Belenenses - Lech Poznań. Wynik 0:0

Tylko przez kilka minut Lech Poznań sprawiał wrażenie, że mecz w Lizbonie naprawdę chce wygrać. Kwadrans w miarę poprawnej gry nie wystarczył do pokonania słabiutkiego Belenenses. Kolejorz ma co prawda jeszcze matematyczne szanse na wyjście z grupy, ale są one iluzoryczne. Musiałby pokonać Basel i liczyć na to, że Portugalczycy pokonają we Florencji "Violę".

Przed meczem było wiadomo, że remis to najgorszy wynik dla obu zespołów, bo oznaczał awans z grupy faworytów, czyli FC Basel i Fioretniny.

- Dlatego zrobimy wszystko, by wygrać w Lizbonie - mówił przed pierwszym gwizdkiem arbitra trener Lecha Jan Urban. Mistrz Polski nie miał jednak żadnych piłkarskich argumentów, by rozstrzygnąć ten pojedynek na swoją korzyść. Miał za to furę szczęścia, że nie przegrał, bo gospodarze w pierwszej części zmarnowali rzut karny.

Wrześniowy mecz w Poznaniu stał na słabym poziomie.

Na stadionie Restelo widzieliśmy klasyczny "wyrób meczopodobny", od którego oglądania bolały wręcz oczy

- Kiedy ostatnio graliśmy z Lechem, nie był w najlepszym momencie. Później klub zmienił trenera, przebudował struktury taktyczne - mówi na łamach portugalskiego dziennika "A Bola" trener Belenenses - Ricardo Sa Pinto. - Dlatego też spodziewam się zupełnie innego pojedynku, niż w Polsce.

Niestety na stadionie Restelo widzieliśmy klasyczny "wyrób meczopodobny", od którego oglądania bolały wręcz oczy.

O ile jednak w Poznaniu Lech przynajmniej miał jakieś okazje, by strzelić gola, o tyle w Lizbonie prezentował niestety kompletną indolencję strzelecką. Kuriozalne błędy popełniała też obrona. Naszej drużynie zwyczajnie brakowało piłkarskiej jakości.

Belenenses - Lech Poznań. Wynik 0:0

Tylko przez kilka minut poznaniacy sprawiali wrażenie, że wezmą sprawę awansu w swoje ręce i uda im się zaskoczyć rywali. Obiecujący był strzał Lovrencsicsa w 15. minucie. Piłka po uderzeniu Węgra z woleja poszybowała nad bramką.

Trochę zamieszania pod bramką Ventury było też chwilę wcześniej, gdy kąśliwym dośrodkowaniem popisał się Douglas. To co działo się potem w ofensywie - lepiej przemilczeć. Błędy w przyjęciu piłki, festiwal niecelnych podań i ciągłe zwalnianie akcji, tak jakby celem mistrzów Polski było zaliczenie tego meczu jak najmniejszym nakładem sił.

Gospodarze, którzy głośno mówili, że dla nich ważniejsza jest liga, byli równie słabi, ale chociaż potrafili od czasu do czasu zbliżyć się w okolice pola karnego rywali. Tak jak w 35. minucie kiedy po dośrodkowaniu z prawej strony, Dariusz Dudka ratował się głupim faulem we własnym polu karnym na Tiago Caeiro.

Doświadczony obrońca wręcz uwiesił się na plecach napastnika Belenenses i arbiter musiał podyktować jedenastkę. Gola jednak nie było, bo choć Jasmin Burić kompletnie nie wyczuł intencji Tiago Silvy, ten uderzył metr nad poprzeczką!

Gospodarze mogli wyjść na prowadzenie też w 42. minucie, kiedy Douglas próbując podać głową do Burica, wyłożył piłkę Tiago Silvie. W ostatniej chwili błąd Szkota naprawił ofiarnym wślizgiem Kadar.

Do momentu kiedy na boisku nie pojawił się Szymon Pawłowski, Kolejorz nie potrafił na połowie gospodarzy wymienić nawet kilku podań. Na szczęście trener Urban zdecydował się w końcu zaryzykować i wpuścił skrzydłowego, który znany jest z tego, że potrafi sam wykreować kilka sytuacji.

"Szymek" od razu ożywił grę poznaniaków. Już po kilkunastu sekundach huknął z woleja minimalnie niecelnie i pokazał do kogo trzeba kierować piłki. Kiedy dołączył do niego Hamalainen, mieliśmy nawet nadzieję na happy end. Kwadrans przed końcem Pawłowski zakręcił rywalami w narożniku pola karnego i strzelił w kierunku bramki. Piłka po rykoszecie od obrońców trafiła w słupek i najlepsza szansa na zwycięstwo przeszła poznaniakom koło nosa.

Belenenses - Lech Poznań. Wynik 0:0