Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Schmidt: Program rządu to widmo katastrofy budżetu

Paulina Jęczmionka
Joanna Schmidt przed pójściem do Sejmu była menadżerem edukacji, kanclerzem prywatnej, poznańskiej uczelni Collegium Da Vinci
Joanna Schmidt przed pójściem do Sejmu była menadżerem edukacji, kanclerzem prywatnej, poznańskiej uczelni Collegium Da Vinci Grzegorz Dembiński
Z Joanną Schmidt, poznańską posłanką Nowoczesnej, która w wyborach zdobyła rekordowe 35 tys. głosów, rozmawia Paulina Jęczmionka.

Dlaczego w poprzednią sobotę nie była Pani na Placu Wolności na manifestacji w obronie kobiet?
Po pierwsze, miałam sporo zaproszeń na weekendowe spotkania noworoczne, np. w gminach. A drugim i ważniejszym powodem była motywacja partii KORWiN, która zorganizowała manifestację na złość, przeciwko nam. Pięć tygodni z rzędu organizowaliśmy, także z Komitetem Obrony Demokracji, manifestacje w obronie demokracji w Polsce. Te spotkania z tysiącami osób stały się już tradycją. KORWiN przerwała ją z premedytacją. Poza tym, Janusz Korwin-Mikke wiele razy obrażał kobiety.

Podczas manifestacji KORWiN padały takie słowa, jak np. „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela suwerenność nam odbiera”.
To eurosceptyczne hasła, pod którymi się nie podpisuję. Obawiałam się, że nie będzie chodziło o obronę kobiet.

Joanna Schmidt: Jestem polityczną dziewicą

Pani zdaniem, Komisja Europejska monitorująca naszą praworządność oraz debatujący o naszej sytuacji Parlament Europejski nie naruszają polskiej suwerenności?
Gdy w 2003 r. głosowaliśmy za przystąpieniem do Unii Europejskiej, podpisywaliśmy się pod wartościami europejskimi. Unia ich chroni i zapewnia bezpieczeństwo, gdy władza w kraju - jak teraz - się pogubi. Stąd procedura KE. Jeśli władze nie zaprzestaną łamania prawa, będą kolejne jej etapy. A w ostateczności możemy stracić głos w Radzie Europy.

Rząd bagatelizuje działania KE.
To jedna z jego cech. Bagatelizuje wszelkie sygnały spoza swojego środowiska. Nie wiem, jakie jeszcze instytucje, organizacje, eksperci mogłyby apelować do PiS o opamiętanie, skoro nie robi sobie nic z krytyki ustawy o TK, medialnej czy np. o służbie cywilnej. Kilkadziesiąt tysięcy Polaków wyszło do tej pory na ulice całego kraju, a marszałek Joachim Brudziński stwierdza, że „pewnie nie mają co robić w sobotę”. To lekceważenie obywateli. PiS nie chce rozmawiać ani z Polakami, ani z UE, przekonując, że nic się nie stało.

A stało się?
Tak. Procedura wszczęta przez KE to precedens. Nawet wobec Węgier nie została zastosowana. Przyczyniła się do tego również nasza nieudolna dyplomacja. Poczynając od ministra Macierewicza, który wszedł w spór o siedzibę kontrwywiadu NATO w Polsce ze swoim słowackim odpowiednikiem, przez ministra Waszczykowskiego i jego buńczuczne wywiady, po ministra Ziobrę i jego listy do komisarzy europejskich. Takie postawy nie budują wspólnoty. A miało być odwrotnie. PiS oszukało nas wszystkich.

Rząd bagatelizuje również obniżony przez agencję S&P rating Polski, wskazując, że skupiła się na polityce, a nie gospodarce.
Na tyle, ile się orientuję, agencje oceniające zdolność kredytową długu publicznego zawsze biorą pod uwagę zarówno politykę, jak i gospodarkę. Bo pierwsza ma bezpośredni wpływ na drugą. PiS wprowadzając ustawy podważające wiarygodność najważniejszych instytucji, wysyła sygnał, że Polska jest niestabilna. Jeżeli uderzyło w TK, media, policję, służbę cywilną, prokuraturę, to kolejne mogą być Najwyższa Izba Kontroli czy Narodowy Bank Polski. Agencja S&P dała ostrzeżenie na przyszłość.
Ale politycy PiS twierdzą, że nie ma się czego obawiać, bo podatek bankowy, podatek od sklepów wielkopowierzchniowych czy ograniczenie wyłudzeń VAT w przyszłości wzmocnią nasze finanse.
Wprowadzanie podatku bankowego, gdy niektóre banki są na granicy zysku, a także ustawy o przewalutowaniu kredytów w obcej walucie, którą prezydent przygotował bez żadnych wyliczeń skutków finansowych, to nieodpowiedzialne prowadzenie polityki finansowej. Już, niestety, potwierdziły się przewidywania Nowoczesnej, że banki przerzucą ciężar nowego podatku na klientów. 10 banków podniosło stopy procentowe na kredyty hipoteczne. PiS informowało, że tak się nie tanie. Minęło się z prawdą. A wskaźniki przyjęte przez ministra przy konstruowaniu budżetu, jak np. poziom inflacji, bezrobocia, deficytu, wzrostu gospodarczego, stają się niewiarygodne. Cały budżet traci na wiarygodności.

500 zł na dziecko też negatywnie wpłynie na sytuację finansową państwa?
Rząd w tej chwili panicznie poszukuje 17 mld zł na pierwszy rok programu. Obiecuje pomoc, a de facto obciąża nią przedsiębiorstwa, bo gdzieś musi znaleźć pieniądze. Z jednej strony, rząd oferuje pomoc rodzinom, co będzie skutkować wzrostem konsumpcji, a z drugiej, długofalowo ta pomoc przyniesie wzrost bezrobocia i obniżoną aktywność zawodową.

Twierdzi Pani, że rodzice dostający 500 zł na dziecko nie będą chcieli pracować?
Nie będzie motywacji. Kobieta, która po urodzeniu np. trójki dzieci chciała wrócić do pracy, przekalkuluje koszty opieki i zostanie w domu, pobierając 1000 zł. Do tego dołóżmy planowane obniżenie wieku emerytalnego, co będzie oznaczało mniej ludzi na rynku pracy przy starzeniu się społeczeństwa i dłuższej żywotności. To widmo katastrofy zarówno finansów publicznych, systemu emerytalnego, jak i rynku pracy.

Mimo to, Pani złoży wniosek o 500 zł na dzieci.
Jeżeli będzie mi się należało, złożę i będę korzystać. Tak, jak korzystałam z urlopu macierzyńskiego, publicznej służby zdrowia i edukacji. Apeluję do Polaków, żeby nie dali się zwieść słowom niektórych polityków PiS, że pobieranie 500 zł przez osoby dobrze zarabiające będzie niemoralne. Od początku PiS twierdziło, że to element polityki prorodzinnej, a nie socjalnej, więc należy się każdej rodzinie. Zachęcam, żeby brać te pieniądze i dobrze inwestować je w dzieci.

Pani sposoby inwestycji, jak np. zajęcia sportowe, chyba nie wpisałyby się w koncepcję ministra sprawiedliwości, który zaproponował, żeby założyć specjalne konta bankowe na 500 zł i móc je wydawać tylko na wybrane artykuły w wybranych sklepach.
Tylko się uśmiechnęłam na wieść o tym pomyśle. Bynajmniej nie z sentymentem, bo minister proponuje powrót do kartek z czasów PRL. Nie o to chyba chodziło. Poza tym, po podliczeniu obsługi - urzędniczej, bankowej, handlowej - programu Rodzina 500+ może się okazać, że to będzie najdroższa pomoc w historii.

Zostając przy temacie dzieci, Pani syn Adaś skończy w tym roku sześć lat. Pośle go Pani do szkoły?
Już jest w szkolnej zerówce. Będzie kontynuował edukację w pierwszej klasie.
Starsza o trzy lata Agatka też poszła wcześniej do szkoły?
Obie córki. Mimo że nie było obowiązku. Dzieci są chłonne wiedzy, doświadczeń, świata. Wystarczy je obserwować, pytać o potrzeby. Istota tkwi w formie podania wiedzy. A szkoły przez lata się zmieniły. Uczą przez zabawę. Im szybciej więc dzieci zostaną wciągnięte w powszechną edukację, tym lepiej. Szczególnie dla tych z mniejszych miejscowości i z rodzin, których nie stać na dodatkowe zajęcia, kino, teatr. Rodzice powinni wręcz zabiegać o posłanie dzieci do szkoły. Powinni wspierać placówki i nauczycieli, żeby mieli warunki, materiały i czas na pracę z maluchami.

Po cofnięciu reformy raczej mówi się o stracie pracy przez nauczycieli początkowych.
Na pewno ją stracą. Wszyscy samorządowcy biją na alarm, bo jeśli sześciolatki zostaną w przedszkolu, będzie jeden niemal pusty rocznik pierwszoklasistów. To oznacza też, że zabraknie miejsc w przedszkolach dla trzylatków. Wieloletnia walka o miejsca dla najmłodszych zostanie zatem zaprzepaszczona. Wszystko przez populistyczne, zastraszające hasła partii rządzącej i małżeństwo Elbanowskich, którzy powołują się na nieznanych z imienia i nazwiska ekspertów. Naprawdę chciałabym poznać tych specjalistów przeciwnych posyłaniu sześciolatków do szkoły, bo takich nie znam.

Władze Poznania zapowiedziały akcję promocyjną, która ma zachęcić rodziców do posłania sześciolatków do szkół. Wesprze Pani te działania?
Chętnie, jeśli będą mogła pomóc. Chcę spotykać się z rodzicami i informować, że nie mają się czego obawiać.

Kiedy kreująca się na lidera opozycji Nowoczesna przedstawi swój program? Politycy rywalizującej z Wami Platformy uważają, że cieszycie się teraz zainteresowaniem, bo jesteście nowi. Ale stracicie poparcie, kiedy przedstawicie ludziom swój liberalny, antysocjalny program.
A co politycy PO mają mówić? Mają swoje grzechy, próbują się odrodzić. W wielu poruszanych dziś sprawach zawiedli, np. majstrując przy Trybunale. W przeciwieństwie do nas, są niewiarygodni.

Wasz program będzie antysocjalny?
Nie. Wierzymy w zdrową politykę społeczną, czyli nie - jak robi PiS - rozdawnictwo pieniędzy, a tworzenie szans i pomocy dla rodzin. Chodzi np. o elastyczną, pewną pracę dla młodych rodziców, szeroki dostęp do żłobków i przedszkoli, ulgi podatkowe, sprawne rozliczanie opieki nad dziećmi oraz starszymi osobami, rozwiniętą politykę mieszkaniową w różnych formach, wsparcie migracji zarobkowej wewnątrz kraju. Wierzymy, że do pomocy rodzinom potrzebna jest silna, rozwijająca się gospodarka.

Weźmie Pani udział w sobotniej manifestacji KOD?
Partia KORWiN zajęła Pl. Wolności na kilka tygodni, więc KOD robi zgromadzenie na Pl. Mickiewicza. Dołączę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Joanna Schmidt: Program rządu to widmo katastrofy budżetu - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski