Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze walczyli i wygrali walkę o życie małego Franka - reportaż Marty Żbikowskiej [ZDJĘCIA]

Marta Żbikowska
Na oddziale pneumatologii Adela Ptak każdą chwilę spędza ze swoim synem Franiem, bawi się z nim, uczy go od nowa pić z butelki
Na oddziale pneumatologii Adela Ptak każdą chwilę spędza ze swoim synem Franiem, bawi się z nim, uczy go od nowa pić z butelki Marek Zakrzewski
Innowacyjna metoda zastosowana przez poznańskich lekarzy zadziałała. Mały Franek, który w krytycznym stanie trafił do szpitala, oddycha już samodzielnie. To pierwszy krok na drodze do zdrowia. O uratowaniu życia dziecka i wdzięczności matki pisze Marta Żbikowska

Wdzięczność to za małe słowo, aby określić to, co czuje Adela Ptak. - Proszę napisać, że jestem przewdzięczna - mówi matka małego Franka.

To było najgorsze 38 dni w życiu jej rodziny. Dni spędzonych na szpitalnych korytarzach, wysiedzianych na plastikowych krzesełkach, dni pełne strachu i przerażenia przemieszanego z pełnym napięcia oczekiwaniem i nadzieją. Na początku stycznia czteromiesięczny syn Adeli Ptak trafił na Oddział Intensywnej Terapii Szpitala Klinicznego UM im. Jonschera w Poznaniu. U chłopca zdiagnozowano zapalenie płuc wywołane przez wirusa AH1N1.

- Dziecko było w stanie krytycznym - mówi dr Alicja Bartkowska-Śniatkowska, p.o. kierownika kliniki anestezjologii i intensywnej terapii pediatrycznej. - Nie byliśmy w stanie uratować go za pomocą standardowego postępowania.

Lekarze postanowili zastosować metodę ECMO, na którą do tej pory nikt w Polsce nie zdecydował się w takim przypadku. Podłączyli chłopca do aparatury wspomagającej krążenie.

- Aparat ECMO stosujemy po operacjach kardiochirurgicznych, kiedy serce nie potrafi jeszcze podjąć samodzielnej pracy - tłumaczy prof. Michał Wojtalik, szef kliniki kardiochirurgii dziecięcej.

Kiedy za natlenianie krwi małego Franka odpowiedzialna była aparatura, lekarze zajęli się zwalczaniem wirusa. Był to też czas, w którym zainfekowane płuca małego pacjenta mogły się zregenerować.

Metoda powiodła się. Mały Franek żyje, samodzielnie oddycha, uśmiecha się do mamy.

Kłopoty ze zdrowiem małego Frania zaczęły się już na początku grudnia.
- Poszłam z synkiem na szczepienie, pokazałam lekarzowi krostki na ciele dziecka, wyglądały one na ospę - wspomina Adela Ptak. - Lekarz mnie uspokoił, że trzymiesięczne dziecko nie może mieć ospy. I zalecił podanie szczepionki.

Nie chcę teraz wnikać, czy to było za późno, czy nie. Czasu już i tak nikt nie cofnie

Po powrocie do domu Franio poczuł się źle. Marudził, zaczął gorączkować. Początkowo rodzice myśleli, że to reakcja na szczepionkę. Kiedy jednak stan Franka nie poprawiał się, poszli do lekarza. Okazało się, że chłopiec ma zapalenie oskrzeli.

- Dostaliśmy antybiotyk, zastrzyki i mieliśmy wrócić do domu - wspomina pani Adela. - Franio jednak czuł się coraz gorzej.
W końcu lekarz skierował dziecko do szpitala. 28 grudnia Franio trafił na oddział do Szpitala w Gostyniu.

- Mieliśmy zrobione wszystkie badania, przez cały pobyt ani ja, ani dziecko nie opuszczaliśmy oddziału, nikt nam wtedy nic nie powiedział o świńskiej grypie - denerwuje się matka dziecka. - Po dwóch tygodniach okazało się, że stan mojego dziecka jest tak zły, że trzeba go zawieźć do Poznania. Nie chcę teraz wnikać, czy to było za późno, czy nie. Czasu już i tak nikt nie cofnie.

W klinice przy ul. Szpitalnej w Poznaniu rozpoczęła się dramatyczna walka o życie chłopca.
- Dziecko było umierające - przyznają poznańscy lekarze. - Standardowe postępowanie nie przyniosło rezultatów. Stąd decyzja o zastosowaniu innowacyjnej metody ECMO.

Do aparatu wspomagającego krążenie chłopiec podłączony był przez tydzień. Były to dni decydujące o jego życiu. Potem przez kilka tygodni Franio leżał pod respiratorem. Dziecko utrzymywane było w śpiączce farmakologicznej.

- Spotkałam się z ogromną życzliwością, to szpital, gdzie pracują cudowni ludzie - przyznaje Adela Ptak. - To był bardzo ciężki czas. Mieszkałam wtedy w hotelu dla rodziców przy szpitalu. Było mi o tyle trudniej, że w domu został pięcioletni synek. Ale wytłumaczyliśmy mu, że w tej chwili mama jest bardziej potrzebna Frankowi. Alan to mądre dziecko. Zrozumiał, choć zapewne nie było to dla niego łatwe.

W tym trudnym okresie za Frania modliła się cała rodzina chłopca, a także zupełnie obcy ludzie. Wiele osób zgłaszało się, aby oddać krew dla niego. A była ona potrzebna. Początkowo Franio miał przetaczaną krew codziennie, zdarzało się, że nawet dwa razy dziennie.

Mama dziecka starała się spędzić z synem każdą możliwą sekundę. Żeby chociaż na niego popatrzeć, na chwilę dotknąć jego rączki.

Wie pani, co to za uczucie, zobaczyć jak mój synek pierwszy raz się poruszył?

- Biegałam za nim po piętrach, gdzie Franio był zabierany na badanie, tam byłam ja - mówi pani Adela. - Otwierałam lekarzom drzwi, trzymałam windę, chciałam być jak najbliżej mojego dziecka.

Ze łzami w oczach matka wspomina chwilę, gdy poczuła, że Franio się poruszył.
- Pobiegłam do pielęgniarki, a ona mówi, że to niemożliwe, wydawało mi się - wspomina pani Adela. - Wróciłam do łóżeczka i mówię do synka: Franek, jak się teraz ruszysz to wyzdrowiejesz. I on poruszył się. Wie pani, co to za uczucie, poczuć, że dziecko wraca do nas?

Tym razem pielęgniarka nie miała już wątpliwości. Franio wybudzał się. Wracał z dalekiej podróży.
Gdy okazało się, że Franio oddycha już samodzielnie, został przeniesiony na Oddział Pneumonologiczny poznańskiej kliniki. Tutaj matka może przebywać z dzieckiem przez cały czas.

- Franio skończył pięć miesięcy, wiem, że przed nami jeszcze długa droga, ale najważniejsze, że żyje i oddycha - mówi Adela Ptak. - Lekarze mówią o zwłóknieniach w płucach. Wierzę, że i z tym mój dzielny synek sobie poradzi.

W domu na Frania czeka tata i starszy brat Alan. Na razie nie wiadomo, kiedy chłopiec opuści szpital. Na oddziale pneumatologii dziecko jest za krótko, aby lekarze mogli wypowiadać się o jego przyszłości.

Franek, choć ma zaledwie pięć miesięcy, stoczył nie tylko bitwę, ale wielką wojnę o życie z groźnym wirusem

- Na razie nie można nic powiedzieć o rokowaniach - mówi prof. Anna Bręborowicz, kierownik Kliniki Pneumonologii, Alergologii Dziecięcej i Immunologii Klinicznej w Szpitalu im. Jonschera w Poznaniu.

Historia Frania to przypadek jednego dziecka uratowanego przez poznańskich lekarzy ze Szpitalnej. Takich dzieci trafiają tu dziesiątki. Może nie we wszystkich przypadkach walka jest tak dramatyczna, a stosowane metody tak innowacyjne, ale za każdym razem chodzi o to samo: o życie dziecka.

- Jeszcze raz proszę, niech pani napisze, jak bardzo jestem wdzięczna za uratowanie życia mojego dziecka - prosi pani Adela. - Wiem, że nie ma takiego sposobu, żeby tę ogromną wdzięczność wyrazić. Przyniosłam lekarzom i pielęgniarkom kosze słodyczy, żeby chociaż osłodzić im tę ciężką, odpowiedzialną i często dramatyczną pracę.

Marta Żbikowska

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski