Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wysoki oficer krył złodzieja?

Arkadiusz Dembiński
Prokuratura sprawdza, czy Mieczysław Linetty złamał prawo i krył podejrzanego o kradzież
Prokuratura sprawdza, czy Mieczysław Linetty złamał prawo i krył podejrzanego o kradzież A. Dembiński
Konflikty policjantów z prawem stają się coraz poważniejszym problemem w wągrowieckiej komendzie. Od kilku miesięcy przeciwko trójce niższych funkcjonariuszy toczy się postępowanie prokuratorskie, a ostatnio śledczy sprawdzają, czy przestępstwa nie popełnił szef sekcji prewencji tamtejszej komendy Mieczysław Linetty.

Ta ostatnia sprawa ma swój początek w kradzieży paliwa ze stacji benzynowej. Jeden z pracowników Urzędu Miejskiego w Wągrowcu zatankował paliwo na stacji, po czym odjechał, nie płacąc rachunku. Obsługa stacji wezwała policję. Gdy mężczyzna został zatrzymany przez wezwany patrol, postanowił zadzwonić właśnie do przełożonego młodych policjantów.

Później tłumaczył, że nie zabiegał o interwencję, by uniknąć kary, ale chciał uzyskać jedynie poradę prawną od oficera policji.

W zachowaniu urzędnika nic nie zaniepokoiło jego przełożonych. - Uważam, że zdarzenie to nie było zamierzone i może przytrafić się każdemu - uważa Grzegorz Kamiński, zastępca burmistrza Wągrowca.

Sprawa reakcji policjanta dotarła jednak do komendanta powiatowego policji Artura Sobolewskiego. Ten jej nie zbagatelizował. Wszczął postępowanie wyjaśniające, a w ostatnim czasie przekazał sprawę Prokuraturze Rejonowej w Wągrowcu.

- Prowadzimy postępowanie mające wyjaśnić, czy oficer policji złamał prawo - tłumaczy Renata Bocheńska-Bejnarowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Wągrowcu.

Prokuratura sprawdza, czy wpływał na interweniujących policjantów wezwanych do pościgu, by odstąpili od swych czynności. Mieczysław Linetty nie chciał w tej sprawie z nami rozmawiać. Tymczasem urzędnik miejski, który odmówił przyjęcia mandatu, za kilka dni stanie przed sądem.
Nie jest to pierwsza sprawa wągrowieckich funkcjonariuszy, którą zainteresowała się prokuratura.
Kłopoty zaczęły się na początku minionego roku, kiedy to prokuratura wszczęła postępowanie wobec jednego z pod-oficerów wągrowieckiej komendy, Włodzimierza Z., który miał pobić się z innym funkcjonariuszem, Arturem P.

Do zajścia doszło, gdy obaj byli poza godzinami pracy i nie mieli przy sobie broni służbowej.
Te same osoby pojawiają się także przy drugiej sprawie, która wyszła na jaw w minionym już roku. Artur P., Włodzimierz Z. i jeszcze jeden z funkcjonariuszy, działając wspólnie, mieli doprowadzić do ukarania nie tej osoby, która de facto złamała prawo. Kryli tym samym pirata drogowego, który przekroczył dozwoloną prędkość i został złapany na policyjnym fotoradarze.

Stróże prawa znaleźli osobę, która zgodziła się na siebie wziąć winę, tym samym sporządzili fałszywy raport z przesłuchania. Grozi im w zależności od zarzutów postawionych przez poznańską prokuraturę od pięciu do ośmiu lat więzienia.

- Są to sytuacje, które nie mogą się powtórzyć - zapewnia Artur Sobolewski, komendant Powiatowy Policji w Wągrowcu. Podkreśla przy tym, że winni funkcjonariusze poniosą wszelkie konsekwencje służbowe.

Były komendant miejski policji w Poznaniu też złamał prawo
Konflikty z prawem funkcjonariuszy z Wągrowca nie są, niestety, czymś wyjątkowym. Największych echem w Wielkopolsce odbiła się sprawa Zdzisława S., szefa poznańskiej policji. Pełniąc funkcję komendanta, nakazał swoim podwładnym oskarżyć niewinną osobę o spowodowanie kolizji drogowej. W ten sposób S. chronił faktycznego sprawcę tego zdarzenia.

W 2006 roku, na łamach "Polski Głosu Wielkopolskiego", opisaliśmy kulisy tej sprawy.
Po naszej publikacji śledztwo wszczęła pilska prokuratura, która zarzuciła Zdzisławowi S. przekroczenie uprawnień. Trzy dni po naszym artykule komendant zdecydował się przejść na emeryturę. Ostatecznie poznański sąd uznał winę Zdzisława S. i skazał go na karę więzienia w zawieszeniu. Wyrok w tej sprawie jest już prawomocny.

To jednak nie wszystkie przewinienia stróżów prawa. Kilka lat temu poznański policjant został obwiniony przez swoich przełożonych i kolegę z pracy o ukrycie dowodów. Dotyczyły one zabójstwa młodego rolnika. Waldemar N. został niesłusznie oskarżony. Po kilku latach sąd go jednak uniewinnił.

W trakcie kilkuletniego procesu nie mógł jednak pracować. Jego przełożonym nie spadł włos z głowy. W zeszłym roku sami zostali obwinieni przez podwładnych o przyjmowanie łapówek od sprawców głośnych, ale niewyjaśnionych zabójstw. W tej sprawie nie postawiono im jednak zarzutów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski