Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Schmidt: Jestem polityczną dziewicą

Michał Kopiński
Joanna Schmidt: Jestem polityczną dziewicą
Joanna Schmidt: Jestem polityczną dziewicą Grzegorz Dembiński
Poznańska polityka stanęła na głowie. „Ta ładna, od Petru” pokonała w wyborach do Sejmu wszystkich partyjnych wyjadaczy. Joanna Schmidt ma 37 lat i 35 tysięcy 202 wyborców za sobą.

Perfekcjonistka. Zawsze w idealnie wyprasowanej bluzce (przyznaje, że nie prasuje sama) i garsonce albo eleganckich spodniach. Styl biznesowy. Uśmiechnięta, ale bez kokietowania. Pierwszy raz widzieliśmy się w biurze Nowoczesnej, drugi raz spotykamy się w poznańskiej Concordii Design. Nie jadła śniadania („Właśnie rozwiozłam troje dzieci do szkół”), zamawia omlet i cappuccino.

Wychowywała się w Głogowie, na Dolnym Śląsku. Ojciec górnik, matka pracowała w Telekomunikacji.

- Tata pracował pod ziemią, osiągnął bardzo dużo, był instruktorem strzałowym w ZG Polkowice - podkreśla Joanna Schmidt. - Mama pracowała, mimo że miała troje dzieci. Doszła do stanowiska dyrektorskiego, studia inżynierskie zrobiła po czterdziestce.

Pierwsza siostra skończyła kosmetologię, druga jest doktorem fizyki.

Do Poznania 19-letnia Joanna przyjechała w 1997 r. na studia, wzorując się właśnie na siostrze. Trafiła na zarządzanie na Akademii Ekonomicznej (obecnie Uniwersytet). Specjalność: handel międzynarodowy.

Marian Gorynia, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego: - Joanna zapadła mi w pamięć. Mam zasadę, że po obronie pracy magisterskiej mówię do studentów: Mój adres e-mailowy jest do Waszej dyspozycji. Niektórzy z tego korzystają i piszą, dzięki czemu wiem, że ktoś wyszedł za mąż, dostał dobrą pracę, robi gdzieś karierę.

- Jaką była studentką?

- Musiała być bardzo dobrą, ponieważ byłem promotorem najlepszych studentów, dostać się do mnie na seminarium nie było łatwo. Joanna nazywała się wtedy inaczej, to było przed ślubem (rektor szuka pliku w komputerze)... O, mam, Mihułka. A temat jej pracy magisterskiej mogę panu podać nawet z pamięci, pisała o strategiach firm krajowych wobec ekspansji firm zagranicznych.

Joannę Schmidt (Mihułka) znaleźliśmy na Naszej Klasie. W rubryce o sobie napisała to, o czym mówi w praktycznie każdej rozmowie: „Mieszkam w Poznaniu. Mam dwie córki: Anię (2004) i Agatkę (2007) oraz syna Adasia (2010)”.

- Intensywnie wciągam dzieci w sport - opowiada przejęta. - Trzy razy w tygodniu jeżdżą na Malcie na nartach. Cała trójka gra też w tenisa, w tygodniu codziennie jesteśmy na kortach, a w weekendy są turnieje.

- Chce Pani, żeby któreś z dzieci zostało zawodowym sportowcem, czy po prostu liczy Pani na to, że sport wyrobi im charakter?

- W moim rodzinnym domu zawsze był duch rywalizacji. Wiedziałyśmy z siostrami, że aby coś osiągnąć, trzeba ćwiczyć więcej i więcej. Sport to dla dzieci fajna przygoda, uczy też dyscypliny. Inna sprawa, że jak można się gdzieś wyżyć fizycznie, to łatwiej przechodzi się okres dojrzewania. Zresztą, nigdy nie musiałam zmuszać dzieci do sportu, same chciały trenować.

Pani Rozpiska
Jak wyobraża sobie pogodzenie pracy posłanki z dalszym wychowywaniem trojga dzieci, do których jest tak bardzo przywiązana? Z jeżdżeniem na treningi, turnieje, wakacje?

- Kiedy miałam malutkie dzieci, które karmiłam piersią - a wszystkie karmiłam piersią - to rozwijałam równocześnie eksport w rodzinnej firmie. Czasami siedem krajów w pięć dni, 8 tysięcy kilometrów, i jakoś dawałam radę. Jechałam sama do Serbii, do Rumunii i wszędzie, gdzie było trzeba. Zostawiałam mężowi 30 porcji zamrożonego pokarmu i robiłam swoje. Praca to praca, a dom to dom.

Twierdzi, że nauczyła się „mnożyć” czas. Kosmetyczkę i fryzjerkę potrafi umówić na godz. 6.30. Jak ogląda wiadomości w telewizji, to jednocześnie biega na elektronicznej bieżni.

- Zawsze, kiedy siedzę nad czymś w nocy albo bardzo wcześnie wstaję, powtarzam sobie, że osoby, które coś osiągnęły, też z pewnością nie śpią. Zresztą, ja jestem z domu, gdzie nawet chorym się szło do pracy. Ojciec nie zjeżdżał pod ziemię tylko jak brał antybiotyk, a i tak nie mógł tego znieść. Mama tłumaczyła mu wtedy, że kopalnia ma 10 tysięcy innych pracowników i naprawdę jej bez niego nie zamkną.

- Wychodzi na to, że zachowuje się Pani tak samo. Tym trudniej będzie pogodzić to wszystko z pracą poselską, zwłaszcza że chce ją Pani pewnie traktować bardzo poważnie - zauważam.

- Wie pan, jeżeli ma się rozpiskę... - Joanna Schmidt szuka czegoś w torebce - ... jeżeli ma się dobrą rozpiskę, to wszystko da się zrobić, jak należy. O, mam - mówi, wyjmując trzy kartki z tabelkami zrobionymi na komputerze. - Tu jest Ania, tu jest Agata, tu Adam. Krzyżyki oznaczają, że dzieci są w szkole, a tu, dalej, są ich zajęcia popołudniowe. Dzieci są zawsze razem, jak jedno coś robi, to inne na nie czekają. Adamowi kombinujemy z boku jakieś zajęcia i zabawy. Tylko proszę nie pisać, że rozplanowałam dzieciom każdą godzinę tygodnia, w tej rozpisce jest mnóstwo luk.

- Szczerze mówiąc, nie widzę żadnej - śmieję się.

- Mają wolny cały weekend i czwartkowe popołudnie, w inny dzień mają wolne od godziny 14 do 18. Takich momentów jest więcej. Te rozpiski są po to, żebyśmy dokładnie wiedzieli, kiedy i skąd które dziecko odebrać. Później, jak o 19 przyjeżdżamy do domu i jemy kolację, mamy już luz. Bawimy się klockami lego, odpoczywamy, planujemy kolejny dzień.

- Ma Pani jakiekolwiek rysy na życiorysie? Zawalony rok, doświadczenia z narkotykami, cokolwiek? - pytam trochę znużony słowami „sukces” i „ćwiczyć”.

- Nie. Powiem szczerze, że jak przyjechałam do Poznania i słyszałam co krok, że jedna, druga, trzecia osoba pali trawkę, to mnie to mierziło. Ja nigdy nie paliłam, nigdy nie próbowałam tego typu rzeczy...

- I tak nie mogłaby Pani inaczej odpowiedzieć.

- Nie o to chodzi. Chodziłam na imprezy, na dyskoteki, ale nie miałam w ogóle takich sytuacji, bo nie wchodziłam w żadne środowisko, w którym czułabym się źle.

Joanna Schmidt w weekendy - jeśli akurat dzieci nie mają zawodów - chodzi z rodziną na spacery, lubi wyskoczyć do zoo.

- Lubię też piec ciasta czy własny chleb. Chleb zresztą piekę codziennie.

- W czasie kampanii wyborczej chyba nie miała Pani na to czasu?

- Miałam. Wczoraj wróciłam z Warszawy o północy, ale chleb upiekłam. Proszę bardzo - Schmidt wyjmuje z torebki ładnie zapakowane kanapki. - Chce pan?
Piotr Voelkel się rozpływa
Zaradna, jak twierdzi, była od zawsze. W czasie studiów sprowadzała z Chin piłki, parasole i sprzęt kempingowy. Sprzedawała go w internecie, a jak trzeba było - bo sprzęt zalegał w magazynie - to stawała nad morzem przy zejściu z plaży i niemal siłą wciskała towar klientom. Twierdzi, że schodziło wszystko.

- Kiedy przyjechałam na studia i nie było mnie stać, żeby jeździć na ukochanych nartach w Alpach, to z chłopakiem organizowałam wyjazdy. Zbieraliśmy 40-50 osób, miesiąc wszystko dopinaliśmy, ale dzięki temu jechaliśmy za darmo.

Ten chłopak, Paweł Schmidt, został później jej mężem. To w rodzinnej firmie jego ojca, Krzysztofa, obecna posłanka rozwijała eksport. Mol spółka z o.o. zajmuje się „sprzedażą komponentów do żaluzji pionowych, rolet, moskitier i markiz”.

- Joanna przyszła do nas do pracy po skończeniu Akademii Ekonomicznej - opowiada Krzysztof Schmidt. - Ponieważ studiowała handel międzynarodowy, naturalnym było, że zajmie się u nas rozwijaniem eksportu. Wyróżniała się między innymi tym, że dobrze znała rosyjski, co wtedy wśród młodych ludzi było już rzadkością. Dlatego zajmowała się przede wszystkim krajami dawnego Układu Warszawskiego. Rozwijała nasze kontakty w Czechach, na Słowacji, w państwach nadbałtyckich. Bardzo ten dział rozkręciła. Kiedy postanowiła odejść i założyć własną firmę, byłem bardzo niezadowolony.

Krzysztof Schmidt domyśla się, że jego synowa szukała we własnym biznesie pełnej samodzielności. - Myślę, że koniec końców obydwoje żałowaliśmy tego, że odeszła - twierdzi.

Ostatnim zawodowym przystankiem Joanny Schmidt była praca kanclerza w poznańskiej wyższej uczelni Collegium Da Vinci (wcześniej Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa).

Piotr Voelkel, biznesmen, właściciel szkoły, o Joannie Schmidt nie powie ani jednego złego słowa. Mówiąc o niej, wręcz się rozpływa.

- Kiedy przyjmowałem ją do pracy, wiedziałem czego mogę się spodziewać, bo wcześniej znaliśmy się prywatnie, nasze rodziny zresztą też - mówi P. Voelkel. - Joanna jest przede wszystkim świetnie zorganizowana i skuteczna. Do mojej uczelni przyszła w trudnym momencie, w czasie dużego przełomu. Przeprowadziła zmianę nazwy i profilu, radziła sobie w najtrudniejszych sytuacjach, kiedy część kadry trzeba było pożegnać lub wymienić.

Są też osoby, które współpracę z Joanną Schmidt wspominają źle. Żadna nie chce się wypowiadać pod nazwiskiem. Co innego anonimowo.

- Współpracowaliśmy przy jednym projekcie z jej firmą edukacyjną - mówi pracownik poznańskiej korporacji. - Jej produkt dopiero raczkował, ale mówiła o nim, jakby był najlepszy na świecie, sprzedawała się na wszystkie sposoby. Nieustannie kombinowała, żeby jak najwięcej zyskać. To nie jest profesjonalne zachowanie.
Feministka? Nie, dziękuję
Pierwsze skojarzenie wielu osób, które Joannę Schmidt znają tylko z plakatów i spotów wyborczych: to ta ładna blondynka od Petru. Jej samej to nie denerwuje. Wręcz przeciwnie.

- Nigdy w życiu nie nasłuchałam się tylu komplementów o swojej urodzie, co w tej kampanii. Słyszałam to nawet od dziennikarzy: że ładna, że taka laska. Oczywiście nigdy się nie uważałam za nieatrakcyjną osobę, ale też nigdy tak mnie nie komplementowano. W biznesie, gdzie dotychczas funkcjonowałam, takich rzeczy się nie mówi. Nie mam jednak z tym problemu. 37-latka, która jest od 13 lat mężatką, przyjmuje takie rzeczy bardzo spokojnie. Przecież to oczywiste, że ludzie zwracają uwagę na urodę. Tylko wczoraj (wtorek, rozmawialiśmy w środę rano - dop. MK) kilka razy byłam pytana, jak bardzo uroda pomogła mi w kampanii.

- A pomogła?

- Oczywiście, przecież to jest przebadane. Osoby, które mają miłą aparycję, przyjemny uśmiech, fajne spojrzenie, łatwiej potrafią siebie sprzedać.

Akcentowanie urody z pewnością nie przysporzy Joannie Schmidt zwolenniczek wśród feministek. „Jedynka” Nowoczesnej już zdążyła się z nimi ostro ściąć - po tym, jak na początku kampanii w wywiadzie dla „Głosu” stwierdziła, że choć walczy o równe szanse dla kobiet, zwłaszcza w biznesie, to feministką absolutnie się nie czuje. I że według niej „feminizm to uznawanie, że kobiecie należy się więcej niż innym”. Nie wszystkim spodobało się też jej stwierdzenie, że wszystko co robi w życiu, robi dla swoich dzieci.

- Muszę być wiarygodna, nie zamierzam wypierać się swoich poglądów. Mówię to, co myślę - tłumaczy nowa posłanka. - Oczywiście, jeżeli moje zachowanie i moja praca będą pomagały kobietom w spełnianiu postulatów, o które walczą też feministki, to będę się z tego tylko cieszyła.

Choć Nowoczesna jest teraz w Sejmie najbardziej liberalnym ugrupowaniem, Joannie Schmidt trudno przyczepić jakąś światopoglądową łatkę. - W niedzielę chodzę z dziećmi na mszę. Popieram jednak nasze postulaty rozdziału państwa od Kościoła czy związki partnerskie.

Zosia Samosia

W polityce Joanny Schmidt nigdy wcześniej nie było. Nie kandydowała do rady miasta, nie działała w żadnej partii, nie była społeczniczką. Skąd się wzięła w Nowoczesnej?

- Jako kanclerz wyższej uczelni jeździłam na różne konferencje, budowałam kontakty. Tak poznałam Ryszarda Petru i Pawła Rabieja, którzy tworzyli Nowoczesną. W kwietniu zadzwonili do mnie, że szukają osoby, która zna się na edukacji, widzi mankamenty obecnego systemu i opowie o nich na ich kongresie założycielskim. Zgodziłam się. Od razu jednak powiedziałam, że jestem dziewicą polityczną i że nie chcę mieć z polityką nic wspólnego. Ryszard Petru powiedział: OK, wystąpienie na kongresie, uścisk dłoni po i się nie widzimy. I widzi pan, jak się nie widzimy.

Wystąpienie Joanny Schmidt tak się Petru spodobało, że zaprosił ją na polityczne tournée po Polsce, a wkrótce zaproponował numer 1 na poznańskiej liście kandydatów do Sejmu.

Choć poznanianka była absolutną polityczną debiutantką, miała jedną z najlepszych kampanii w województwie. Nad każdym jej krokiem czuwał sztab fachowców. Łukasz Goździor, koordynator Nowoczesnej w Wielkopolsce zajmuje się zawodowo marketingiem, Paweł Marciniak był dziennikarzem telewizyjnym i rzecznikiem byłego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego. Sebastian Drobczyński, ekspert do wynajęcia, ma w środowisku opinię osoby, która potrafi zaplanować zwycięską kampanię każdemu kandydatowi, w końcu asystentka Petra Zielińska.

- Nie czuje się Pani trochę produktem specjalistów od wizerunku? Miała Pani jakąkolwiek swobodę w tej kampanii?

- Oczywiście. To były trzy miesiące, nie miałam nawet czasu na szkolenia. Proszę pamiętać, że sztab pracował nie tylko dla mnie, ale dla 80 wielkopolskich kandydatów. Oczywiście, najważniejsze były „jedynki”, ale to ja byłam od rana w sztabie i mówiłam: Szybciej, więcej, podkręćmy.

Łukasz Goździor: - Joanna faktycznie napędzała do działania tak siebie, jak i sztab. Pracowała codziennie od rana do wieczora, chociaż oczywiście sztab też „grał” przede wszystkim na nią.
„Zajechany” Waldy Dzikowski
Jaką Joanna Schmidt będzie posłanką?

Prof. Marian Gorynia: - Już w czasie studiów była bardzo dobrze zorganizowana, uczelnia jeszcze to w niej rozwinęła. Wierzę, że będzie posłanką bardzo kompetentną. Rozumie świat gospodarczy, a w tej dziedzinie jest w Polsce wiele do zrobienia.

Piotr Voelkel: - Wierzę, że będzie zmieniała nasz kraj. Weszła do polityki z buntu przeciwko temu, jak on jest zorganizowany. Jako kanclerz tygodniami załatwiała sprawy, które powinno dać się załatwić w godzinę. Teraz, mam nadzieję, będzie te absurdy likwidować.

Katarzyna Kretkowska, poznańska kandydatka Zjednoczonej Lewicy do Sejmu (zdobyłaby mandat, gdyby ZL przekroczyła próg): - Trudno powiedzieć, jaką Joanna Schmidt będzie posłanką. Brałyśmy udział w przedwyborczej debacie i nawet tam zaznaczała, że nie czuje się jeszcze politykiem. Zrobiła bardzo dobry wynik, ponieważ kampania Nowoczesnej w Poznaniu skupiała się na niej. Wiele plakatów, na nich miła, urodziwa kobieta, więc ludzie zagłosowali. Część z tych głosów dostała z pewnością na kredyt, teraz zobaczymy, czy będzie w stanie go spłacić. Chociaż oczywiście wierzę, że jak to kobieta, Joanna Schmidt podejdzie do swoich obowiązków rzetelnie.

Teść Krzysztof Schmidt wątpliwości nie ma: - Joanna była u mnie w firmie w piątek przed wyborami. Przyniosła wszystkim pracownikom listy z materiałami wyborczymi. Była krótko, bo miała do rozniesienia jeszcze tysiąc takich listów. Tysiąc, rozumie pan?! Nawet jeżeli jej się nie udało, to doskonale pokazuje, jak ona podchodzi do pracy. Joanna - przepraszam za określenie - „zajedzie” swoich konkurentów w Sejmie dokładnie tak samo, jak „zajechała” ich w tych wyborach. Zdobyła znacznie więcej głosów niż taki gigant jak Waldy Dzikowski z Platformy. Taka szara myszka wygrała z Dziubą, Grupińskim, Dzikow-skim!

Wynik Joanny Schmidt w niedzielnych wyborach zaskoczył chyba wszystkich. Żaden politolog czy dziennikarz nie postawiłby złotówki na to, że nikomu nieznana do niedawna ekonomistka zdobędzie ponad 35 tysięcy głosów.

- Przeszło Pani chociaż raz przez głowę, że to może się tak skończyć? Że wygra Pani z takimi politycznymi wygami?

- Przeszło. Doświadczałam na ulicy i podczas spotkań takiej atmosfery i takich reakcji, że w głębi duszy liczyłam się z wygraną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski