18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Django Quentina Tarantino: Wybuchowa mieszanka amerykańskiej historii

Jacek Sobczyński
Leonardo DiCaprio doczekał się u Tarantino roli czarnego jak smoła charakteru.
Leonardo DiCaprio doczekał się u Tarantino roli czarnego jak smoła charakteru. fot. archiwum dystrybutora
Z czystej złośliwości względem bliźniego marzę, żeby Quentinowi Tarantino w końcu powinęła się noga. Czekam na dzień, w którym nowy film twórcy "Pulp Fiction" okaże się beznamiętną kalką poprzednich dokonań, kiedy Tarantino rozczaruje, znudzi, a źródełko jego pomysłów wyschnie na amen.

No, to sobie jeszcze trochę poczekam. Bo obecny od piątku na ekranach polskich kin film "Django" jest fenomenalny.

Smak ukochanych przez Tarantino spaghetti westernów czuć od pierwszych ujęć. Noc, pustkowia, brutalni nadzorcy prowadzą skutych i zmarzniętych na amen niewolników przed siebie. I nagle pojawia się dysponujący glejtem z departamentu łowca głów, któremu wystarczają dwa ruchy ręką, by unieszkodliwić twardogłowych poganiaczy. Ale przecież to Tarantino, więc i konwencja musi zostać przełamana. Oto łowca głów ma aparycję pana od geografii, jest sypiącym bon motami jak z rękawa Niemcem, a jego koń potrafi się kłaniać na zawołanie.

Strasznie trudno jest pisać o filmach Quentina Tarantino bez czerpania z wyświechtanego chwytu "ten twórca jak nikt inny potrafi bawić się kinem". W końcu takich postmodernistycznych z ducha opowiadaczy było już od debiutanckich, tarantinowskich "Wściekłych psów" sporo; od Guya Ritchie przez Roberta Rodrigueza po nowe odkrycie z Wysp, Martina McDonagha. Czemu zatem to ten zwalisty dryblas spija zawsze śmietankę, kręcąc swoje kolejne filmy z sięganiem po różne gatunki, ale zawsze podobną stylistykę?

On po prostu widzi więcej. Jak? Nad tym filmoznawcy głowią się od lat. Może obejrzał za dużo filmów, może dysponuje większym talentem do opowiadania historyjek, które nie nudzą nawet po trzech godzinach (bo właśnie tyle trwa "Django"). Grunt, że z prościutkiej opowieści o wspólnej podróży łowcy głów i eksniewolnika celem uratowania ciemiężonej małżonki tego ostatniego Tarantino skręcił trzymający w napięciu western, wyborną komedię i odę na cześć męskiej przyjaźni w jednym filmie. Wizualnie "Django" oszałamia wycyzelowanymi kadrami (niesamowite ujęcia wysadzanej w powietrze farmy) i cudownie błyskotliwymi dialogami - w takiej pisarskiej formie Quentin Tarantino nie był od dawna! A przecież niby "Django" jest zwykłą błahostką, ową zabawą z kinem, burzącą gatunkowe dogmaty i sklejającą ich resztki w efektowną całość.

"Django" to rewers "Lincolna" Stevena Spielberga. Te same czasy, a jakże inne filmy: tam, gdzie Spielberg serwuje poprawną lekcję historii, Tarantino wjeżdża z kopyta i przewraca amerykańską mitologię wedle własnego uznania. Oczywiście "Django" batalię o Oscary przegra, bo akademicy nie są jeszcze gotowi na zmianę odbioru filmów Tarantino. Nie czują, że ten facet już nie siedzi w kinowej alternatywie, ale wyprzedza swoje czasy, ciągnąc za sobą wielu zapatrzonych w siebie twórców. Bo widzowie swój certyfikat jakości wystawiają mu już od lat.

"Django", reż. Quentin Tarantino, wyst. Jamie Foxx, Christoph Waltz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski