Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięć grzechów polskiej służby zdrowia [LISTA]

Marta Żbikowska
O wyborze placówki ratującej życie nie powinna decydować cena
O wyborze placówki ratującej życie nie powinna decydować cena Fot. JAROSŁAW JAKUBCZAK / POLSKAPRESSE
Na organizację opieki medycznej w Polsce narzekają chyba wszyscy: lekarze, pacjenci, a nawet sami zarządzający służbą zdrowia. Jest źle, a nawet z roku na rok coraz gorzej. Kolejne zmiany zamiast poprawy sytuacji wprowadzają tylko zamęt i następne problemy. Które "grzechy" polskiej służby zdrowia najbardziej utrudniaja życie pacjentom?

Kolejki Informacje o czasie oczekiwania na wizytę do specjalisty obrosły już legendą. Każdy, kto choć raz otrzymał skierowanie do ortopedy dziecięcego, endokrynologa, czy kardiologa wie, co usłyszy próbując zarejestrować się na wizytę. "Najbliższy termin za sześć miesięcy" - w najlepszym przypadku. A w najgorszym? - "Na ten rok nie mamy już miejsc, prosimy o telefon w styczniu". Ci, którzy doczekali wizyty u specjalisty mogą poczuć się szczęśliwcami. Ale tylko do czasu. Może bowiem okazać się, że specjalista wypisze skierowanie do szpitala. Oczekiwanie na operację zaćmy, czy endoprotezę to kolejna próba cierpliwości (i wytrzymałości) pacjenta. Na odzyskanie wzroku w przypadku zaćmy można czekać od kilku miesięcy do dwóch lat. Rekordzistą w długości kolejek wśród szpitali jest Klinika Ortopedyczna przy ul. 28 czerwca 1956 r. w Poznaniu. Na niektóre zabiegi pacjenci zapisywani są tutaj na 2024 rok.

Kontraktowanie Pierwszy wskazywany winny sytuacji w służbie zdrowia to NFZ i jego zasady zawierania kontraktów. Trzeba przyznać, że daleko im do doskonałości. Od dwóch lat placówki, w których pacjent ma uzyskać pomoc, gdzie podejmowane są decyzje o życiu, wybiera... komputer. A dla maszyny liczą się cyfry. Szczególnie te oznaczające cenę usługi. Wybieranie najtańszych, choć nie zawsze najlepszych kontrahentów prowadzi do tragedii. Jak choćby ta ostatnia, której ofiarą jest 2,5-letnia dziewczynka. Na poziom usług pomocy doraźnej od dawna skarżyli się mieszkańcy Skierniewic, skąd pochodziła rodzina zmarłego dziecka. Ale to właśnie ten świadczeniodawca zaoferował najniższą cenę i to z nim został zawarty kontrakt. Wydawać by się mogło, że życie i zdrowie są więcej warte niż cena kontraktu i jednostki za nie odpowiedzialne powinny być wybierane bardziej starannie. Kierowanie się ceną to nie jedyna wada zasad kontraktowania. Jako że dla systemu liczy się to, co na papierze i rzadko deklaracje są konfrontowane z rzeczywistością, zdarza się, że kontrakty są podpisywane z placówkami, które faktycznie nie spełniają wymogów. Placówki pomocy doraźnej, na przykład, powinny posiadać aparat RTG. Często sprzęt wykazywany jest jedynie na papierze, a gdy pacjent potrzebuje zdjęcia rentgenowskiego wysyłany jest do szpitala. I tu zaczyna się spór. Szpital nie chce wykonywać badań, które powinna zapewnić placówka pomocy doraźnej.

Dostęp do badań Brak dostępu do badań to kolejny "grzech" systemu służby zdrowia. Pierwszy wskazywany winny to lekarz pierwszego kontaktu, który często zachowuje się tak, jakby nie chciał wiedzieć, co dolega jego pacjentowi. Skierowania na badanie więc nie wypisze, bo a nuż okaże się, że zamiast "odhaczać" wizyty trzeba będzie się wziąć za bardziej skomplikowane leczenie. Są jednak lekarze, którzy problemów z wypisaniem skierowania nie robią. Problem mają potem jego pacjenci. Tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, czy nawet badanie usg to często kolejne miesiące czekania. W rejestracji większości placówek można usłyszeć pozytywną informację: jeśli badanie jest pilnie potrzebne to można je przyspieszyć. Za jedyne kilkadziesiąt do kilkuset złotych.

Korupcja w białych rękawiczkach (lub kitlach) Chcesz rodzić w wybranych szpitalu? Najlepszym w Polsce (podobno)? Tajemnicą Poliszynela jest, że wystarczy zostawić sporą sumę w gabinecie prywatnym pracującego tam lekarza. To samo dotyczy innych specjalizacji. Na zabieg ortopedyczny w publicznej placówce dostaniesz się szybciej, jeśli poprzedzi go kilka prywatnych wizyt u ordynatora oddziału. Utajniona korupcja wyparła toporne łapówkarstwo w kopertach. Wszystko teraz odbywa się legalnie, w obliczu prawa.

Finansowanie Trudno oprzeć się wrażeniu, że większość problemów służby zdrowia rozbijają się o pieniądze. Skąd bowiem taka niechęć do wyjazdów lekarzy pierwszego kontaktu? Bo NFZ nie płaci za wyjazd, ale za gotowość. Gotowość zaś nie generuje kosztów, a wyjazdy tak. Po ostatnich wydarzeniach, w których lekarz pomocy doraźnej odmówił przyjazdu do chorego dziecka, lekarze wskazują kolejne problemy. Uważają, między innymi, że jest ich za mało. Czasami jednak trudno zwalać winę na system. W przypadku śmierci 2,5-letniej dziewczynki okazało się, że placówka wykazywała, że zatrudnia podczas dyżuru trzech medyków, w rzeczywistości pracował jeden.

Pacjent - zło konieczne Patrząc na polską służbę zdrowia trudno oprzeć się wrażeniu, że mogłaby ona działać idealnie, gdyby nie... pacjenci. Wystarczy przyjrzeć się szpitalnym oddziałom ratunkowym, które również są opłacane ryczałtem - za gotowość. Najbardziej opłacalne dla nich jest więc pacjenta odesłać. Najlepiej do innego szpitala, który zrobi to samo. Zdarza się więc, że cierpiące osoby własnym transportem pokonują dziesiątki kilometrów od jednego szpitala do drugiego, aby w końcu uzyskać pomoc.

Ceny leków Trudno leczyć pacjenta, który nie stosuje się do lekarskich zaleceń. Jeśli jednak zalecenie przekracza możliwości finansowe chorego, ten rezygnuje z wykupienia lekarstw. Zmieniające się zasady refundacyjne to kolejny "grzech" polskiej służby zdrowia. Często okazuje się, że lek, który pacjent stosuje od dłuższego czasu nagle wypadł z listy i trzeba za niego zapłacić kilkakrotnie więcej. Lista refundacyjna i zasady wypisywania recept to zresztą kolejna zmora pacjentów, lekarzy i farmaceutów.

Brak specjalistów To problem szczególnie w małych szpitalach, które mają problemy z zatrudnieniem lekarzy. System szkoleń, brak miejsc specjalizacyjnych sprawia, że średnia wieku lekarza specjalisty niebezpiecznie zbliża się do 60 lat. Do tego szpitale, aby otrzymać kontrakt wykazują fałszywy stan zatrudnienia, jak w przypadku 5-letniego Adasia, który po wypadku trafił do szpitala w Gostyniu. Okazało się wtedy, że pediatra, który miał tam dyżurować, był w domu i diagnozował dziecko na telefon.

Odpowiedzialność To trudne słowo w ostatnich czasach. Rzadko kto chce je podźwignąć. Kiedy więc dochodzi do tragedii zaczyna się przerzucanie odpowiedzialności. Problem w tym, że brakuje klarownych zapisów, które określałyby zakres odpowiedzialności poszczególnych placówek, czy osób. Szczególny chaos występuje na linii nocna i świąteczna pomoc doraźna oraz ratownictwo medyczne. Do kogo powinna jechać karetka, a kto wymaga jedynie interwencji lekarza pierwszego kontaktu. Pacjenci "na styku" tych odpowiedzialności kończą tragicznie, o czym niejednokrotnie mogliśmy się przekonać.

Bezkarność lekarzy Poznanianka próbowała wezwać karetkę do swojego dziecka. Nie mając wiedzy medycznej uznała, że taka pomoc jest jej potrzebna. Została odesłana do lekarza rodzinnego. Uważa, że niesłusznie. Chciała złożyć skargę na dyspozytorkę, z którą rozmawiała. Nie miała pojęcia dokąd się z taką skargą udać. Nie wiedział tego także rzecznik praw pacjenta, którego o to zapytała. Na lekarza skargę złożyć prościej. Ale co z tego, skoro według Stowarzyszenia Primum Non Nocere na 20 tys. popełnianych rocznie błędów lekarskich do sądu trafia jedynie 2 tysiące z nich. Zazwyczaj takie sprawy są umarzane przez prokuratury i izby lekarskie. Korzystny wyrok uzyskuje 2 procent pacjentów, którzy zdecydowali się na długi i często kosztowny proces sądowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski