyny i podjąć ewentualne leczenie, ale in vitro nie jest rozwiązaniem tego problemu. Szkoda więc pieniędzy, czasu, obciążania pacjentki stymulacją hormonalną na procedury, które nie przyniosą pożądanych rezultatów.

Aby skorzystać z refundacji in vitro, należy udokumentować podjęte do tej pory kroki w leczeniu niepłodności. Co trzeba zrobić przed przystąpieniem do programu, aby spełnić to kryterium?

prof. Leszek Pawelczyk: - To zależy, jaka jest przyczyna niepłodności. Są warunki bezwzględne, które do programu kwalifikują. Jeśli kobieta ma wycięte lub niedrożne jajowody, to dla mnie nie musi udowadniać, że leczyła się z niepłodności, bo to bez sensu. Wystarczy wtedy jedno badanie. To samo dotyczy zrostów w macicy uniemożliwiających zajście w ciążę. Kwalifikujemy także te pary, które mają bardzo silnie wyrażony problem męski. Jeśli w nasieniu widoczne są dosłownie pojedyncze żywe plemniki, to również nie ma sensu, aby kobieta przechodziła skomplikowaną diagnostykę. W pozostałych przypadkach kobieta do 35. roku życia musi udokumentować 2-letni okres leczenia, a po 35. roku życia - rok. Mogą to być dokumenty zarówno z placówek publicznych, jak i prywatnych.

Są jednak badania, które są konieczne. Które?

prof. Leszek Pawelczyk: - Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia leczenia niepłodności bez sprawdzenia trzech podstawowych kryteriów. Pierwszy to diagnostyka jajników, sprawdzenie, czy owulacja przebiega prawidłowo. Drugi czynnik to badanie nasienia i kolejny: budowa anatomiczna. Trzeba sprawdzić, czy macica jest prawidłowo zbudowana i zdolna do utrzymania ciąży.

A co, jeśli żadne badanie nie daje odpowiedzi na pytanie o przyczynę niepłodności?

prof. Leszek Pawelczyk: - Wtedy mamy do czynienia z niepłodnością idiomatyczną. Występuje ona w 30 procentach przypadków. Dużo mówi się o czynniku psychologicznym. W przypadku par, u których stwierdzono ten rodzaj niepłodności, in vitro może być szansą i uważam, że należy ją dać każdej młodej kobiecie.

Rozmawiała Marta Żbikowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski