Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Juskowiak: Na boisku i przy mikrofonie musisz unikać błędów

Radosław Patroniak
Andrzej Juskowiak
Andrzej Juskowiak Grzegorz Dembiński
O życiu Andrzeja Juskowiaka po ostatnim kopnięciu piłki, o pracy w roli telewizyjnego komentatora, problemach polskiej piłki, krytykowaniu… Lecha Poznań i byciu prezesem TPS Winogrady - pisze Radosław Patroniak

Andrzej Juskowiak nigdy nie lubił przeciętności. Ponad dwadzieścia lat temu przechodził do Sportingu Lizbona jako najdroższy piłkarz w historii Lecha (1,8 mln USD). Trzy miesiące później został królem strzelców podczas turnieju olimpijskiego w Barcelonie. Grał w pięciu ligach (polskiej, portugalskiej, greckiej, niemieckiej i amerykańskiej) i ośmiu klubach. Jak każdy piłkarz mógł osiągnąć więcej, ale powiedzieć o nim, że jest niespełniony to tak, jakby stwierdzić, że Diego Maradona zmarnował swój talent…

Zobacz także:
Zagraniczne kariery byłych piłkarzy Lecha Poznań [GALERIA]

W barwach Lecha w sezonie 1989/90 "Jusko" zdobył mistrzostwo Polski i tytuł króla strzelców (18 goli), kolejne mistrzostwo w sezonie 1991/92 oraz Superpuchar w sezonie 1990/91. W barwach Sportingu wywalczył Puchar Portugalii w sezonie 1994/1995. Wystąpił w 462 meczach ligowych, strzelając 162 gole. W lidze polskiej zagrał 95 razy i strzelił 43 gole. Po zakończeniu kariery komentuje mecze w TVP Sport, Orange Sport i Eurosport 2. Przez dwa lata pełnił funkcję trenera napastników Lecha Poznań. Od kilku lat jest też prezesem poznańskiego klubu TPS Winogrady, a od kilku tygodni ambasadorem reprezentacji do lat 21, prowadzonej przez poznaniaka, Marcina Dornę.

43-letni Juskowiak szybko awansował do grona czołowych komentatorów. W środę przybliżał polskim kibicom kulisy starcia gigantów w Lidze Mistrzów, obserwując na San Siro starcie Milanu z Barceloną. Według niego praca z mikrofonem wymaga równie dobrego przygotowania, co praca z najbardziej wymagającym trenerem.

- Jeśli ktoś na bieżąco śledzi rozgrywki reprezentacji, Ligi Mistrzów, Bundesligi czy ligi polskiej, to może komentować mecze z marszu. Myli się jednak ten, kto myśli, że do tego się ograniczam. Staram się czytać wypowiedzi zawodników i trenerów oraz komentarze dziennikarzy. Lubię też zadzwonić do jednego z aktorów widowiska albo chociaż zamienić dwa słowa na oficjalnym treningu - tłumaczył były snajper Kolejorza.

Największy dyskomfort sprawia mu brak wiedzy na temat określonej zmiany taktycznej lub personalnej. - Najlepsze plany i strategie czasami weryfikuje boisko. Warto więc wiedzieć, co miało wpływ na taką lub inną decyzję trenera. Komentatorzy są od rozwiązywania zagadek, a nie widzowie, a to oznacza, że jak czegoś nie dowiem się przed meczem, to potem mogą już tylko… improwizować - dodał pochodzący z Gostynia piłkarz.

Nie zgadza się on jednak z opinią, że praca dziennikarza jest trudniejsza niż zdobywanie bramek.

- Minęły już czasy naturszczyków i samorodnych talentów. Teraz trzeba mieć nie tylko umiejętności, ale mieć wydolny organizm i samozaparcie, by prowadzić zdrowy tryb życia. Sport wyczynowy jest równoznaczny z totalnym poświęceniem. Grałem w piłkę 20 lat i coś o tym wiem. Może dlatego nie jestem zbyt krytyczny wobec zawodników, bo wiem przez co muszą przejść, jeśli chcą dojść na szczyt - przekonywał Juskowiak.

Łącznikiem świata komentatorów ze światem piłkarzy jest stres. - Odporność na niego pozwala uniknąć gaf i błędów. Wiadomo, że zdarzają się one każdemu, ale chodzi o to, żeby było ich jak najmniej. Dlatego dobry piłkarz nie może być innym człowiekiem przy 20-tysięcznej publice niż na treningu. Niestety, wciąż niektórzy są tylko gwiazdami popołudniowych zajęć - podkreślił Andrzej Juskowiak.

Co ciekawe, do polskiej piłki nie chciałby on przenosić możnych inwestorów i budżetów płacowych Bayernu czy Realu, tylko pewne rozwiązania z niemieckiego futbolu.

- Najbardziej przeraża mnie w naszym kraju długa zimowa przerwa. Niektóre kluby gubią wtedy formę. Po dwóch miesiącach treningów i grania ekstremalnych sparingów nie potrafią odzyskać właściwego rytmu. A przecież nasz klimat jest zbliżony do tego u zachodnich sąsiadów. Spokojnie rundę wiosenną moglibyśmy więc rozpoczynać miesiąc wcześniej - zauważył były lechita.

Bez spektakularnych transferów i obecności w europejskich pucharach Juskowiak nie spodziewa się nagłego podniesienia poziomu w polskiej ekstraklasie.

- Cała nadzieja w młodzieży, która wypełnia luki po sprzedanych zawodnikach i zyskuje uznanie w oczach trenerów. Powstała moda na młodych graczy i tacy szkoleniowcy jak Mariusz Rumak, Jan Urban czy Adam Nawałka chętnie stawiają na 17- i 18-latków, bo zdają sobie sprawę, że przy okazji promują siebie, ale akurat w tym nie widzę niczego złego - mówił Juskowiak.
Nie wszystkie cechy polskich trenerów jego zdaniem zasługują na uznanie.

- U nas wciąż pokutuje myślenie ultradefensywne, czyli rozważania taktyczne rozpoczyna się od zabezpieczenia ,,tyłów". A defensywny styl gry nie odpowiada kibicom. W Bundeslidze jest odwrotnie. Tam trenerzy szukają piłkarzy bardzo ofensywnych, bez względu na to, na jakiej pozycji mają wakaty. Nie wiem, dlaczego my tak mocno stawiamy na destrukcję? Być może szkoleniowcy boją się odważnych decyzji, bo podjęcie ryzyka kojarzy im się z niezadowoleniem właściciela klubu i rychłą dymisją. Na szczęście są już pozytywne wyjątki. Jesienią takim był Piotr Stokowiec w Polonii Warszawa, który do maksimum wykorzystał umiejętności piłkarzy. Inna sprawa, że do ofensywnej piłki potrzebni są odpowiedni wykonawcy, a tych u nas brakuje - uważa wychowanek Kani Gostyń.

Dlatego nie ma on wątpliwości, że Lech tej wiosny powinien zwiększyć siłę ognia.

- Jesienią Kolejorz wygrał siedem meczów po 1:0. Nie wierzę, by wiosną był w stanie zrealizować podobny scenariusz. Kunktatorstwo na dłuższą metę nie może się sprawdzić. Zrozumiał to również Mariusz Rumak, który niedawno zaapelował do władz klubu o wzmocnienia. Przy Bułgarskiej zatrudniono Fina Kaspera Hamalainena, ale myślę, że oczekiwania kibiców i trenera są zdecydowanie większe - kontynuował Juskowiak.

Od czasu rozstania z Dumą Wielkopolski jeszcze za kadencji Jose Mari Bakero niektórzy w Poznaniu twierdzą, że były snajper Lecha przestał być życzliwy dla swojego dawnego pracodawcy.

- Kiedy krytykowałem Baska, to mówiono, że to taka moja mała zemsta. Nigdy tego nie rozpatrywałem w takich kategoriach, ale to nie zmienia faktu, że nie sądzę, by kiedykolwiek Bakero bardziej zależało na dobrej postawie Kolejorza niż mnie. Podtrzymuję więc to, co już kiedyś powiedziałem - chciałbym pracować w Lechu, ale nie muszę do tego dążyć za wszelką cenę, bo mam co w życiu robić - stwierdził Juskowiak.

Przed listopadowym meczem Polski z Urugwajem dziwił się on, że selekcjoner Waldemar Fornalik powołał do kadry Łukasza Trałkę.

- Życie przyznało mi rację, bo defensywny pomocnik Lecha zagrał fatalnie. Patriotyzm lokalny nie polega chyba na tym, by forować piłkarza, który w danym momencie jest w słabej formie. Poza tym ja najlepiej wiem, ile dla mnie znaczy poznański klub. Nie ma to jednak nic wspólnego z wyrażaniem opinii o poszczególnych zawodnikach i komentowaniem gry zespołu. Zresztą jak jadę do Wrocławia, to mówią, że sprzyjam Lechowi, a jak jestem w Warszawie, to zwracają mi uwagę, że nie chwalę graczy Legii. To najlepszy dowód, że potrafię zachować obiektywizm. Niektórym osobom można mówić, że człowiek nie jest garbaty, ale oni i tak wiedzą swoje. Twierdzenie, że źle mówię o Lechu jest nieuzasadnione i niesprawiedliwe. Nie lubię ubarwiać rzeczywistości, tylko w miarę obiektywnie ją oceniać - przekonywał komentator TVP i Eurosportu.

Na polu piłkarskim i medialnym Andrzej Juskowiak osiągnął już niemal wszystko. Nie wszyscy jednak wiedzą, że od kilku lat "Jusko" zarządza klubem piłkarskim, TPS Winogrady. Wprawdzie nie w ekstraklasie, a tylko w poznańskiej okręgówce, ale to zawsze też niezła odskocznia do prezesury w bardziej znanym klubie czy może nawet w PZPN.

- Nie podchodzę do tego w ten sposób. Dla mnie szefowanie TPS-owi to zadanie społeczne i charytatywne. To taki mój dowód wdzięczności za to, co mi się w życiu udało. Nie chwalę się tym za bardzo, ale mam satysfakcję, że co roku "dopinamy" budżet, a nasz księgowy nie ma nocnych koszmarów. Mamy też stałe grono sponsorów, dlatego czuję, że współpracownicy mi ufają i popierają taki styl działania. Ponadto możemy się pochwalić zadbanym obiektem z dobrą murawą i grupą 150 dzieci, wspieraną przez miejskie dotacje i mniejszych sponsorów. Drużyna seniorów ma osobne finansowanie, ale dzięki zaangażowaniu Leszka Badzińskiego z firmy York w Bolechowie, też nie musi się martwić o przetrwanie - tłumaczył prezes klubu z os. Wichrowe Wzgórze.

Być może jako prezes TPS-u chciałby kiedyś przyjechać na Bułgarską i zagrozić swojemu byłemu klubowi.

- Bądźmy poważni, dominującej roli Lecha w Wielkopolsce nikt nie jest w stanie podważyć, a na pewno nie nasz klubik. Moim marzeniem jest tylko to, by nasz wychowanek zagrał kiedyś w Kolejorzu. Uważam, że podobnie powinni myśleć szefowie innych klubów w regionie. Im mniej będziemy stawiać na własne ambicje, a bardziej na współpracę, tym lepiej dla całej wielkopolskiej piłki - uważa piłkarz, o którym nie można powiedzieć, że nie potrafił sobie ułożyć życia po ostatnim kopnięciu piłki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski