Tym razem każą nam płacić za deszcz

Co prawda poznańskie władze ograniczyły nieco swoje apetyty i zaproponowały dopłaty do dwóch grup odbiorców, ale nie zmienia to faktu, że mieszkańców i firmy czeka kolejny wydatek. Poza tym nie wiadomo, czy zostaną one utrzymane w przyszłym roku. Zdaniem Krzysztofa Mączkowskiego, radnego PiS, prezydent popełnia błąd. Wnosząc najpierw opłaty, zaprzepaszcza ideę, której one służą.

Projekt uchwały w sprawie opłat za ścieki opadowe i roztopowe nie po raz pierwszy trafi pod obrady Rady Miasta. Dotychczas regularnie prezydent go wycofywał, ponieważ radni nie byli gotowi go poprzeć. Teraz z nieoficjalnych informacji wynika, że udało się znaleźć większość w radzie dla tego pomysłu. Jego zwolennicy zasłaniają się ustawą o zbiorowym odprowadzaniu wody i zbiorowym odprowadzaniu ścieków z 2001 roku oraz rozporządzeniem ministra budownictwa z 26 czerwca 2006 roku. Mówią one, że jeśli wody deszczowe lub z topniejącego śniegu spływają do ulicznych studzienek i trafiają do oczyszczalni, to właściciel kanalizacji i oczyszczalni może dochodzić zwrotu kosztów. Może, ale nie musi.

- Z punktu widzenia prawa istnieje możliwość dopłaty i utrzymania dotychczasowego stanu - zwrócił uwagę Tomasz Lewandowski, radny LiD, po pierwszej próbie wprowadzenia projektu pod obrady rady.
Pierwotna propozycja prezydenta spotkała się z krytyką. Radnych zaalarmowały między innymi spółdzielnie mieszkaniowe, które szybko obliczyły o ile musiałyby podnieść czynsze.

Mieszkańcy Rataj zapłaciliby na przykład o 5-6 złotych więcej miesięcznie. Dlatego poznańskie władze zmodyfikowały nieco swoje stanowisko, proponując dopłaty do wybranych odbiorców. Uchwała przewiduje cztery grupy. Pierwsza obejmuje powierzchnie z portów, lotnisk, terenów przemysłowych, handlowych, dróg, parkingów (0,13 zł za mkw.). Do drugiej zaliczono powierzchnie dróg wewnętrznych i parkingów na osiedlach mieszkaniowych (0,13 zł za mkw.). Trzecia ustala stawkę 0,08 zł za mkw. dachów budynków przemysłowych, handlowych, usługowych itp.