Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Prask: Himalaiści nie potrafią żyć bez ryzyka

Radosław Patroniak
Wyprawa Magdaleny Prask na Pik Pobiedy odbywa się pod patronatem "Głosu Wielkopolskiego", a jej głównym sponsorem jest poznańska firma Enea
Wyprawa Magdaleny Prask na Pik Pobiedy odbywa się pod patronatem "Głosu Wielkopolskiego", a jej głównym sponsorem jest poznańska firma Enea Fot. Archiwum Magdaleny Prask
Rozmowa z poznańską himalaistką, jedyną zdobywczynią Mount Everest z Wielkopolski, Magdaleną Prask.

Tomasz Kowalski z Poznania, Maciej Berbeka i ostatnio Artur Hajzer. Lista himalaistów, którzy zginęli wspinając się na najwyższe szczyty świata, gwałtownie się wydłuża. Czy to dla Pani też jest sygnał, że może jednak warto zostać w domu?

Może posłuże się przykładem góry, na którą chcę wejść w sierpniu, czyli Piku Pobiedy na pograniczu Chin i Kirgistanu. Do 2001 r. weszło na niego 130 osób, a zginęło u jego podnóża - 180. T a góra ma bardzo złe statystyki, ale to samo można powiedzieć o kilku innych szczytach. Mount Everest przestał przerażać, bo wejście od strony Nepalu strasznie się skomercjalizowało. Od strony Tybetu to wciąż jednak nieokiełznana góra. Czeka mnie szalenie trudna wyprawa, bo Pik kumuluje wszystkie niebezpieczeństwa gór wysokich. Najgroźniejsze są lawiny, których czasami nie da się uniknąć i wtedy nawet największe doświadczenie na nic się zdaje. Ryzyko można zminimalizować, wychodząc z obozu po 2-3 dniach od opadów śniegu, który musi się uleżeć. To wszystko jednak teoria, bo tam pogoda jest taka jak latem w Polsce. Przed południem może świecić słońce, a po południu może przyjść nawałnica. Okna pogodowe są więc krótkie i bardzo złudne. Według teorii książkowych w drodze na ten szczyt należałoby założyć sześć obozów, ale to nierealne. Musząwystarczyć trzy, a to oznacza, że końcowe podejście będzie trwało co najmniej 20 godzin, a do pokonania będę miała 6 km w ekstremalnych warunkach. Jeśli moja dyspozycja fizyczna nie będzie na ostatnim etapie wspinania optymalna, nie mam po co wychodzić z obozu. O tych wszystkich kwestiach warto mówić, zadając sobie pytanie dlaczego himailiści giną w górach. Wszyscy mamy świadomość niebezpieczeństwa, a mimo to podejmujemy ryzyko, bo bez niego nie możemy żyć.

Tienszan Expedition tak się nazywa Pani najnowszy projekt. Jeśli go Pani zrealizuje zdobędzie Pani Śnieżną Panterę?

Śnieżna Pantera obejmuje pięć szczytów w paśmie górskim Tienszan i Pamir. Zdobyło ją w Polsce tylko pięć osób. Mnie do kolekcji brakuje dwóch szczytów – Piku Pobiedy (7439 m npm) i Chan Tengri (7010 m npm), który chcę zdobyć po drodze na Pik i potraktować jako obóz aklimatyzacyjny. Wspólnie z kolegą z Torunia chcemy założyć bazę między szczytami. Chan Tengri planujemy zdobyć do 10 sierpnia, a dziesięć dni później Pik. Tylko, że tą są założenia, a góry często je weryfikują. Oba szczyty będziemy zdobywać od strony Kirgistanu, co dodatkowo utrudnia zadanie, bo to zbocze jest wyjątkowo nasłonecznione. Pustynne powietrze napływające z Południa często doprowadza do zejścia lawin. Musimy się mieć więc na baczności. Kolega ma mniejsze doświadczenie, ale jest dobry pod względem technicznym. No i ma odwagę, bo nie każdy ma ochotę pojechać na koniec świata i walczyć z własnymi słabościami.

Po tym co Pani powiedziała można sądzić, że skala trudności jest absolutnie porównywalna z tym, co czeka na wspinaczy w Himalajach. Może Pik Pobiedy należałoby dołączyć do ośmiotysięczników...

No tak się nie da, ale Rosjanie mówią ,,nie mów mi, że byłeś na Evereście, tylko powiedz, że wszedłeś na Pik Pobiedy". Bierze się to pewnie z tego, że tam nie ma szerpów, którzy naszą namioty i gotują obiady, poręczówek oraz telefonów satelitarnych.Człowiek jest zdany sam na siebie. Poza tym na Everest się idzie, a tam pokonuje się pionowe ściany.Zdarzają się lata, kiedy na ten szczyt nikt nie wchodzi...

Jest pani najwybitniejszą wielkopolską himalaistką i jedną z czterech Polek wspinających się w najwyższych górach świata. Dla wielu osób wciąż jest jednak Pani chyba osobą mało znaną?
Może trochę wiąże się to z tym, że nie jestem nigdzie zrzeszona i nie chodzę w wyprawach narodowych, organizowanych przez Polski Związek Alpinizmu. Tam są wielkie pieniądze sponsorskie i wielkie dotacje z budżetu państwa. Ja muszę sobie budżet zorganizować sama i bez pomocy kilku firm na czele z Eneą pewnie całe wakacje siedziałabym w domu. Uznałam, że nie potrzebuję związku do realizacji własnych marzeń. Moim problemem jest brak czasu. Nie mogę sobie pozwolić na dłuższą nieobecność w pracy niż pięć tygodni, choć praca jest dla mnie tylko środkiem do celu. Po prostu przestałam być hobbystką, a stałam się podróżniczką z krwi i kości. Nie chcę mówić o kolekcjonowaniu szczytów, ale jestem trochę z nich dumna, tak samo jak inni ludzie są dumni z dzieci czy z domów. A ja jestem zadowolona z tego, co osiągnęłam w górach.

Jakoś trudno usłyszeć o Pani następczyniach. Czyżby kobiety bały się gór?
Mało kobiet chodzi w wysokie góry i to się nie zmienia od czasów Wandy Rutkiewicz. Swoje po prostu robią takie kwestie jak codzienna toaleta, a właściwie jej brak, bo potrzeby fizjologiczne załatwia się w szczerym polu czy ciężkie bagaże, które czasami ważą nawet 20 kg. Kobiety są po prostu słabsze od mężczyzn i o tym decydują niezmienne prawa natury. Oczywiście można pracować nad wydolnością, która zresztą jest chyba moją mocną stroną, ale pewnych spraw się nie przeskoczy. Dlatego jak myślę o polskich kobietach i najwyższych szczytach, to do głowy przychodzą mi cztery nazwiska i to łącznie ze mną.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski