Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plac Wolności to dziurawy ząb w mieście - mówi happener Franek Sterczewski. Spotkaj się dziś z nim!

Kamil Babacz
Franek Sterczewski
Franek Sterczewski Paulina Julia Łoś
W 2012 roku zorganizował piknik na Placu Wolności, silent disco w Muzeum Wojskowym w obronie Pasażu Kultury, igrzyska sportowe za 1 czekoladowe euro na Stadionie Szyca, przywrócił do życia kino Grunwald. Najbardziej rozpoznawalny poznański happener Franciszek Sterczewski w poniedziałek (godzina 18, klub Meskal w Poznaniu) opowie o swoich działaniach, w ramach szóstego spotkania "A tu mam mamuta" organizowanego Koło Naukowe Studentów Uniwersytetu Artystycznego.

To był chyba dla ciebie dosyć dobry rok?
Franek Sterczewski: Zadziwiająco dobry. Nie spodziewałem się, że tyle rzeczy uda mi się zrealizować. W 2010 roku zrobiłem pierwszy piknik na Placu Wolności, w zasadzie bardzo spontanicznie. Nikt się nie spodziewał, że wyjdzie z tego taka frajda. Pomysł pojawił się podczas jakiegoś przyjęcia i rozmów ze znajomymi, że może zrobilibyśmy jakąś obchodzoną kawiarnię lub coś takiego. Chodziło nam o zrobienie czegoś z przestrzenią, która jest totalnie zapomniana i zaniedbana. Od takich luźnych rozmów nocnych wszystko się zaczęło. Pierwszy piknik dał mi takiego pozytywnego kopa - w rozmowach z różnymi osobami zaczęły się pojawiać następne pomysły. Rzeczywiście, w 2012 roku udało się zrealizować aż dziewięć różnych wydarzeń i dla mnie to jest niesamowita przygoda. Cieszę się, że mają one nieco szerszy wpływ na świadomość ludzi, czuję, że w myśleniu o mieście zachodzą chociaż minimalne zmiany.

Estrada przejęła Plac prawnie i formalnie, nie słyszałem jednak, żeby miała jakikolwiek pomysł na to miejsce.

Nie wszystko jednak udało się w 2012 roku zorganizować. Co z trawą, która miała znaleźć się na Placu Wolności?
Franek Sterczewski: Wszystkie moje wydarzenia dotychczasowe działy się tylko przez jeden dzień i ich organizacja nie sprawiała większego kłopotu. Natomiast to przedsięwzięcie ma trwać od dwóch tygodni do miesiąca. Wydział kultury chciał, żebym zrobił je jesienią, jednak dla mnie realizacja tego pomysłu w końcówce października była ryzykowna. Nikt nie może mi zagwarantować dobrej pogody w tym okresie. Z drugiej strony miałem pewne problemy kosztorysowe. Nie jest to projekt do zrealizowania tak od zaraz, jednak nadal go przygotowuję i mam nadzieję, że uda się go zrealizować w obecnym roku.

Masz wrażenie, że odkąd zacząłeś się zajmować Placem Wolności, to nagle wszyscy się nim na nowo zainteresowali? Miasto powierzyło ostatecznie opiekę nad Placem Estradzie Poznańskiej.
Franek Sterczewski: Cieszę się, że od pierwszego pikniku dużo na Placu się zmieniło. Pojawiła się fontanna - myślę, że jest bardzo ważnym elementem, abstrahując już nawet od jej wyglądu. Nie chcę jej oceniać od strony estetycznej, dla mnie ważną rzeczą jest to, że ludzie tam przychodzą latem, żeby na niej posiedzieć, zimą żeby zrobić sobie zdjęcie przed nią. To jest najważniejsze - tworzenie punktów, które przyciągają ludzi i powodują, że ci ludzie zatrzymują się w danym miejscu. Chyba Jan Gehl powiedział, że miarą miasta nie jest ilość osób przechodzących przez ulice i skrzyżowania transportując się z pracy do domu, ale ile ludzi się w nim dobrze czuje, ilu z niego korzysta. Z jednej strony jest fontanna, ale z drugiej duża część placu nadal leży odłogiem. Od czasu do czasu spontanicznie pojawiają się tam deskorolkarze i tancerze hip-hopowi. Estrada przejęła Plac prawnie i formalnie, nie słyszałem jednak, żeby miała jakikolwiek pomysł na to miejsce.
Co więc proponowałbyś zrobić?
Ja też nie czuję się ekspertem, ale uważam, że drobnymi krokami powinno się dochodzić do odpowiedniego rozwiązania. Najpierw robimy jednodniowe pikniki, przyciągamy ludzi, patrzymy, jak się zachowują, czego im brakuje. Potem spróbujemy zrobić dłuższą akcję z tą trawą. Mam nadzieję, że wtedy może wygenerują się jakieś konkretne rozwiązania dla tego miejsca na stałe - na przykład w miejscach, gdzie leżeć będzie trawa, postawimy później ławki albo miasto zdecyduje się rozpisać konkurs architektoniczny. Być może jakiegoś rodzaju meble miejskie uzupełniłyby tę przestrzeń. Na razie Plac Wolności to jeden z takich dziurawych zębów w mieście.

Plac Wolności to jeden z takich dziurawych zębów w mieście

Problemem Placu Wolności jest jego monumentalność?
Franek Sterczewski: Tak, to jest wyzwanie. Ja się na razie zajmuję diagnozą tego chorego zęba. Staram się określić, ilu ludzie potrzebowałoby tego miejsca i z tych badań może wyłoni się jakieś rozwiązanie. Niesamowite, że ludzie przychodzą na zawołanie na jednodniowe wydarzenie, ale docelowo powinni chcieć tu być sami z siebie - z poczucia, że na Placu Wolności jest przyjemnie i w przerwie w pracy można wypić kawkę na wynos. Nie chodzi też o to, żeby na Placu była sztuka, żeby na siłę stawiać instalacje, na przykład pana Jerzego Kopcia. Osobiście uważam, że takie instalacje nie powinny się tam znajdować.

Dlatego, że takie akcje nie wychodzą oddolnie, tylko raczej w myśl "Oto sztuka, patrzcie i podziwiajcie"?
Franek Sterczewski: Dokładnie tak. Nie chodzi o to, żeby przestrzeń publiczna w Poznaniu była do podziwiania, tylko żeby była do korzystania. Żeby było gdzie usiąść, gdzie się podziać. Sama sztuka nie jest rozwiązaniem.

Książka "Źle urodzone" Filipa Springera została ostatnio wybrana przez słuchaczy Trójki książką roku. Masz wrażenie, że zainteresowanie architekturą rośnie, także wśród młodego pokolenia?
Franek Sterczewski: Chyba rośnie świadomość i młodego i starszego pokolenia. Coraz więcej osób interesuje się architekturą i przestrzenią publiczną, którą między innymi ja i inni twórcy akcji staramy się ożywić.

Współorganizujesz cykl spotkań "Otwarte" w pustych lokalach użytkowych należących do miasta, gdzie dyskutujecie między innymi o ulicy Taczaka. Jest jakiś odzew urzędników?
Franek Sterczewski: Myślę, że pierwsze premierowe spotkanie z cyklu "Otwarte", które odbyło się na rogu ulic Taczaka i Ratajczaka było bardzo udane. Zazwyczaj takie debaty o mieście skupiają w kółko tych samych ludzi, którzy się spotykają, wymieniają argumentami, rozchodzą. Nic z tego nie wynika. Z naszego spotkania wynikło sporo. Byli przedstawiciele wszystkich zainteresowanych stron: i właściciele knajp, i mieszkańcy, i urzędnicy, i pozostali użytkownicy tej ulicy. Właściciel jednej z knajp mógł bezpośrednio zwrócić się do pracownika ZDM-u i dostać od razu odpowiedź. Omija się w ten sposób całą procedurę urzędniczą, problem czekania dwa miesiące na odpowiedź. Było parę drobnych spraw, o których rozmawiano. Najcenniejsze jest to, że będziemy kontynuować temat ulicy Taczaka. Zrobimy ankietę, która następnie trafi w ręce mieszkańców i użytkowników ulicy. Będą w niej trzy propozycje zmiany: dwie skrajne - zrobić z Taczaka zupełny deptak lub nic nie zmieniać. Pośrednia polegałaby na tym, że zmieni się sposób parkowania samochodów, tak aby parkować można było tylko po jednej stronie ulicy. Po drugiej stronie znalazłaby się ścieżka rowerowa i właściciel lokalu mógłby wystawić stolik i dwa krzesełka. Nikomu nie chodzi na pewno o to, żeby robić na Taczaka kolejny Stary Rynek z ogródkami i piwnym nocnym życiem, ale żeby chciało się tam przebywać.
Istnieje ryzyko gentryfikacji tej ulicy?
Franek Sterczewski: Ten proces już się dzieje. Cena wszystkich miejsc, które są bardziej pożądane wzrasta, więc mieszkańców przestaje na nie stać. To też trzeba wyważyć. Ceny lokali w centrum miasta są wysokie, co paraliżuje niektóre inicjatywy. Wokół Placu Wolności i Świętego Marcina mamy wyłącznie banki, apteki, sklepy sieciowe, a są lokale w okolicy, które od 10 lat stoją puste, bo albo właściciel żąda astronomicznej sumy albo miasto traktuje lokale jako źródło zarobku. Uważam, że ceny lokali w centrum powinny być niższe dla preferowanych w tym miejscu usług - kawiarni, księgarni, bo one są miastotwórcze i przyciągają mieszkańców z powrotem z przedmieść.

Z jednej strony rozmawia się o ulicy Taczaka, z drugiej duże inwestycje, takie jak Galeria MM powstają bez konsultacji społecznych. Dlaczego?
Franek Sterczewski: W ostatnim czasie w Poznaniu mieliśmy całą serię architektoniczno-inwestycyjnych porażek. Jesteśmy świadkami niestety poważnego kryzysu intelektualnego. Miasto nie rozumie wagi architektury, urzędnicy nie mają problemu z wpuszczeniem wszędzie jakiegoś inwestora, który zbuduje, co mu się żywnie podoba. Od efektów umywają ręce, łatając w ten sposób dziurę budżetową. Problemem nie jest nawet kolejna galeria handlowa w centrum, bo przestrzeń handlowa w tym miejscu nie jest złym pomysłem. To ma być chyba pomysł na ściągnięcie ludzi z powrotem do centrum, zobaczymy czy się to uda. Rażąca jest jej skala. Okolica Galerii MM i ulicy Świętego Marcina stanowi dobitny przykład braku osoby odpowiedzialnej za wygląd miasta. Niby mamy konserwatora zabytków, niby mamy architekta miejskiego i co z tego wynika? Eklektyczny chaos. Gotycki kościół, historyzująca kamienica, kosmiczna galeria, budy z kurczakami, neony, billboardy, szyldy.

W ostatnim czasie w Poznaniu mieliśmy całą serię architektoniczno-inwestycyjnych porażek

Reakcja środowisk kulturalnych na miejskie problemy wydaje się dosyć szybka, ale i tak jest spóźniona lub nie przynosi wielu efektów. Zamek Przemysła powstał mimo sprzeciwów. Na ulicy Stolarskiej nadal trwa dramat mieszkańców, mimo wsparcia wielu ludzi.
Franek Sterczewski: Cały czas zmagamy się z betonem. Wszyscy widzą absurd przestrzeni publicznej, wyrażania zgody na budowę zamku Gargamela przez panią konserwator zabytków czy na wieszanie billboardów na zabytkowych kamienicach. Wszyscy to wytykają palcami, ale niewiele się zmienia. Tak samo jest ze Stolarską. W jednym z największych miast w Polsce dzieje się tak jawna krzywda niewinnych ludzi, a miasto w beztroski sposób umywa ręce, myśląc tylko o inwestorach i spektakularnych efektach - żeby była widowiskowa galeria, ogromny stadion. Ignoruje problemy słabszych, nie zwracając uwagi na potrzebę podejmowania drobnych kroków, takich jak większa ilość kawiarni w mieście, ławek, zieleni. Brakuje nam refleksji nad niespektakularną zwyczajnością.

Tę spektakularność chcesz obśmiać happeningową niepowagą, zabawą?
Franek Sterczewski: Nie chodzi tylko o zabawę, ale właśnie robienie bardzo zwykłych rzeczy. Takim działaniem były Igrzyska za 1 euro na Stadionie im. Edmunda Szyca - miejscu niemal zapomnianym. Niektóre osoby były tam ze mną pierwszy raz i nie mogły uwierzyć, jak tam jest niesamowicie. Można bardzo prostymi środkami zamienić je w genialny punkt spacerowy. Są jednak takie siły, które wolałyby to miejsce zrównać z ziemią i zamienić na gęstą zabudowę deweloperską, szybko wyprzedać, niszcząc kliny zieleni napowietrzające miasto.

Tak jak Filip Springer uważasz, że w gęstej zabudowie deweloperskiej może żyć się trudniej niż dzisiaj w blokach?
Franek Sterczewski: Jak najbardziej się z tym zgadzam. 30 lat temu istniała jakaś urbanistyka, dzisiaj nie ma żadnej urbanistyki. Nie ma planu, studium zagospodarowania czy instytucji, która broniłaby takiej kompozycji miasta, w którym między budynkami byłoby miejsce na życie, na spacery, na przebywanie. Musimy zadbać o miejsca, w których ludzie mogliby się spotkać.

Zajmujesz się głównie happeningami, ale jednocześnie jesteś studentem architektury. Co chciałbyś projektować? Jakie prace pokażesz w Meskalu w poniedziałek podczas spotkania "A tu mam mamuta"?
Franek Sterczewski: Będę tam opowiadał właśnie o swoich wydarzeniach, o wszystkim co mi się udało zrobić w ubiegłym roku. Mówiąc szczerze, nie wiem, co chciałbym projektować w przyszłości. Wszystkim moim akcjom przygotowuję jakiś plakat, jakąś grafikę. Mam więcej doświadczenia w projektowaniu graficznym, niż architektonicznym. Realizuję te wszystkie wydarzenia, bo jestem praktykiem. Robię to, co jestem teraz w stanie zrobić. Nie mogę obecnie zbudować budynku, nie jestem w stanie zaprojektować całej dzielnicy, więc współtworzę wydarzenia zbudowane z ludzi. Nie czuję się nawet ich twórcą, raczej pierwszą kostką domina. Często ja je rozpoczynam, tworzę wydarzenie na Facebooku, ale właściwą treścią jest cały szereg kostek domina, które wywrócą się ze mną. Gdyby nie one, te wydarzenia nie miałyby sensu.

Rozmawiał Kamil Babacz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski