Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Jaśkowiak na miejskim ringu walczy już od roku

Bogna Kisiel
- Wybory to był ten łatwiejszy etap. Trudniejszy jest przed nami - powiedział prezydent Jacek Jaśkowiak po złożeniu ślubowania. I były to prorocze słowa, kiedy spojrzymy na mijający rok.

Rocznik 1964, absolwent prawa na UAM, przedsiębiorca, maratończyk, zapalony rowerzysta, przy każdej okazji podkreśla przyjaźń z Jackiem Kaczmarskim - poetą i pieśniarzem. Chlubi się barwnym życiorysem, który stał się kanwą dla jednej z postaci w spektaklu „Gracze” w Teatrze Nowym. Zaliczył nieudany start na urząd prezydenta Poznania w 2010 r. Powtórna próba w 2014 r., tym razem z ramienia PO, zakończyła się sukcesem. I tak Jacek Jaśkowiak pokonał urzędującego od 16 lat Ryszarda Grobelnego.

Przytuli nawet anarchistów
Jacek Jaśkowiak często podkreśla, że ma inne priorytety niż jego poprzednik. Chce uchodzić za „swojego” człowieka, który doskonale rozumie problemy przeciętnego poznaniaka. Do pracy jeździ rowerem, autobusem lub taksówką. Malował klatki schodowe na Ratajach, zrywał plakaty zaśmiecające poznańskie ulice. Dla zbożnego celu (modernizacja oddziału kardiochirurgii dziecięcej) stanął na ringu naprzeciw Dariusza Michalczewskiego, a w ramach przygotowań do walki prezentował dziennikarce pompki w swoim gabinecie. Postanowił spróbować sił w judo. Jednak do walki z komendantem wojewódzkim policji na razie nie doszło.

Środowiska lewicowe z aplauzem przyjęły jego udział w Marszu Równości czy przygotowanie i upublicznienie raportu, dotyczącego finansowych roszczeń Kościoła wobec miasta. Na portalu radiomaryja.pl można przeczytać, że Jacek Jaśkowiak „dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik Kościoła”, a jego brak zgody na ustawienie figury Chrystusa na placu Mickiewicza uznano za prowokację. Sam zainteresowany na Facebooku zamieścił zdjęcie osób sprzeciwiających się decyzji władz Poznania w tej sprawie wraz z transparentem „Jaśkowiak podtrzymuje decyzję niemieckiego okupanta” i napisał: „Czy tylko mnie zaskakuje taka agresja i nienawiść ze strony zwolenników odbudowy pomnika Wdzięczności?”.

Jacek Jaśkowiak: Jak spotkam się na przykład z ambasadorem, to drżę, że będzie chciał skorzystać z toalety

Jacek Jaśkowiak wziął też udział we wrześniowej manifestacji „Uchodźcy mile widziani”. - Wy to zapoczątkowaliście, byliście pierwsi, którzy zareagowali tak jak powinniśmy zareagować. Dopiero po was politycy oraz arcybiskup zaczęli mówić jednym głosem. Dziękuję wam i dziękuję też poznaniakom, którzy pokazują, że Poznań jest daleki od ksenofobii - zwrócił się do obecnych prezydent.

Przez ostatnie 12 miesięcy Jacek Jaśkowiak niewątpliwie przeszedł metamorfozę. Uczy się polityki. Już nie wyskakuje z kolejnymi pomysłami, jak filip z konopi, ale waży słowa lub odpowiada „na okrągło”, by nie popełnić politycznej gafy. Przykładem takiej przemiany może być stosunek prezydenta do anarchistów. Dziękował im nie tylko za otwarcie na uchodźców, ale także za to, że porozumieli się z właścicielem kamienicy na Starym Rynku (w zamian za 125 tys. zł, które właściciel budynku przekaże na konto Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów). Za to ostatnie, jak napisał prezydent na Facebooku, „Chciałbym ich nawet uściskać!”.

Tymczasem ten sam Jacek Jaśkowiak na łamach „Głosu” w 2012 r. napisał o anarchistach: „Z własnością i poszanowaniem prawa też mają problem, bo im wolno zajmować cudzą własność, ale o swoje wiertarki i narzędzia potrafią się stanowczo dopominać. Od innych oczekują przestrzegania prawa, ale sami stoją ponad prawem i często je łamią”, a gdy w 2013 r. zorganizowali akcję, mającą na celu niedopuszczenie do licytacji komorniczej budynku, w którym znajdował się skłot Od:zysk przyszły prezydent zastanawiał się „kto im te głowy rozpalił i nasączył nienawiścią do istniejącego porządku oraz demokracji”.

Weryfikacja obietnic
Początki były niełatwe. Prezydent musiał zmierzyć się z projektem budżetu na 2015 r. przygotowanym przez swojego poprzednika. Autopoprawką zwiększył wydatki o 32 mln zł. Znalazły się w niej m.in. 3 mln zł na utrzymanie czystości ulic, 600 tys. zł na budowę basenu na os. Zwycięstwa, 1,5 mln zł na audyt urzędu czy 200 tys. na budowę przedszkola na Strzeszynie.

Przez pierwsze miesiące nowa władza borykała się z bałaganem, zafundowanym przez poprzedników - hałdami śmieci, brakiem pojemników, nieterminowym wywozem śmieci, kiepskim stanem finansów w GOAP-ie. To spadło na barki Jakuba Jędrzejewskiego, zastępcy prezydenta.

Jacek Jaśkowiak w miarę szybko zrealizował pierwszą ze swych przedwyborczych obietnic, czyli od 1 lutego wyrzucił auta z dziedzińca urzędu. Z przejściem dla pieszych przez ul. Matyi już było trudniej. Miało powstać do marca, później mówiono o sierpniu, by ostatecznie z wielką pompą oddać „pół przejścia” w listopadzie. Prezydent powołał oficera rowerowego, ugasił konflikt w Teatrze Ósmego Dnia. Z jego też inicjatywy zniesiono opłatę targową. J. Jaśkowiak był także przeciwny utrzymaniu podatku za psa w 2016 r., ale ostatecznie wycofał się z tego pomysłu.

Zapowiadał ochronę terenów zielonych i szerokie konsultacje z mieszkańcami. Tymczasem postulaty zwiększenia terenów zielonych na Naramowicach, poszerzenia parku Sołackiego czy utworzenie parkingu kosztem wycinki drzew wokół fortu na Górczynie raczej są skazane na fiasko.

Dramatycznie wygląda terminowość miejskich inwestycji, np. przebudowa Dąbrowskiego/Żeromskiego, Kaponiery czy estakady katowickiej. Niewątpliwie ich opóźnienia spadają na karb poprzedniej władzy, ale i sam Jacek Jaśkowiak ma w tym swój udział. To on stał za wyborem Katarzyny Góreckiej na prezesa spółki PIM, która po trzech miesiącach została odwołana.

Prezydent o anarchistach: Od innych oczekują przestrzegania prawa, ale sami stoją ponad prawem i często je łamią

- Nie mieliśmy pewności, czy kluczowe dla miasta inwestycje np. Kaponiera, estakada katowicka, ITS, drogi do spalarni zostaną zrealizowane zgodnie z zakładanym harmonogramem i budżetem - tłumaczył decyzję rady nadzorczej PIM jej przewodniczący Jędrzej Solarski.

Z zapowiadanej budowy 4 tys. mieszkań komunalnym już dziś wiadomo, że powstanie połowa, jak dobrze pójdzie. Poznań stracił na rzecz Łodzi festiwal Transatlantyk, zyskał „Frazy. Festiwal w piosence”. O promocji miasta nikt nie słyszał poza tym, że jest.

W listopadzie prezydent przedstawił autorski projekt budżetu na 2016 r. Miasto planuje jeszcze bardziej się zadłużyć. W projekcie znalazło się wiele oczekiwanych przez mieszkańców inwestycji, w tym w transport publiczny, oświatowych. Przewidziano też podwyżki płac dla pracowników miejskich instytucji, dofinansowanie 1,8 tys. miejsc w prywatnych żłobkach (po 700 zł). W najbliższych latach planuje się wydać znaczne kwoty na budowę ścieżek rowerowych i stacje rowerów.

Prezydenckie porządki
Prezydent Jaśkowiak jest sportowcem z krwi i kości. Dla niego liczy się jedynie zwycięstwo. Chce być numerem jeden, otaczać się ludźmi „ze świecznika”. Ma słabość do atrybutów władzy. Np. podczas zaprzysiężenia zażyczył sobie oryginalnego łańcucha, który ufundował prezydent Cyryl Ratajski, wycenianego na ok. 375 tysięcy złotych. Jego poprzednik zadowalał się kopią o wartości kilku tysięcy złotych.

Prezydent przyzwyczajony we własnej firmie do szybkich decyzji, chce także „od ręki” usuwać przeszkody, na które napotyka w mieście. Okazało się, że miejska materia należy jednak do bardziej skomplikowanych. I tak np. w styczniu prezydent jadąc ul. Św. Marcin nie zauważył stojącej ciężarówki, przewrócił się i poturbował. Wniosek? Parkujące na poboczach auta są zagrożeniem dla rowerzystów. Rozwiązanie?

-Trzeba wyznaczyć miejsca parkingowe, na których będą mogły stawać tylko karetki, straż pożarna, policja i ciężarówki wyładowujące towar - obwieścił.

2 stycznia, podróż do pracy autobusem zajęła mu ponad godzinę, bo prezydent nie wiedział, że między świętami obowiązuje sobotni rozkład jazdy. Postanowił to zmienić. Zaproponował, by 5 czerwca (piątek po Bożym Ciele) i w Wigilię autobusy i tramwaje jeździły według rozkładu w dni robocze. Koszt - 800 tys. zł. Wyperswadowali mu ten pomysł radni.

Prezydent stał się też bohaterem filmiku, który zrobił furorę w sieci. Skarżył się w nim na fatalne umeblowanie swojego gabinetu. - Mam świadomość, że moje wypowiedzi były niefortunne - przyznał po czasie. Tłumaczył, że nie wiedział, iż kamera nadal jest włączona. Ostatecznie dopiął swego. Pozbył się zabytkowych mebli i umeblował gabinet sam.

W dniu obchodów Poznańskiego Czerwca’56 zaplanował udział w wyścigu „Rowerem na Szrenicę”. Pod wpływem m.in. presji radnych zrezygnował z wyjazdu do Szklarskiej Poręby.

Do rangi pierwszoplanowego problemu, który należy rozwiązać w trybie pilnym, urósł remont prezydenckich toalet. Jego koszt to ok. 180 tys. zł. - Jak spotkam się na przykład z ambasadorem, to drżę, że będzie chciał skorzystać z toalety. Nie wiem, czy przed nim nie był tam mieszkaniec i czy posprzątał po sobie - tłumaczył konieczność remontu J. Jaśkowiak i zapraszał dziennikarzy, by na własne oczy przekonali się, jakie są warunki w tej toalecie.

Wsadza kij w mrowisko
Doświadczenie, jakie J. Jaśkowiak wyniósł z biznesu, nie przekłada się wprost na życie polityczne. Zderzenie z samorządem, jego regułami gry, musiało skutkować wpadkami, których prezydent nie uniknął. Momentami Urząd Miasta przypomina oblężoną twierdzę, która musi odpierać ataki z różnych stron. Ale co tu dużo ukrywać, często na własne życzenie prezydenta, który wsadzał kij w mrowisko, zaskakując różnymi pomysłami.

I tak w lutym zaprezentował swój pomysł na ograniczenie liczby aut na poznańskich ulicach. Mieszkańców okolicznych gmin do korzystania z komunikacji publicznej miało zachęcić zwężanie dróg dojazdowych do Poznania.

Kolejną propozycją urządzenia życia mieszkańcom aglomeracji było przyłączenie podpoznańskich gmin do miasta. W grę wchodziły Komorniki, Suchy Las i Luboń. Prezydent nęcił wizją silnego Poznania i dodatkowymi setkami milionów, które wpłynęłyby do wspólnej kasy. - W przypadku połączenia z jedną gminą możemy uzyskać 440-500 mln zł - podkreślał J. Jaśkowiak w rozmowie z „Głosem”.

Ze zrozumiałych względów sąsiedzi nie byli zachwyceni tymi pomysłami. Trzeba jednak przyznać, że poglądy prezydenta w tej sprawie ewaluowały. Jesienią mówił już nie o włączaniu gmin, ale stworzeniu związku metropolitalnego, który pozwoliłby z jednej strony na zachowanie autonomii poszczególnych samorządów, z drugiej - na prowadzenie wspólnej polityki transportowej, polityki przestrzennej czy promocyjnej. W tym przypadku samorządy również zyskałyby finansowo.

Prezydent rzucił też do rozważenia prezesowi Lecha Poznań kupno Stadionu Miejskiego. Środowisko moto fanów poruszyła informacja, że polecił swojemu zastępcy Maciejowi Wudarskiemu znalezienie lokalizacji na terenie aglomeracji poznańskiej, gdzie mogłyby przenieść się żużel z Golęcina i Tor Poznań.

Rezygnacje wiceprezydentów
Jaki to był rok dla prezydenta? Burzliwy. Takiej karuzeli personalnej mury magistratu jeszcze nie widziały. Liczono się z roszadami w miejskich spółkach czy na stanowiskach dyrektorskich w Urzędzie Miasta. Nikt jednak się nie spodziewał, że w tak krótkim czasie, zaledwie kilku miesięcy, zmienią się też najbliżsi współpracownicy prezydenta.

Zastępcą J. Jaśkowiaka miał zostać Tomasz Lewandowski, radny Lewicy, który w wyborach na prezydenta osiągnął dobry wynik, a w drugiej turze poparł J. Jaśkowiaka. Prezydent mu to zaproponował i... nastąpiła cisza. - Nie raczył się spotkać, ani zadzwonić - twierdził T. Lewandowski. - Wykazał się brakiem klasy.

Tymczasem prezydent ogłosił nazwiska trzech swoich zastępców. Byli to Jakub Jędrzejewski, Mariusz Wiśniewski i Maciej Wudarski. Później J. Jaśkowiak tłumaczył, że ustalenia między nim a Lewandowskim dwie godziny po rozmowie wyciekły do mediów. - Poza tym do Macieja Wudarskiego, który został moim zastępcą, miałem dużo większe zaufanie. Uznałem też, że potencjał ruchów miejskich jest większy niż SLD - powiedział w rozmowie z „Głosem” J. Jaśkowiak.

Czwartym zastępcą została kobieta - Agnieszka Pachciarz, była prezes NFZ.

Ten skład nie ostał się na długo. Wojna wewnątrz Platformy „zmiotła” pierwszego zastępcę prezydenta J. Jędrzejewskiego, który 30 kwietnia złożył rezygnację. PO domagała się jego dymisji w związku z tzw. aferą fakturową w spółce Szpitale Wielkopolski, której prezesem był J. Jędrzejewski. Ten w odwecie oskarżył szefów poznańskich i wielkopolskich struktur PO o wywieranie nacisków w sprawie zatrudnienia pewnej osoby w jednej z miejskich spółek. Prezydent długo się opierał działom wytaczanym przez PO, bo wiele zawdzięczał Jędrzejewskiemu, który prowadził jego kampanię wyborczą i wspierał, gdy wielu powątpiewało w zwycięstwo Jaśkowiaka. Na otarcie łez J. Jędrzejewski utrzymał swoją funkcję w radzie nadzorczej MPK.

Pracę stracił Jarosław Pucek, prezes ZKZL, którego zastąpił Paweł Augustyn. Rezygnację z funkcji prezesa PTBS złożył - wg nieoficjalnych informacji zmuszony przez prezydent A. Pachciarz - Arkadiusz Stasica. I nie pomogło, że za prezesami wstawiali się radni różnych opcji. W tym jednak czasie trwały rozmowy w sprawie ewentualnych koalicji w Radzie Miasta. Część PO opowiadała się za porozumieniem z PRO, część jednak za Lewicą, która dysponuje większą liczbą mandatów w radzie. Zwolennicy tej ostatniej opcji przeważyli.

- Prezydentowi potrzebne jest silne zaplecze, stabilna większość - tłumaczył Marek Sternalski, szef klubu radnych PO.

W lipcu szefowie klubów PO i Lewicy oraz prezydent podpisali porozumienie programowe, a były prezes A. Stasica został zastępcą prezydenta.

Kolejne trzęsienie ziemi nastąpiło w sierpniu, kiedy to ujawniono maile P. Augustyna skierowane do A. Pachciarz. Miało z nich wynikać, że ta dwójka próbowała storpedować rozmowy prezydenta, dotyczące koalicji PO i Lewicy. J. Jaśkowiak oskarżył A. Pachciarz o nielojalność, nie odbierał od niej telefonów. Ostatecznie A. Pachciarz złożyła rezygnację. P. Augustyn nie był skory do złożenia dymisji, ale w końcu i on stracił pracę. Tym razem prezydent nie szukał zastępcy w szeregach tej czy innej partii. Zdecydował się na urzędnika. W sierpniu Jędrzej Solarski, dyrektor wydziału organizacyjnego Urzędu Miasta został mianowany zastępcą prezydenta.

Nowe standardy
Zmianie uległy również obyczaje w urzędzie. Na początku stosunkowo duże tarcia występowały na linii prezydent - Rada Miasta. Radni mieli pretensje, że prezydent ciągle znika z sesji, bo np. udziela wywiadu. Narzekali też na brak uchwał. Niewątpliwym policzkiem dla samego J. Jaśkowiaka, jak i PO, był wybór delegata Poznania do Związku Miast Polskich, którym został Szymon Szynkowski vel Sęk, szef klubu radnych PiS (obecnie poseł). Miał nim być J. Jaśkowiak, który wcześniej zobowiązał się przeprosić radnych PiS za stwierdzenie, że na sesji budżetowej był świadkiem dręczenia kobiet w ciąży. Prezydent tak się zapętlił w przeprosinach, że radni znów się poczuli dotknięci. Ponadto krytyką działalności swojego poprzednika w ZMP oraz stwierdzeniem, że związkiem powinien kierować prezydent wywodzący się z partii rządzącej zraził sobie większość radnych i w efekcie przegrał wybory do związku. Co więcej nie kwapił się do współpracy z delegatem Poznania do ZMP, twierdząc: - Pan radny Szynkowski został delegatem miasta po decyzji Rady Miasta. Przyjmuję, że ma kompetencje i wiedzę, by działać w tej roli. Trudno bym prowadził go za rękę.

T. Lewandowski, radny Lewicy tak oto podsumował prezydenta (te słowa padły jeszcze przed zawarciem koalicji z PO): -To nie dobra wola, ale obowiązek prezydenta, by wspierać przedstawiciela miasta. To infantylna reakcja na to, że nie został wybrany do ZMP.

Kolejną sprawą, którą wielu z początku przyjmowało z niedowierzaniem, była inwigilacja skrzynek mailowych urzędników. - Urzędnicy mówią, że przeglądane były ich skrzynki mailowe i prowadzono z nimi rozmowy dyscyplinujące - informowała na lipcowej sesji Joanna Frankiewicz, szefowa klubu radnych PRO. Radna powiedziała też, że sprawdzane są billingi telefoniczne i to z kim urzędnicy rozmawiają.

-Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrażam - przyznał J. Jaśkowiak i zapowiedział dogłębne wyjaśnienie sprawy.

Bardzo szybko okazało się, że prezydent wiedział o tym procederze. Na wrześniowej sesji indagowany w tej kwestii przez dziennikarzy, najpierw salwował się ucieczką, a później przedstawiał różne wersje wydarzeń. Raz twierdził, że czytał maile, by za chwilę temu zaprzeczyć. Mówił, że znalazł je na biurku.

Kolejną sprawą, w której J. Jaśkowiak, zajmował niejednoznaczne stanowisko, był mobbing w Gabinecie Prezydenta. W sierpniu informacje na ten temat dotarły do radnych. W urzędzie została powołana specjalna komisja. Wkroczyła też PIP. We wrześniu znów się zrobiło głośno o tym, gdy jedna z urzędniczek po rozmowie z zastępcą dyrektora gabinetu trafiła do szpitala. Wyniki wewnętrznej kontroli potwierdziły, że dochodziło do zachowań mających znamiona mobbingu. Prezydent z rezerwą podszedł do tych ustaleń. Jednak naciski radnych i prominentnych działaczy PO spowodowały, że zastępca dyrektora gabinetu złożył w październiku rezygnację, a w listopadzie wylądował na „ciepłej” posadzie w miejskiej spółce PIM.

Postscriptum
Z uwagi na to, że prezydent nie znalazł czasu, by opowiedzieć Czytelnikom „Głosu” o roku swoich rządów, niech podsumowaniem stanie się wypowiedź z wcześniejszej rozmowy z J. Jaśkowiakiem: - W biznesie i polityce liczy się skuteczność. Ale ważne jest także dotrzymywanie słowa, na co zwracam szczególną uwagę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski