Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słucha nas już trzecie pokolenie - rozmowa z Wojciechem Hoffmannem, liderem grupy Turbo

Marek Zaradniak
Lider grupy Turbo Wojciech Hoffmann
Lider grupy Turbo Wojciech Hoffmann Archiwum artysty
Wojciech Hoffmann, lider grupy Turbo mówi o najważniejszych momentach w 35-letniej historii działalności zespołu

We wtorek w poznańskim klubie Blue Note odbędzie się koncert z okazji 35-lecia istnienia grupy Turbo. Czy wystąpicie tylko w aktualnym składzie, czy też pojawią się goście, muzycy, którzy kiedyś z wami współpracowali?

Tym razem zrobiliśmy zupełnie inaczej. Z dawnych muzyków będzie tylko założyciel zespołu Heniu Tomczak. Na pewno wystąpi w dwóch utworach „Fabryka keksów” i „Śmiej się błaźnie”. Nagrywał je z nami w pierwszym składzie, więc tutaj też będzie grał. Będą też oczywiście goście. Chcieliśmy zaprosić muzyków, którzy gdzieś obok nas równolegle prowadzili swoją działalność. Będzie Grzegorz Stróżniak z Lombardu, Wanda Kwietniewska, Romek Kostrzewski z Kata, Tytus z Acid Drinkers i Anja Orthodox z Closterkeller. Wykonają oni pięć naszych piosenek, a potem my wykonamy po jednej ich piosence. Na razie siedzimy w sali prób i się przygotowujemy.

Zdradzimy, co z cudzych utworów usłyszymy?

Niech to pozostanie jakąś tajemnicą, ale będą to przeboje tych wykonawców. Może nie te największe, bo Grzegorz na pewno nie zaśpiewa „Przeżyj to sam”, gdyż ten utwór powinien być wykonywany przez grupę Lombard, ale będzie to coś naprawdę bardzo popularnego.

Pamięta Pan pierwszy koncert Turbo?

Oczywiście. Bardzo dobrze. To była bardzo dziwna historia, ale zarazem niezwykle sympatyczna. Był 23 kwietnia 1980 roku - imieniny Wojciecha. A wtedy w zespole było trzech Wojtków. Śpiewający Wojtek Sowula, Wojtek Anioła na perkusji i ja na gitarze. Z ramienia Estrady wspierał nas kierowca Wojtek Późniak. Statystykę psuł jedynie Heniu Tomczak - no bo Heniu, a nie Wojtek,he,he,he. Koncert odbył się w klubie Politechniki Poznańskiej Sęk przy ulicy Kórnickiej. Pamiętam, że było tam bardzo nisko. Wojtek Sowula, który był nieprzeciętnym showmanem zarówno na tamte, jak i na dzisiejsze czasy stojakiem uderzał w sufit tak, że leciał tynk. Koncert pamiętam więc bardzo dobrze łącznie z tym, że była wtedy piękna pogoda.

Przez długie lata wokalistą i frontmanem grupy był Grzegorz Kupczyk. W pewnym momencie zabrakło go. Dlaczego?

W pewnym momencie z różnych powodów następuje zmęczenie materiału. Trudno kogoś zatrzymać, zmusić do kochania czegoś, czego już nie kocha. Rozstaliśmy się bez żadnych animozji. Od tamtego momentu minęło prawie osiem lat. Mamy następnego wokalistę Tomka Struszczyka. Myślę, że dajemy sobie bardzo dobrze radę. A nie wszystkim zespołom udaje się normalnie funkcjonować po opuszczeniu ich przez głównego wokalistę. Grzegorz to doskonały głos. Zawsze uważałem go za jednego z wokalistów na światowym poziomie i do dzisiaj tak uważam. Po odejściu Grzegorza nagraliśmy dwie normalne płyty, jedną koncertową i jedną DVD. Dajemy dużo koncertów. Myślę, że w roku 2016 trochę odpoczniemy, ponieważ przez minione lata opanowaliśmy cały polski rynek. Teraz trzeba trochę przycupnąć i pomyśleć o materiale na nową płytę. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że sprawy ułożyły się właśnie tak, bo mogły ułożyć się dużo gorzej.

Największy przebój w historii zespołu to „Dorosłe dzieci”. Ile razy go wykonywaliście?

Myślę, że tyle razy, ile było koncertów, a więc ponad 2000 razy i często zadają mi pytanie czy nie mam dość tej piosenki. Mówię od razu, że nie. Absolutnie. Największym szczęściem dla wykonawcy, który po raz tysięczny wykonuje jakiś utwór, są zadowolone miny słuchaczy.

A więc słucha go już kolejne pokolenie?

Trzecie pokolenie. Najgorsze jest to, że piosenka jest jak najbardziej aktualna i pisząc ten utwór ponad trzydzieści lat temu, Andrzej Sobczak chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że pisze coś wielkiego, wyjątkowego, co zostanie na wiele lat i po ponad 30 latach będzie bardziej aktualne niż wtedy, gdy tekst pisał. W tamtych latach sytuacja była bardzo określona. Wiadomo było, gdzie jest wróg. Wróg był jeden i wiadomo było, o co chodzi. A teraz, gdzie się nie obejrzymy, możemy mieć wroga wokół siebie. I to nawet wśród najbliższych. Sytuacja bardzo się skomplikowała i niestety ta piosenka jest bardzo aktualna. Ale nie mamy aż tak wielkiego wpływu na otaczającą nas rzeczywistość.

Pojawienie się „Dorosłych dzieci”, odejście Grzegorza Kupczyka. A jakie jeszcze momenty były szczególnie ważne dla zespołu?

Na pewno nasza pierwsza płyta. A potem album „Kawaleria szatana”. To był absolutny przełom. Ta płyta postawiła nas na rynku metalowym. Wcześniej bowiem byliśmy postrzegani bardziej jako grupa hardrockowa czy rockowa. Po „Kawalerii szatana” zaczęto mówić, że należymy do wielkiej trójki polskiego heavy metalu obok Kata i TSA. Mówią, że była to najważniejsza płyta heavymetalowa lat 80. w Polsce. To nas zadowala i nobilituje. Potem podpisaliśmy kontrakt z berlińską wytwórnią Noise Records. Niestety, z różnych przyczyn nic z tego nie wyszło, ale to temat na osobną opowieść. Potem była przerwa, po której nastąpił nasz powrót. Były już lata 90. i nie wiedzieliśmy, co się wydarzy. Wszystko wokół się pozmieniało. Inna była sytuacja geopolityczna. Wyrosło nowe pokolenie i nie wiedzieliśmy czy będziemy akceptowani i słuchani. Okazało się, że przyjęto nas bardzo dobrze, a wytwórnia Metalmind wznowiła wszystkie nasze płyty i nagle zupełnie nowa młodzież odkryła zespół Turbo. Ważnym wydarzeniem było też pojawienie się u nas nowego wokalisty.

W którym momencie swojej działalności aktualnie, Pana zdaniem, jest Turbo?

Myślę, że jesteśmy na całkiem dobrej pozycji. Przecież gramy, z małą przerwą już 35 lat. Dajemy 60-70 koncertów rocznie, co jak na Polskę jest wynikiem rewelacyjnym. Cieszy też i to, że ludzie wciąż przychodzą na koncerty, choć może nie są to już takie ilości jak dawniej. A małolaty, które przychodzą na koncerty śpiewają od początku do końca wszystkie utwory, choć znają je chyba tylko z płyt. I to sprawia, że jesteśmy zadowoleni, bo mogłoby już dawno nas nie być.

A jak zapowiada się najbliższa przyszłość? Wspomniał Pan o przygotowaniach do nagrania kolejnej płyty.

Zawsze byłem optymistą i myślę, że jeżeli tylko zdrowie dopisze, dociągniemy do 40-ki, a może tak jak w przypadku Czerwonych Gitar do 50-ki zespołu. Nigdy nic nie wiadomo.

Rozmawiał MAREK ZARADNIAK

Turbo

Klub Blue Note, (ul. Kościuszki 79), 5 stycznia, godzina 20, bilety: 40-50 zł
Fot. Archiwum artysty

Wojciech Hoffmann, lider grupy Turbo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski