Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkopolanie w drodze po złoto mistrzostw świata?

Jacek Pałuba
Artur Siódmiak z dziećmi Leną i Filipem w piaskownicy w Wągrowcu
Artur Siódmiak z dziećmi Leną i Filipem w piaskownicy w Wągrowcu Archiwum Haliny Siódmiak
Wtorek 27 stycznia 2009 roku przejdzie z pewnością do historii polskiej piłki ręcznej. Sześć sekund przed końcem meczu Polska - Norwegia podczas mistrzostw świata w Chorwacji, zawodnik biało-czerwonych Artur Siódmiak rzutem przez całe boisko zdobył zwycięskiego gola, który dał awans naszej drużynie do półfinału tej imprezy.

Po zakończeniu spotkania trener Polaków Bogdan Wenta stwierdził krótko i treściwie. - Dopisało nam trochę szczęścia i dokonaliśmy tego, co wydawało się nieprawdopodobne. Zdarzył się cud. Widocznie ktoś na górze czuwał nad nami i pozwolił wygrać - podsumował trener biało-czerwonych.

Dziękując niebiosom za wielką łaskę, trzeba jednak dodać, że gdyby nie wielki charakter oraz wielka ambicja i wiara w zwycięstwo naszych zawodników, nie byłoby tego sukcesu. Sześciu graczy polskiej reprezentacji uczyło się piłki ręcznej w Wielkopolsce. To bracia Marcin i Krzysztof Lijewscy oraz Bartłomiej Jaszka, którzy występowali w Ostrovii Ostrów Wielkopolski, kolejni bracia Bartosz i Michał Jureccy, kiedyś grający w Tęczy Kościan oraz bohater ostatniej akcji w meczu z Norwegią - Artur Siódmiak, wychowanek Nielby Wągrowiec. Czy w Chorwacji zdobędą złoty medal?

Honorowy obywatel Wągrowca
Nieduże mieszkanie w bloku przy ul. Lipowej w Wągrowcu. To właśnie tu do niedawna mieszkał Artur Siódmiak, który dziś jest bohaterem biało-czerwonych. W Wągrowcu pozostali jego rodzice. Artur na świat przyszedł 7 października 1975 roku. Jak się potem okazało, siódemka dla piłkarza była szczęśliwa.

- Jako zawodnik grał z siódemką. W dacie jego ślubu także jest cyfra siedem - wspomina pani Halina, matka. Artur jest najstarszym z trzech synów państwa Haliny i Henryka Siódmiaków. Jeden z jego młodszych braci Marcin, również gra w piłkę ręczną (obecnie w pierwszoligowej Nielbie).

Piłka towarzyszyła Arturowi od najmłodszych lat. - Mój mąż grał w piłkę, jednak nożną. Często zdarzało się, że kiedy ja musiałam być w pracy, a mąż miał mecz, zabierał ze sobą małego Artura, leżącego w głębokim wózku. W czasie trwania meczu pilnowali go koledzy z drużyny męża, w przerwie przewijał syna i grał dalej. Oczywiście o całej wyprawie ja zawsze dowiadywałam się ostatnia - wspomina mama zawodnika.

W czwartej klasie szkoły podstawowej trafił na lekcję wychowania fizycznego do Stanisława Gąsiorka. - To właśnie on zaszczepił w Arturze miłość do piłki ręcznej. Był wzorem dla syna. To, co powiedział, było dla Artura święte - mówi matka. Artur trafił do Nielby, gdzie trenował pod bacznym okiem Gąsiorka. Grał na pozycji obrotowego. W końcu przyszła oferta z Wybrzeża Gdańsk. Potem była Warszawianka, a teraz gra w Niemczech.

- Artur przez wszystkie te lata pozostał bardzo skromnym chłopakiem. Nigdy nie zabiegał o rozgłos w mediach. Także my nie lubimy się chwalić, choć jesteśmy bardzo dumni z jego osiągnięć. Cieszymy się z jego sukcesów - mówi pani Halina. Mimo dużej odległości, jaka dzieli piłkarza od domu rodzinnego, cały czas jest on w kontakcie z rodzicami. - Artur dzwoni bardzo często. Czasem kilka razy w ciągu dnia - mówi jego mama. Artur Siódmiak w 2007 roku decyzją radnych miejskich został honorowym obywatelem Wągrowca.

Skazani na piłkę ręczną
Eugeniusz Lijewski nie ukrywa, że jest dumny ze swoich synów. Marcin i Krzysztof doskonale spisują się w Chorwacji. Po zwycięskim horrorze z Norwegią obaj ostrowianie obiecali ojcu, że zrobią wszystko, aby zagrać w finale o złoty medal.

- Po wyjściu z grupy, gdy nie mieliśmy nawet jednego punktu, chłopacy zapewniali mnie, że w Zadarze wygrają wszystkie spotkania i wystąpią w półfinale - mówi Eugeniusz Lijewski. - Słowa dotrzymali.

Nie ma dnia, by Eugeniusz Lijewski nie rozmawiał telefonicznie ze swoimi synami. Śmieje się, że czasami nie wytrzymuje i mówi im co źle zrobili na boisku. - To taki trenerski i ojcowski nawyk - mówi. Znacznie większa presja spoczywa na Marcinie, który jest jednym z najbardziej doświadczonych graczy reprezentacji i koledzy oczekują, że w trudnych chwilach będzie brał ciężar gry na siebie.

- Marcin strasznie przeżywał początek mistrzostw, gdy nie najlepiej układała im się gra i przegrali z Macedonią oraz Niemcami - dodaje ojciec. Marcin nie jest snajperem. To prawdziwy rozgrywający, który swoimi podaniami otwiera drogę do bramki kolegom z zespołu. I właśnie za to jest tak bardzo ceniony w najlepszej lidze świata, Bundeslidze.

O pechu może mówić Krzysztof Lijewski. Przed rozpoczęciem mistrzostw trener Bogdan Wenta mówił wprost, że jest on w najlepszej formie ze wszystkich graczy. Niestety, w meczu z Rosją przytrafiła mu się kontuzja nogi. Miał nawet wracać do Polski, ale ostatecznie lekarze kadry postawili go na nogi. - Uraz odbił się na jego formie - twierdzi ojciec.

Nie można też zapominać, że w reprezentacji Polski, która jutro zagra w półfinale mistrzostw świata z Chorwacją, jest jeszcze trzeci wychowanek Ostrovii - Bartłomiej Jaszka. Zawodnik ten dopiero walczy o miejsce w podstawowym składzie, ale z meczu na mecz robi postępy i jest ważnym ogniwem drużyny.

Współpraca: Karolina Dworakowska, Arkadiusz Dembiński, Ryszard Binczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski