Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja pomyliła mieszkania podczas akcji! Zamiast handlarza narkotyków zastali dwie siostry

Maciej Roik
Policjanci wpadli do mieszkania, gdzie była 20-letnia dziewczyna i jej 3-letnia siostra
Policjanci wpadli do mieszkania, gdzie była 20-letnia dziewczyna i jej 3-letnia siostra Fot. Wojciech Matusik / POLSKAPRESSE
To była pomyłka - przyznaje policja, która podczas "brawurowej" akcji na poznańskich Jeżycach śmiertelnie wystraszyła dwie siostry. Powód? Zamaskowani funkcjonariusze pomylili mieszkania.

Mimo konkretnych wytycznych wyważyli złe drzwi i z długą bronią wbiegli do pokoju w którym zamiast Jana W., handlarza narkotyków, zastali 20-letnią dziewczynę i jej 3-letnią siostrę. Starszej z dziewczyn kazano położyć się na ziemi. W trakcie przeszukano mieszkanie. Gdy okazało się, że to pomyłka, wezwano rodziców.

Do zdarzenia doszło w 2011 roku. Od tamtego czasu nikt oficjalnie nie powiedział "przepraszam". A działania policji ograniczyły się do naprawienia drzwi i zamków. Zarówno komendant wojewódzki jak i miejski zignorowali prośby pełnomocnika rodziny, by spotkać się polubownie załatwić sprawę.

Starsza z dziewczyn usłyszała, że ma się położyć na podłodze. W tym czasie policjanci przeszukali mieszkanie

W efekcie, w listopadzie 2012 roku sprawa została skierowana do sądu. Rodzina chce 50 tys. zł zadośćuczynienia.

- Całe zdarzenie skończyło się szczęśliwie, bo przez fatalną pomyłkę nikt fizycznie nie ucierpiał - podkreśla Waldemar Żubka z kancelarii Nomos Zmierczak Zapadka Żubka. - Rodzina ma jednak prawo żądać zadośćuczynienia za traumatyczne zdarzenie i jego skutki. Niestety policja nie poczuwa się nawet do tego, by się spotkać i przeprosić za ewidentny błąd. Dlatego sprawa znajdzie swój finał się w sądzie.

Pierwsza rozprawa ma się odbyć w najbliższym czasie. Jak to się stało, że sprawy zaszły aż tak daleko?

25 sierpnia 2011 roku. Policja ma zatrzymać Jana W., który jest podejrzany o posiadanie dużej ilości narkotyków. W nakazie doprowadzenia prokurator podkreślił, że w razie konieczności, można użyć siły. Wskazuje też konkretny adres zamieszkania i miejsce pobytu podejrzanego.

W tamtym dniu, wydarzenia przybrały jednak zupełnie nieoczekiwany obrót. Policja nie starała się bowiem wejść do mieszkania, w którym rzekomo przebywa Jan W. (wskazano jedną z ulic na Łazarzu). Wybrała adres jego "zamieszkania", na jednej z ulic na Jeżycach. Niestety na miejscu okazało się, że w tamtym miejscu znajduje się... sklep monopolowy Dlatego zapadła decyzja o wejściu do sąsiedniego lokalu.

W środku były tylko 20-letnia Agnieszka i jej 3-letnia siostra Ewa. Starsza z dziewczyn usłyszała, że ma się położyć na podłodze. W tym czasie policjanci przeszukali mieszkanie. W trakcie m.in. rozebrali stojący w narożniku tapczan. Po chwili okazało się, że to pomyłka.

Po zdarzeniu, o "wejściu" poinformowano rodziców. Matka przyjechała natychmiast. Najpierw musiała się wytłumaczyć z ewentualnych kontaktów z Janem W. Gdy okazało się, że nic jej z nim nie łączy, w końcu sama zapytała: Dlaczego nikt nie zapukał tylko od razu zdecydowano się wyważyć drzwi? W odpowiedzi usłyszała: Brygada antyterrorystyczna ma wchodzić do mieszkań siłowo.

Po pięciu dniach od pomyłki naprawiono zniszczone drzwi i przedstawiono projekt ugody. Czytamy w nim, że cała sprawa powinna się zakończyć tylko na likwidacji szkód. Od tamtego czasu nikt oficjalnie nie przeprosił rodziny. Nie przesłano też żadnych odpowiedzi na wysyłane, kolejne prośby o spotkanie i rozmowę na temat ewentualnego zadośćuczynienia.

Dzisiaj trudno oceniać, jaki faktyczny wpływ na psychikę młodych dziewczyn miała pomyłka policjantów.

- Wszystkie traumatyczne wydarzenia mogą mieć wpływ na psychikę, ale nie muszą - podkreśla Katarzyna Poniatowska, psycholog.
"Długotrwałe dolegliwości psychiczne", jakich doznała w tamtym czasie rodzina jest jednym z fundamentów sformułowanego pozwu. Powstał on po wyczerpaniu wszystkich innych, polubownych sposobów na rozwiązanie tej sytuacji.

- Od 2011 roku podjęliśmy w imieniu rodziny szereg działań, aby doprowadzić do spotkania i ugodowego załatwienia sprawy - podkreśla Waldemar Żubka, pełnomocnik rodziny. - Niestety policja nawet nie udzielała odpowiedzi na oficjalne pisma, które wysyłaliśmy w tej sprawie.

W październiku i listopadzie 2011 roku trafiły one kolejno do Komendanta Wojewódzkiego i Miejskiego Policji. Gdy ci nie zdecydowali się nawet na wystosowanie oficjalnej odpowiedzi, 20 stycznia 2012 roku rodzina spróbowała wezwać policję do ugody za pośrednictwem sądu. Ten wyznaczył posiedzenie na czerwiec 2012 roku. Niestety, nikt z policji się na nim nie pojawił. Dlaczego?

Zapytaliśmy o to przedstawicieli policji. W odpowiedzi poinformowano nas, że zaproponowano projekt ugody, na który rodzina się nie zgodziła. Dlatego sprawy nie kontynuowano. Poza tym policja nie ma sobie nic do zarzucenia. Choć funkcjonariusze potwierdzają, że doszło do pomyłki, podkreślają, że podczas akcji funkcjonariusze pukali, a do mieszkania weszli, bo "w momencie wejścia na klatkę schodową" otrzymali informację, że może tam przebywać Jan W.

Imiona członków rodziny zostały zmienione

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski