Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małe chore serca pod specjalnym nadzorem

Marta Żbikowska
Siedemnastoletni Alex pogodził się z tym, że nie będzie bokserem. Wie, że życie jest ważniejsze
Siedemnastoletni Alex pogodził się z tym, że nie będzie bokserem. Wie, że życie jest ważniejsze Adrian Wykrota
Alex ze Szczecina to pierwsze dziecko w Europie, któremu poznańscy lekarze ze Szpitalnej wszczepili najbardziej nowoczesne urządzenie dbające o chore serce chłopca.

Dla 17-letniego Aleksa miał to być zwykły dzień. Do szkoły szedł na godzinę ósmą. Jak co dzień. Przed lekcjami pogadał chwilę z kolegami na schodach budynku. Zbliżała się pora dzwonka, więc weszli do środka. Pierwsza była lekcja matematyki.

- Otworzyłem książkę, zeszyt, zacząłem się przygotowywać - wspomina Alex. - Wydaje mi się, że jeszcze usłyszałem swoje nazwisko, ale wtedy słabo się poczułem.

Koniec snu boksera
Resztę opowiedzieli mu koledzy. Alex stracił przytomność. Na szczęście, w klasie były dwie osoby, które ukończyły kurs pierwszej pomocy. Koleżanka wyczuła brak tętna. Zaczęli z kolegą akcję reanimacyjną, którą kontynuowali do czasu przyjazdu karetki. Ta przyjechała po 40 minutach.

Po badaniach okazało się, że serce Aleksa kurczy się z prędkością 600 razy na minutę, podczas gdy normalne tętno powinno wahać się między 60 a 80 uderzeń na minutę. Przy tak szybkich skurczach krew przestaje krążyć, co nieuchronnie prowadzi do śmierci. Aby przywrócić właściwe tętno, potrzebna była defibrylacja. Po drugim wstrząsie serce Aleksa zaczęło pompować krew.

- Koledzy uratowali mi życie - mówi wprost Alex. - Gdyby nie podjęli się reanimacji, to bym pewnie nie żył.

Tego dnia Alex nie wiedział jeszcze, że oto kończy się jego sen o karierze boksera. Bo Alex od trzech lat trenował boks w Klubie Bokserskim Olimp w Szczecinie, gdzie mieszka z rodziną. Zaczął osiągać pierwsze sukcesy. - Puchar z Wałcza za pierwsze miejsce w turnieju bokserskim, dwa dyplomy za pierwsze miejsca, jeden dyplom za drugie w innym turnieju, brązowy medal w mistrzostwach Polski juniorów - Alex ze łzami w oczach wymienia swoje osiągnięcia. - Nie wyobrażałem sobie, że tak to zakończę.

Prywatne pogotowie w sercu
Napadowe migotanie komór - to diagnoza postawiona na oddziale kardiologii Szpitala Klinicznego im. Jonschera UM w Poznaniu, gdzie w końcu trafił Alex.

- Wiedzieliśmy, że właśnie został w Europie zarejestrowany nowy kardiowerter-defibrylator, który byłby w tej sytuacji idealny dla Aleksa - mówi profesor Waldemar Bobkowski, kardiolog, zastępca kierownika Kliniki Kardiologii Dziecięcej UM w Poznaniu. - Na szczęście, nie było problemu z zakupem takiego urządzenia dla naszego pacjenta. W ciągu jednego dnia mieliśmy je na oddziale i doktor Artur Baszko podjął się operacji jego wszczepienia.

Alex jest pierwszym dzieckiem w całej Europie, któremu wszczepiono kardiowerter-defibrylator Medtronic Visia AF MRI, a trzecim pacjentem z takim urządzeniem w ogóle. Zasada jego działania wydaje się prosta. W sercu, a dokładnie w lewej komorze, umieszczona zostaje elektroda. Łączy się ona z urządzeniem w kształcie dysku, które umieszcza się pod obojczykiem pacjenta. Aparat nie tylko monitoruje pracę serca, ale reaguje w sytuacji, gdy zarejestruje migotanie komór.

- To coś takiego jak prywatna karetka pogotowia - tłumaczy profesor Bobkowski. - Zawsze jest na miejscu i może uratować życie.

Profesor Bobkowski wymienia trzy podstawowe zalety nowego urządzenia, których nie posiadały dotychczas stosowane modele.

- Przede wszystkim, pacjent z tym typem defibrylatora będzie mógł mieć w przyszłości wykonywany rezonans magnetyczny - mówi profesor. - W przypadku chłopca chorującego na serce to bardzo istotne, gdyż można przypuszczać, że takie badanie będzie mu potrzebne.

Kolejną zaletą jest jedna elektroda, która rejestruje zarówno prace komór, jak i przedsionków. To sprawia, że metoda z zastosowaniem nowoczesnego urządzenia staje się mniej inwazyjna.

- Do tej pory, gdy chcieliśmy obserwować komorę i przedsionek, musieliśmy wszczepiać dwie elektrody, a im mniej inwazyjna rzecz, tym lepiej dla dziecka - tłumaczy prof. Bobkowski. - Trzecia zaleta to nieprawdopodobna precyzja tego kardiowertera. To pierwsze urządzenie, które praktycznie nie ma nieadekwatnych wyładowań. Tak nazywamy wyładowania, które powstają przez błędy w rejestrowaniu pracy serca. Urządzenie reaguje wtedy, kiedy tak naprawdę nic się nie dzieje. W poprzednich urządzeniach było tak, że nieadekwatne, czyli te niepotrzebne wyładowania kardiowertera, stanowiły nawet dziesięć procent wszystkich wyładowań.

Bo jak nie sport, to co?
Alex cieszy się, że lekarze uratowali mu życie, bo nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy jego serce odmówiłoby posłuszeństwa. Radość z uratowania życia przesłania mu jednak wizja zmiany.

- Pacjent z napadowym migotaniem komór będzie musiał być zabezpieczony kardiowerterem-defibrylatorem do końca życia - mówi prof. Bobkowski. - Nie jest jednak tak, że w ogóle nie może uprawiać żadnych sportów. Oczywiście, jego choroba stawia mu pewne ograniczenia. Chłopak na pewno nie może trenować sportów kontaktowych. Boks absolutnie odpada.

Chodzi o to, że w sercu Aleksa została umieszczona elektroda. Aby dobrze spełniała ona swoją rolę, nie może zostać uszkodzona. Chłopak musi więc unikać wszelkich urazów klatki piersiowej. Nie może grać w piłkę, aby nie narażać się na uderzenia, które mogą doprowadzić do pęknięcia elektrody. Pozostaje mu bieganie, pływanie, jazda na rowerze.

- Nie mam bladego pojęcia, co ja będę teraz robił - przyznaje Alex. - Chcę mieć jakiś kontakt ze sportem, który kocham. Rozmawiałem z trenerem. Pozwolił mi przychodzić na treningi. Wiadomo, że ja nie będę trenował, ale mogę pomagać chłopakom. Będę takim asystentem trenera, będę mu pomagał.

Słychać, że to rozwiązanie nie satysfakcjonuje w pełni niedoszłego boksera, ale na razie nie widzi on innego wyjścia. - Lepsze to niż nic - przyznaje.

Inne zainteresowania niż sport? Brak. Inny pomysł na życie niż boks? Brak. - Co najbardziej lubię w szkole? - powtarza pytanie Alex. - Ale oprócz WF-u? To chyba nic.

Dzień po zabiegu Alex nie może jeszcze do końca uwierzyć, że właśnie jemu przytrafiła się taka choroba. - Miałem przecież regularnie robione badania, w tym badania serca, miałem kartę sportowca, musiałem dbać o siebie - mówi Alex. - Jak trafiłem do Poznania, to profesor wyjaśnił mi wszystko z tym rozrusznikiem serca. Powiedział mi, jak to będzie potem. Mimo wszystko zgodziłem się, bo to jednak lepsze niż kolejna taka sytuacja, jaka spotkała mnie w szkole. A drugi raz nie wiadomo, gdzie by mnie to spotkało, czy byłby ktoś, kto by mnie uratował. Przytomność straciłem nagle. Jakby mnie to drugi raz spotkało, to nawet nie zdążyłbym wezwać pomocy.

Profesor tłumaczy, że napadowe migotanie komór objawia się w taki właśnie sposób. Nagle i niespodziewanie. - Bardzo często taka choroba kończy się zgonem - przyznaje profesor. - Dziecko pada i umiera, a nigdy wcześniej nie miało problemów z sercem. Alex miał w tym wszystkim dużo szczęścia.

Obserwują serce spod Białegostoku
Do szpitala klinicznego przy ul. Szpitalnej w Poznaniu trafiają dzieci z zaburzeniami pracy serca z całej zachodniej Polski, a nawet z bardziej odległych zakątków kraju. Dziewięciolatka, która jako pierwsze dziecko w Polsce miała wszczepiony rejestrator omdleń, przyjechała do stolicy Wielkopolski aż spod Białegostoku.

- Dziewczynka z niewyjaśnionych przyczyn traciła nagle przytomność - mówi profesor Bobkowski. - Doktor Artur Baszko wszczepił jej rejestrator, dzięki któremu mamy stały wgląd w pracę jej serca. Jej mama dostała urządzenie wielkości małego pilota do otwierania samochodu i miała go użyć, gdy tylko zaobserwuje utratę przytomności u córki.

Lekarze z poznańskiej kliniki twierdzą, że mieli szczęście. Już po niespełna dwóch miesiącach od wszczepienia rejestratora, urządzenie zaobserwowało omdlenie.

- Dzięki temu, że mama „poinformowała” nas o tym incydencie, natychmiast za pomocą pilota, mogliśmy zaobserwować pracę serca podczas omdlenia oraz bezpośrednio przed nim - mówi prof. Bobkowski. - To dało nam możliwość postawienia właściwej diagnozy i podjęcia odpowiedniego leczenia.

Czekają na sygnał z serca

Najmłodszym pacjentem w Polsce, któremu lekarze ze Szpitalnej wszczepili rejestrator omdleń, jest 4-latek z Kórnika. Zabieg odbył się 1 lipca tego roku. Chłopiec tracił przytomność raz na kilka tygodni. Mimo wielokrotnie powtarzanych badań serca w domu oraz podczas licznych hospitalizacji, nie udało się znaleźć przyczyny utraty przytomności.

Lekarze mają nadzieję, że urządzenie, które monitoruje pracę serca 24 godziny na dobę, pomoże w postawieniu diagnozy i podjęciu leczenia. Na razie czekają na sygnał rejestratora. Do tej pory bowiem nie udało się zaobserwować sytuacji utraty przytomności.

Urządzenia monitorujące pracę serca zaczęto wszczepiać dzieciom stosunkowo późno. Wszystko z powodu wielkości tych aparatów. W przypadku pacjentów ważących kilkanaście kilogramów, nie można ich było zaopatrywać w sprzęt stosowany w diagnostyce i leczeniu dorosłych. Rozwój technologii wychodzi naprzeciw potrzebom małych pacjentów.

- Ogromny postęp technologiczny w kardiologii doprowadził do miniaturyzacji urządzeń medycznych. Dzięki temu, małym dzieciom możemy wszczepiać urządzenia, które jeszcze nie tak dawno zarezerwowane były dla osób dorosłych - tłumaczy profesor Waldemar Bobkowski. - Cieszę się również, że pracuję w szpitalu, który stwarza nam lekarzom możliwości wykorzystania najnowszych osiągnięć do leczenia małych pacjentów. Zawsze wybieramy te rozwiązania, które rzeczywiście poprawiają jakość leczenia, a nie są tylko gadżetami.

Kardiowerter-defibrylator wszczepiony 17-letniemu Aleksowi został zarejestrowany w Europie dwa tygodnie wcześniej. Cena takiego urządzenia to sporo, ponad 20 tysięcy złotych. Nie każdy szpital byłby skłonny wydać takie pieniądze na jednego pacjenta.

- Cena rzeczywiście jest wysoka - przyznaje prof. Bobkowski. - Myślę jednak, że warta uratowania życia dziecka.

Dlaczego serce migocze?
Migotanie komór to forma zatrzymania akcji serca polegająca na szybkich, nieskoordynowanych pobudzeniach elektrycznych komór serca, które nie powodują ich skurczu. Migotanie, które nie zostanie szybko przerwane, prowadzi do śmierci. Nazwa pochodzi od wrażenia, jakie daje nieskoordynowana praca serca widoczna przy otwartej klatce piersiowej. Lekarze operujący pacjenta, którego serce zaczęło nagle kurczyć się w szybkim tempie, zaobserwowali, że światło lamp operacyjnych odbija się w sercu w charakterystyczny sposób. Serce sprawia wtedy wrażenie migotania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski