Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Słomka: Komiksów nie można wrzucać do jednego worka

Kamil Babacz, Krystian Lurka
Michał Słomka
Michał Słomka archiwum polskapresse
O źródłach trudnej miłości do komiksu, początkach fundacji Tranzyt i pierwszej galerii komiksu w Polsce rozmawiamy z Michałem Słomką, zdobywcą Medalu Młodej Sztuki w kategorii Animacja kultury.

ZOBACZ: W POZNANIU POWSTAJE PIERWSZA W POLSCE GALERIA KOMIKSU
Dlaczego zainteresowałeś się komiksem?

Michał Słomka: Chyba dlatego, że miałem szczęście dorastania w czasach, gdy komiksy ukazywały się na przykład w "Świecie Młodych". Nie było Internetu, nie było innych alternatyw, więc "Świat Młodych" był dosyć atrakcyjną rozrywką. Paradoksalnie kiedyś komiksy były o wiele lepiej dostępne. Ukazywały się w nakładach, których teraz nie mają nawet dzienniki. Mimo to, ciężko było je kupić w księgarni, więc jeździło się do Warszawy na bazary lub do Łodzi, gdzie - nie wiem skąd i jak - handlarze mieli je rozłożone na łózkach polowych. W latach 80. to była naprawdę atrakcyjna sztuka. Gdy ja i moi kumple poszliśmy do zerówki, umieliśmy już czytać. Inni nie umieli, ale komiksów też nie kojarzyli.

Gdy ja i moi kumple poszliśmy do zerówki, umieliśmy już czytać. Inni nie umieli, ale komiksów też nie kojarzyli.

Jaki jest pierwszy komiks, który dobrze pamiętasz?
Michał Słomka: Chyba "Smocze Jajo" Szarloty Pawel. To była książeczka, która ukazała się w okolicach Wielkanocy. Poza tym właśnie komiksy ze "Świata Młodych" - "Tajfun" Raczkiewicza, "Kajko i Kokosz". Pamiętam, że była taka niezła, przyrodniczo-edukacyjna historia o czerwonej fujarce. Była tak brzydka, że aż piękna - nie taka standardowa, cukierkowa.

Załapałeś się na falę komiksu superbohaterskiego?

Michał Słomka: Jasne, pamiętam jak wchodziły takie serie jak "Silver Surfer", "Spiderman". Tylko to był w sumie epizod. Komercyjne komiksy szybko stały się po prostu za głupie. Pierwsze numery "Popcornu" albo "Bravo" w kioskach też robiły wrażenie. Podobnie było z komiksami - po lekturze pierwszego zeszytu pojawiało się rozczarowanie. Potem przeżyłem rozbrat z komiksami na mniej więcej dziesięć lat. Pasję odkryłem na studiach, gdy zaczęli się ukazywać "Mistrzowie komiksu" , "Produkt", "Wilq", czyli komiksy, które mówiły o rzeczywistości, a nie tylko o rajtuzach i płaszczach. Zaczęły też pojawiać się coraz lepsze albumy, a wraz z nimi problemy z ich dostępnością. Zainteresowanie komiksami często wiąże się z takimi przyziemnymi sprawami jak dystrybucja i dostępność.
Dlatego założyłeś swoją fundację - żeby ułatwić dostęp do komiksów?
Michał Słomka: Nie. Zająłem się komiksami na studiach - najpierw gdy pisałem pracę magisterską, a potem na studiach doktoranckich. Zainteresowały mnie jako źródło wiedzy o danych krajach, takie samo jak literatura czy filmy. Okazało się, że jest w nich mnóstwo informacji, których nikt nie analizuje. Zacząłem od czeskich komiksów, później były słowackie, rumuńskie…

Gdy Meskal zaczynał działać, wpadliśmy z Benkiem Ejgierdem na pomysł, żeby organizować serie wystaw poświęconych poszczególnym komiksografiom. Opowiadały o rzeczywistościach społecznych Czech, Słowacji i Węgier. Zapraszaliśmy artystów, Benek załatwiał wydruki. Tak zaczęła się Centrala. Szybko stwierdziliśmy, że nic nie stoi nam na przeszkodzie do wydania pierwszego komiksu. Naszym pierwszym wydawnictwem była trylogia czeska Aloisa Nebela, której akcja dzieje się na polsko-niemiecko-czeskim pograniczu przez cały XX wiek. Zaczęliśmy się formalizować - żeby móc pozyskiwać pieniądze na wystawy i zapraszać gości założyliśmy fundację. Najpierw powstała Transmisja, potem założyliśmy Tranzyt i zaczęliśmy organizować regularne wystawy, Ligaturę, wypuszczać wydawnictwa.
Co jest charakterystycznego dla komiksu z byłych demoludów?
Michał Słomka: Nie wiem, czy jest coś charakterystycznego. Na pewno łączy je to, że wszystkie były nieco cenzurowane. Choć ciężko sobie wyobrazić krytykę antysystemową w komiksie sprzed 1989 roku, Kaja Saudek narysował komiks "Pomarańczowa śmierć", w którym krytykował interwencję Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Ta metafora była dosyć mocno zakamuflowana, więc przeszła. Ale dzisiaj, jeżeli komiksy są wydawane na przykład przez IPN, to niektóre sceny też są zatwierdzane lub usuwane. AK-owcy nie mogą pić wódki albo nie mogą być dwuwymiarowymi postaciami. Ma być tak, jak oni chcą, żeby było. Wtedy było tak samo.

Komiksografie byłych demoludów łączy więc wyrwa w ich życiorysie. Różnie też są osadzone w tradycji artystycznej. Bałkański komiks od początku XX wieku był silnie powiązany ze środowiskiem artystycznym i tam nie funkcjonuje podział na artystę i twórcę komiksów. Awangardziści w latach 40. na wystawach pokazywali komiksy. W Czechach i na Słowacji, podobnie jak u nas, dobrze rozwijał się komiks kapitański, czyli propagandowe opowieści, takie jak o Kapitanie Żbiku czy Hansie Klossie.

Jak wygląda sytuacja polskiego komiksu obecnie?

Komiks nie radzi sobie ciągle z narracjami na temat współczesnych społeczeństw.

Michał Słomka: Jesteśmy jednym z bardziej prymitywnych rynków komiksowych. Mamy najmniejsze nakłady i tanie książki. Chyba wszyscy w Europie Środkowej charakteryzujemy się tym, że brakuje nam opowieści o współczesności. Komiks nie radzi sobie ciągle z narracjami na temat współczesnych społeczeństw. Było kilka wyjątków, jak "Życie codzienne" Wilhelma Sasnala pod koniec lat 90, czy "Osiedle Swoboda" Śledzińskiego. Nie ma jednak takich opowieści, które można spotkać w literaturze. Pewnie dlatego, że we wszystkich tych krajach nie istnieje coś takiego jak bycie komiksiarzem jako zawód. Żyje się z reklam, zleceń, a albumy robi się dla sztuki, bo honoraria są bardzo małe. Z jednej strony to duży minus, z drugiej - olbrzymi plus. Chociaż środowisko jest podzielone i różnorodne, to jednak nie jest zepsute pieniędzmi.

Opowiedz coś o "Cheap East" - gazecie, którą wydaliście i galerii komiksu, którą wkrótce otwieracie.
Michał Słomka: W galerii chcemy na bieżąco uprawiać ekspozycję komiksu, budować program, zapraszać gości. Magazyn jest jej organem. Pomysł na niego jest bardzo prosty. Wydajemy go na tanim papierze w dużym nakładzie i rozdajemy bezpłatnie. W środku oczywiście komiksy. Nie mamy jakiejś sztywnej koncepcji na wypełnianie numerów. Pierwszy numer jest bardzo mocno związany z Ligaturą. Wiążącym motywem jest podróż, ponieważ tytuł magazynu i nazwa galerii - "Cheap East" - pochodzą ze sformułowania, jakim określają nas mieszkańcy Europy zachodniej. Magazyn ma być propozycją podróży na "tani wschód". Chcemy kłaść go w miejscach, do których ludzie chodzą rozmawiać albo pooglądać koncerty i filmy, ponieważ 20- i 30-letni Polacy tak naprawdę nie wiedzą, jak wyglądają komiksy. To nie jest zarzut, ale chcemy im je pokazać. Gazeta ma się ukazywać co dwa miesiące i utrzymywać się z reklam.
Jakie komiksy chcecie w nim publikować?
Michał Słomka: Chcemy pokazywać to, co spotykamy za granicą, bo dużo jeździmy po festiwalach. Mamy też mnóstwo prac z konkursów Ligatury, które będziemy publikować. Założenie jest takie, żeby pokazywać różne estetyki, najciekawsze prace, łatwe i trudne. Taki inteligentny miszmasz.

A co na otwarcie galerii?
Michał Słomka: Galerię otwieramy komiksem, którego fragment jest w magazynie - "Nieznanym geniuszem" Mikołaja Tkacza z Poznania i Agnieszki Piksy z Krakowa. To opowieść o malarzu, który jeździ tramwajami i portretuje brzydkich ludzi. Gdy ktoś się go pyta, dlaczego właśnie on jest portretowany, odpowiada wprost, że fascynuje go brzydota. Ludzie się obrażają, niszczą obrazy, które potem robią furorę wśród krytyków sztuki. Krytycy zwracają bardziej uwagę na, jak zakładają, świadomy pomysł zniszczenia prac, niż na estetykę portretowanych. Prosta historia, może niezbyt kojarząca się z komiksem, ale jednak funkcjonują w nurcie nowej estetyki komiksowej: z jej odejściem od kadrowania, wpisywania w chmurki, linearności.
Jaka jest alternatywa dla kadrowania i linearności?
Michał Słomka: Przede wszystkim chodzi o odrzucenie ramowania słowa i obrazu poprzez kadry i poprzez chmurki, ale także o eksperymenty narracyjne. W "Cheap East" jest fragment komiksu, który opowiada tę samą historię przez sześć różnych punktów widzenia. To zabiegi, które znamy dobrze z filmu albo z literatury. W komiksie też już dawno miały miejsce, ale warto je pokazać w polskim wykonaniu.

Takim postmodernistycznym komiksom nie jest jeszcze trudniej trafić do odbiorcy?
Michał Słomka: Być może, ale rzeczy trudne wydajemy w nakładzie 300 egzemplarzy. Trafiają do ludzi, którzy raczej nie znajdą nic fajnego w normalnym komiksie. To zupełnie naturalne.

To jaki jest ten chyba najprostszy komiks, czyli dla dzieci?
Michał Słomka: Jest bardzo ciekawy, dlatego że komiks dla dzieci to nie jest komiks nie dla dorosłych. Komiks uważa się za medium dla dzieciaków, ale ciągle brakuje mądrych komiksów, które mówią o trudnych sprawach, inicjacjach, dojrzewaniu, relacjach z rówieśnikami, rodzicami i po prostu o życiu. Na szczęście pojawia się ich coraz więcej. Gdy zaczynaliśmy wydawać, nasze komiksy odbierano jako niezrozumiałe, ale teraz to właśnie trudnego komiksu publikuje się więcej w Polsce. Podobnie może być z komiksem dla dzieci.

Z Michałem Słomką rozmawiali Kamil Babacz i Krystian Lurka

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski