Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eskimos winiarstwa ze Swarzędza

Danuta Pawlicka
Bogumił Jankowski ze Swarzędza, odkąd zdobył złoty medal podczas święta Miodu i Wina, nigdy nie opuszcza branżowych zjazdów. I zawsze odnosi spektakularne sukcesy
Bogumił Jankowski ze Swarzędza, odkąd zdobył złoty medal podczas święta Miodu i Wina, nigdy nie opuszcza branżowych zjazdów. I zawsze odnosi spektakularne sukcesy W. Wylegalski
O Bogumile Jankowskim, winiarzu ze Swarzędza, który udowodnił, że dobre wina mogą powstawać pod słońcem Północy i nie wyobraża już sobie rodzinnej kolacji bez kieliszka własnego wina, pisze Danuta Pawlicka

Ks. Jankowski na winie przez siebie firmowanym umieścił własny wizerunek. Bogumił Jankowski ze Swarzędza uznał, że na etykietce jego wina będzie żona. Los lubi jednak płatać figle. Trunek osoby duchownej nie zdobył medalu ani popularności, a wielkopolski, świecki - tak!

Biorę do ręki butelkę wytrawnego, prawidłowo zakorkowanego wina i co widzę na etykietce? Patrzy z niej kobieta nie na jakimś kalifornijskim wzgórzu, ale w swojskim, wielkopolskim krajobrazie. Nie ma w tym żadnej "ściemy". Był upalny początek lata. Zieleń jeszcze nie straciła swojej świeżości, a o tej porze liście winorośli przypominają delikatną i kruchą sałatę. Pani Wiesława ustawiła się na ich tle tak jak tego dnia chodziła - bez makijażu i poprawiania fryzury. Pstryk i po wszystkim. Dzisiaj, uśmiechnięta i wyluzowana, reprezentuje "Winnicę nad Cybiną", a wraz z nią promuje czerwone wytrawne Marechal Foch i Iliczewskij, białe półwytrawne Cayuga White...

Winnica nad Cybiną
Nikt z rodziny nie przewidział, że z inżyniera elektryka wyrośnie kiedykolwiek winiarz. Ziemia w ogóle go nie obchodziła. Była, chodził po niej, ale co na niej rosło, było mu zupełnie obojętne. Aż do czasu, gdy teściowie w spadku zapisali Wiesławie i Bogumiłowi kawałek gruntu. Puścić ugorem nie wypadało. Inżynier uprawiał truskawki, jakieś warzywa, ale nie miał do nich wielkiego serca. Żadna z tych upraw nie zatrzymała go na dłużej.
- Wtedy ktoś podpatrzył, że Holendrzy sadzą winorośle w szklarniach i tunelach foliowych - opowiada Bogumił Jankowski.

Uznał, że to jest coś dla niego. Aż do połowy lat osiemdziesiątych wielkopolskie winnice owocowały pod osłonami, a pośród nich jedna niewielka nad swarzędzką Cybiną. Były prawdziwymi "hiciorami" na tamte czasy - grona wielkie jak z Bułgarii, ale przede wszystkim owoce dojrzewały o niezwykle wczesnej porze jak na polskie warunki.

Przyszedł jednak kres i na ten interes, ale wraz z krachem winnic pod szkłem pojawiła się moda na wina. Medycy bombardowali nas dietami śródziemnomorskimi, które nie mają sensu, jeżeli nie pokropimy ich winem. To było jak objawienie. Nikt przedtem nie śmiał o tym wspominać. Publiczne głoszenie peanów na cześć jakiegokolwiek alkoholu narażało każdego na ostre starcie z państwowymi instytucjami walczącymi z powszechnym pijaństwem. Dostępne na polskim rynku rodzime wina już wtedy miały tak zaszarganą opinię, że do ich picia przyznawała się tylko artystyczna bohema.

- Jeszcze teraz mam obawy, czy mogę mówić o winie - przyznaje się winiarz ze Swarzędza.
Najpierw z przypadku został właścicielem winnicy, a potem właścicielem piwnicy z winem. Nie był w tej materii nowicjuszem na polskiej ziemi. Zakonnicy od dawna robią benedyktynkę ze spirytusu i ziół. Potomkowie tych, którzy wieszali w knajpach portrety arcyksięcia Ferdynanda, produkują śliwowicę i grzańca galicyjskiego. Wielkopolanin uznał, że swoich sił spróbuje w wygniataniu moszczu i zobaczy, co z tego wyjdzie. Akurat w tym czasie zdał sobie sprawę, ile wina wytwarza się na świecie. To było jak objawienie. Winorośl, biblijna roślina, zasługuje na jego prawdziwe zainteresowanie.

Od razu złoty medal
Z pierwszymi butelkami własnego wina od razu rzucił się na głęboką wodę i w 2004 roku pojechał na dolnośląskie Święto Miodu i Wina do Przemkowa w Borach Dolnośląskich. Kiedy na miejscu zobaczył, z kim w konkursie będzie rywalizował, poczuł się speszony. Dopiero zaczynał poznawać tajniki wyrobu wytrawnego i deserowego, a w Wielkopolsce znany był przede wszystkim jako ogrodnik specjalizujący się w sadzonkach winogron.

- Byłem nowicjuszem, więc z tym większym onieśmieleniem patrzyłem na jurorów, wśród których byli zawodowi somelierzy z Niemiec i Polski - opowiada.

Ocena została przygotowana jak na największych targach winiarskich. Sędziowie dostali anonimowe próbki, więc smakując je na podniebieniu, nie mieli pojęcia, do kogo należą. Pan Bogumił popatrzył, machnął ręką i powiedział do żony: - Wracamy do domu, nie będziemy czekać na wyniki.

Był w połowie drogi do Poznania, gdy jeden z członków jury zatelefonował i oświadczył, że zdobył złoty medal za Cayuga White. Dobrze, że jest człowiekiem spokojnym, bo furiat na jego miejscu pewnie by docisnął gaz do dechy i wrócił na miejsce triumfu. Powód absolutnego zaskoczenia był: pokonał doświadczonych i znanych już winiarzy.

Od tamtego czasu nie opuszcza już takich zjazdów w Zielonej Górze czy w Zamku Grodziec na złotoryjskiej ziemi. Zawsze odnosi spektakularne, zdumiewające sukcesy. Na siedem konkursowych występów wrócił z czterema najwyższymi laurami, a i dwa inne zmieściły się w nagradzanej trójce najlepszych.
- Coraz trudniej być tym najlepszym, bo moi rywale zatrudniają prawdziwych fachowców - tłumaczy Bogumił Jankowski.

Wytrawny smak
Jak wykorzystuje swój winiarski potencjał? Obiektywnie rzecz biorąc, marnuje go, zamiast dokleić złote medale do małżonki na etykietce i wystawić wina na sprzedaż. Zaledwie jesienią zeszłego roku Uniwersytet Jagielloński ogłosił konkurs na nazwę uczelnianego wina i już robi zadymę wokół swojego "Maiusa". Poznaniacy, bardziej ostrożni od popędliwych krakusów, ociągają się i czekają na lepsze czasy. Do wytwarzania i handlowania winem przymierzają się dwaj Wielkopolanie i oni oficjalnie zgłosili swoje gospodarcze interesy.

A Bogumił Jankowski ciągle się waha i zastanawia, czy przejście administracyjnej drogi dla jego małej piwniczki będzie opłacalne. Trochę zrażają go nasze podniebienia, które gustują w winach słodkich. Przetestował je na własnej rodzinie i znajomych. Teraz widzi, że niektórym trudno pogodzić się ze smakiem wytrawnego.

- Może należałoby wylansować sposób picia wina, jaki jest w Grecji? Tam do dzbanka wody dolewają zaledwie kwartę wina, aby złamać jej smak, a jak tym gasi się pragnienie! - mówi swarzędzki winiarz.

Jak się pije wino, mogą nas nauczyć także Włosi. Elizabeth Gilbert, amerykańska autorka, która w Rzymie szukała odtrutki na swoje purytańskie wychowanie i depresję, znalazła urok w knajpkach, które podają wino domowej roboty. A przecież Włosi i Polacy w jednym, unijnym stoją domu! Bogumił Jankowski nazywa Polaków "eskimosami winiarstwa". Nie mamy ciepłych stoków, na jakich rosną winnice Włochów. I co z tego? Swarzędzkie wina powstały na wielkopolskiej równinie płaskiej jak stół rzeźnicki.

Odkąd Wielkopolanin wytwarza tak dobre amatorskie wina, pozbył się kłopotu w poszukiwaniu prezentów na wszelkie rodzinne jubileusze i uroczystości. Zawsze idzie z butelką i nie zapomniał jej zabrać na 99. urodziny swojego ojca. Chętnie obdarowuje przyjaciół czerwonym "Fochem" z uśmiechniętą małżonką na nalepce.

Nie wyobraża już sobie kolacji bez kieliszka własnego wina. Marzy, aby kiedyś żona upiekła chleb, a on doniesie z piwnicy schłodzoną butelczynę i powtórzy za Eklezjaszem: Kosztuj swego chleba i pij wino, aby radować swoje serce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski