Wizja poznańskiego, zasłużonego reżysera byłaby idealna ćwierć wieku temu. Czasy opresji sprzyjały wielopiętrowej metaforze, subtelnej aluzji, mówieniu nie wprost. Ton powagi i hołdu dla poległych bojowników - nie tylko powstańców wielkopolskich - miałby większe uzasadnienie, gdyby walka o wolność nie była rozstrzygnięta. Jak 27 grudnia 1983 roku.
27 grudnia 2008 roku telewidza przyciągnęło przed ekran proste hasło: "Zwyciężyliśmy!". Wiedział już, że Powstanie Wielkopolskie nie było improwizacją, ale mądrym polityczno-militarnym przedsięwzięciem, które pociągnęło za sobą kolejne wydarzenia.
Bajonowi nie udało się zatrzymać przed ekranem widza spoza Wielkopolski. Nie pomogli Olbrychski, Seweryn i Gąsowski, ani imponująca scenografia. Nużącego ciągu teatralizowanych pochodów i przemówień nie przełamały filmowe przebitki z "reporterem" Witoldem Dębickim, ani kwestie obsadzonego na żywo w podobnej roli - Piotra Gąsowskiego. Scena przemarszu poległych bohaterów z fortepianu Paderewskiego na symboliczny cmentarz, kojarzyła się z klasyką horroru, budząc inną refleksję od założonej.
Ja wiem, czasy są niepoetyckie. Zwracając się do masowej widowni, warto jednak pamiętać o krzepiącym serce entuzjazmie. Tego wręcz oczekiwaliśmy od artystów z miasta, które ofiary swego zrywu mogło czcić jako bohaterów zwycięskich, a nie upokorzonych klęską.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?