Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie mój kredyt! Przez skradzione dokumenty po 14 latach trafił przed e-sąd

Mateusz Pilarczyk
Tomasz Szymański obawia się, że to jeszcze nie koniec jego kłopotów
Tomasz Szymański obawia się, że to jeszcze nie koniec jego kłopotów Mateusz Pilarczyk
Tomaszowi Szymańskiemu z Poznania w 1999 rok skradziono portfel z dokumentami. Kradzież szybko zgłosił policji. Dzięki temu uniknął płacenia rachunku w wysokości 600 zł za telefon komórkowy wzięty na jego nazwisko. Myślał, że na tym sprawa się skończyła. Dwanaście lat później otrzymał pismo z firmy windykacyjnej.

- Mam niespłacony kredyt na 5,3 tysiąca zł za jakieś elektronarzędzia. Potem przysłali mi kopię umowy. Imię i nazwisko się zgadza - wszystko inne nie. Miałbym niby mieszkać w Łodzi i pracować jako policjant w komendzie wojewódzkiej… jakiś absurd! - opowiada Tomasz Szymański.

Pokazuje pierwszy dokument z firmy windykacyjnej. Na nim wymowny rysunek z drogowskazem i zadumanym mężczyzną w kapeluszu. Nad nim napis: "Którą drogę wybierasz?" Do wyboru polubowna lub sądowa z wypisanymi konsekwencjami, łącznie z możliwością zajęcia majątku.

- Codziennie rano o 7 dzwonili. Pytali kiedy syn spłaci dług. Ciągle ta sama zgrana formułka. Cała w nerwach byłam. Dzwonili nawet do jego pracy - opowiada Irena Szymańska.

Na szczęście w domu zachowało się potwierdzenie zgłoszenia kradzieży dokumentów. Rodzina o kredycie wziętym nasfałszowany dokument zawiadomiła też prokuraturę. Po pięciu miesiącach nerwów udało się odkręcić sprawę. Firma windykacyjna uznała reklamację. Długu nie ma. Do czasu, bo... wrócił w 2013 roku.

- Na początku marca dowiedziałem się w pracy, że komornik chce zająć moją pensję. Dług urósł do ponad 8 tysięcy - żali się Tomasz Szymański.

W dokumentach przewija się e-sąd z Lublina i ta sama metoda działania firmy windykacyjnej jak w przypadku pani Moniki Ciemniejewskiej, której sprawę opisywaliśmy w "Głosie Wielkopolskim" przed tygodniem.

PRZECZYTAJ: POZNANIANKA WYGRAŁA Z E_SĄDEM

Dług poznaniaka został prawdopodobnie sprzedany dalej razem z fikcyjnym adresem zamieszkania w Łodzi. Nikt oczywiście nie odebrał korespondencji od e-sądu. Wydany w elektronicznym postępowaniu nakaz zapłaty otrzymał klauzulę wykonalności i trafił do komornika.

CO BYŁO DALEJ? - NA NASTĘPNEJ STRONIE!
- Musiałem poradzić się prawnika. Poniosłem koszty, a przecież to nie ja jestem przestępcą! To nie ja ukradłem dokumenty, nie ja wyłudziłem kredyt. Znowu muszę wszystko odkręcać. Boję się, że to nie koniec i znowu za dwa lata dostanę kolejny list od firmy windykacyjnej. Czy to się kiedyś skończy?

O odpowiedź pytamy mecenasa Marcina Taberskiego z kancelarii Majchrzak Brandt i Wspólnicy:

- Przepisy prawa pozwalają na sprzedaż długów. Ktoś mógł zresztą wykorzystać ten dowód 10 razy i mogą się pojawić nowi wierzyciele. Moim zdaniem nie można tego zatrzymać. Niewykluczone, że pojawi się kolejny wierzyciel, który na podstawie tej samej umowy kredytowej będzie chciał odzyskać pieniądze. Inna sprawa, czy odsprzedaż takiej umowy kredytowej, która tak naprawdę nie istnieje, jest skuteczna. Moim zdaniem nie - uważa mecenas Marcin Taberski

- Ale trudne byłoby też dochodzenie, że zostało popełnione przestępstwo oszustwa. Trzeba by udowodnić, że firma miała złą wolę - dodaje mecenas.

Firmy windykacyjne nie kupują bowiem jednego długu. Są one sprzedawane w pakietach, nawet po kilka tysięcy i w takiej masie trafiają też do e-sądu, który z założenia miał się zająć prostymi sprawami o alimenty, niezapłacone rachunki, a jest wykorzystywany do zarabiania niemałych pieniędzy.

Teraz Tomasz Szymański czeka na odpowiedź z e-sądu. Prawdopodobnie klauzula wykonalności zostanie cofnięta, a tym samym wyjaśni się problem z komornikiem. Pozostanie sprawa długu, która trafi do normalnego sądu. Z doświadczenia prawników zajmujących się e-sądem wynika, że po cofnięciu nakazu zapłaty firmy windykacyjne nie angażują się w zwykłe postępowanie. Wiedzą, że większość długów, które chcą odzyskać jest przedawniona albo nie istnieje - interes już się nie opłaca.

Wcześniej firmy windykacyjne po prostu cofały powództwo, ale to wiązało się z kosztami - musiały zapłacić za tzw. zastępstwo procesowe w przypadku kiedy "dłużnik" wynajmował prawnika. I tu znalazła się luka w prawie. Przepisy dotyczące e-sądu nie precyzują, co dzieje się z kosztami w przypadku, jeśli firma nie uzupełni pozwu, czyli nie dostarczy np. dokumentów potwierdzających dług, albo zrobi to błędnie.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski