Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leo zrobił dobrą minę do złej gry, a zegar tyka

Rafał Romaniuk
Polscy piłkarze, którzy przez kilka ostatnich dni trenowali na obozie w Portugalii, mają o czym myśleć. Trener Leo Beenhakker i jego współpracownicy również. Wczorajszy mecz towarzyski z reprezentacją Walii był ostatnim sprawdzianem przed spotkaniem eliminacji mistrzostw świata z Irlandią Północną (28.03). I choć wygraliśmy 1:0 po genialnym golu Rogera, to klasówka została zaliczona tylko na marną dwójkę. Tyle że poprawy już nie będzie. Taka gra za półtora miesiąca w Belfaście może nie wystarczyć.

W Vila Real de Santo Antonio - miejscowości na granicy z Hiszpanią, gdzie odbył się mecz - życie jest sielanką. Na dodatek przed meczem temperatura osiągnęła 20 stopni Celsjusza, a słońce prażyło tak przyjemnie, że jedyne, na co miało się ochotę, to plażowanie. Piłkarzy, którzy w ten nastrój się wpisali, takie warunki oczywiście nie tłumaczą. W pierwszej połowie zagraliśmy w ten sposób, że nieliczni kibice zasłaniali twarz, by ukryć ziewanie.

Kilkudziesięcioosobowa gru-pa kibiców w biało-czerwonych barwach wykorzystywała więc fakt, że na boisku nie dzieje się za wiele, by "pozdrowić" obserwującego spotkanie prezesa PZPN Grzegorza Latę. Okrzyki pod adresem związku to już nor-ma. Fani poszli jednak dalej i zaatakowali prezesa ad personam. Po chwili skandowali: "Leo, Leo". I dali tym sposobem sygnał, po czyjej stoją stronie w potyczce Beenhakker kontra Lato.

Gdy Polakom udawało się stworzyć jakąś akcję, to była ona najczęściej przypadkowa. Najlepszą okazję w pierwszej części mieliśmy w 43. minucie, gdy piłka po odbiciu się od jednego z obrońców przypadkowo spadła pod nogi Roberta Lewandowskiego. Napastnik Lecha Poznań, który był ponoć obserwowany przez wysłanniczkę Arsenalu Londyn, strzelił po ziemi, ale bramkarz Walijczyków Wayne Hennessey nie musiał się zbytnio wysilać, by złapać piłkę.

Pochwalić Polaków można jedynie za akcję z początku spotkania. Z prawej strony dośrodkował Rafał Murawski, nad futbolówką przeskoczył Łukasz Garguła, a uderzył Mariusz Lewandowski, lecz obok bramki. Przez moment powiało Brazylią. Szkoda, że tylko przez moment.

W każdym razie to Walijczycy byli bliżsi objęcia prowadzenia. Polska obrona nie nadążała za szybkimi Craigiem Bellamim i Joe Ledleyem. Na dodatek niepewnie grał Łukasz Fabiański. Niby większych błędów nie popełniał, ale też nie sprawiał wrażenia człowieka, który panuje nad sytuacją. Jak choćby w sytuacji, gdy wybiegł daleko poza pole karne, by wybić piłkę Bellamiemu. "Fabian" z futbolówką się jednak minął, na szczęście strzał do pustej bramki w ostatniej chwili wybił Michał Żewłakow.

Walijczycy mieli jeszcze lepsze sytuacje. Ledley trafił w poprzeczkę, a po chwili po rzucie rożnym z pustej bramki piłkę wybijał Rafał Murawski.

W przerwie przyszedł moment rozweselenia. Pijany kibic wbiegł na boisko i przez chwilę mógł poczuć się jak zawodowy piłkarz. Podbiegł do rozgrzewających się polskich piłkarzy i zaczął grać z nimi w dziadka. Pełnił rolę "głupiego Jasia". Polacy podjęli zabawę i przez moment wymieniali między sobą piłkę w kółeczku. A zwariowany fan biegał za piłką jak oszalały.

Po pauzie gra biało-czerwonych wyglądała lepiej, choć niewystarczająco dobrze, by czuć satysfakcję. Niewiele dał fakt, że Fabiańskiego zastąpił Artur Boruc, na skrzydłach bezbarwnych Jacka Krzynówka i Rafała Boguskiego - Euzebiusz Smolarek i Wojciech Łobodziński, a miejsce beznadziejnego Łukasza Garguły zajął Roger.

O mały włos to Walijczycy objęliby prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego minimalnie piłki głową nie sięgnął Ashley Williams. Boruc tylko patrzył bezradnie, co się stanie. I odetchnął głęboko.

Głęboko westchnęli też wszyscy w Polsce po końcowym gwizdku sędziego Bruno Paixao. Nie jednak z poczuciem ulgi, lecz wielkiego niepokoju. Beenhakker przed meczem zaskoczył składem. Zamiast - wydawałoby się pewniaka w ataku - Pawła Brożka wystawił Roberta Lewandowskiego. Posadził na ławkę Euzebiusza Smolarka, mimo że ten jechał na zgrupowanie z nadzieją, że w końcu ktoś na niego postawi.
Główny wniosek jest jednak taki, że brakuje nam rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Garguła, który nieoczekiwanie dostał szansę od pierwszej minuty, zawiódł na całej linii. Nie miał jednego celnego podania. Zupełnie bez formy jest też Roger, co wczorajszy mecz tylko potwierdził. Pozostaje mieć nadzieję, że do meczu z Irlandią dojdzie do formy. Przebłysk nieprzeciętnych umiejętności dał jedynie w 80. minucie. Otrzymał piłkę przed narożnikiem pola karnego i zaskoczył wszystkich. Kopnął piłkę tak wysoko, że ta wpadła bramkarzowi rywali "za kołnierz". Gol marzenie, który nie zmienia jednak faktu, że przed Rogerem masa pracy, gdyż zbyt rzadko jego podania znajdowały adresata.
Jak widać, problemów w kadrze jest co niemiara, a zegar tyka i powoduje coraz większe drżenie serca. Do meczu z Irlandią Północną pozostały 44 dni. Czas ucieka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski