Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Snowman w Meskalinie. Jubileusz ze znakiem zapytania [ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Jubileusz zespołu Snowman. Meskalina 7 grudnia 2012
Jubileusz zespołu Snowman. Meskalina 7 grudnia 2012 Marcin Kostaszuk
Co ma bardzo udany koncertowy jubileusz Snowmana - alternatywnej kapeli z Poznania - do ostatniej kampanii promocyjnej naszego miasta? Wbrew pozorom sporo: w obu przypadkach na drodze do sukcesu stoi pewna bariera. Którą jednak można pokonać.

Klubokawiarnia Meskalina przeżyła oblężenie nienotowane w swej historii, które wymusiło wyniesienie krzeseł i stolików w bliżej nieznanym kierunku. Już na tydzień przed piątkowym koncertem skończyły się bilety - tych, którzy nie mogli w związku z tym wziąć do udziału w alternatywnym benefisie Snowmana pocieszyło Radio Merkury, które przeprowadziło bezpośrednią transmisję wydarzenia. Już sam ten fakt powinien dać do myślenia - a przecież nie tylko Merkury, ale i inne lokalne media potraktowały 10-lecie Snowmana niczym jubileusz filharmonii.

Myslovitz i Raz Dwa Trzy w Poznaniu. Takich ich nie znacie! [FILMY]

Najprostsze wyjaśnienie: nie ma drugiego zespołu nie tylko w Poznaniu, ale i w Polsce, mającego równie szeroką gatunkową formułę działania. Pokazał to występ w Meskalinie, podczas którego, w ciągu niecałych dwóch godzin, słuchaliśmy indie-rockowych hitów ("Lazy") i wariackiego, riffowego hard-rocka spod znaku Hendrixa (wspaniały "Don't Stop Me!"), ale też jazz-rocka i muzyki ilustracyjnej (fragmenty soundtracku do "Nosferatu", który niebawem ukaże się na płycie), a na koniec także szczyptę progresywnej elektroniki. A to nie wszystko, za sprawą gości: z Mają Koman poznaniacy udowodnili, że potrafią odnaleźć się w reggae, Łukasz Lach z L.Stadt naciągnął ich na songwriterski, wesoły folk-rock, był też czas na popową balladę "Niezmiennie" zaśpiewaną przez Michała Kowalonka w duecie z autorem świetnego tekstu tej piosenki, Michałem Wiraszką z Much.

Dopełnieniem wrażenia były poprzedzające bohaterów wieczoru występy zespołów We Call It A Sound i Twilite. Wyróżnili się zwłaszcza ci pierwsi, grając własne wersje dwóch utworów Snowmana: "Faint Story" i "In A Hurry".

Nie muszę chyba dodawać, jaka była reakcja widowni, złożonej wszak z samych wieloletnich kibiców zespołu, kolegów po fachu, znajomych i zblatowanych dziennikarzy (łącznie z niżej podpisanym). Wszelkie kiksy były w takiej aurze niezauważalne, a każda znajoma nuta przywoływała partyzanckie wspomnienia, podobnie jak krótki film zza kulis snowmanowych wypraw po koncertowe złote runo.

Ogólne poczucie błogiej wspólnoty zakłócało jedynie kłopotliwe pytanie, wałęsające się pomiędzy widzami niczym nietaktowny efekt fizjologiczny. Co dalej? Czy to przypadkiem nie było pożegnanie?

Od czasu, gdy Michał Kowalonek, głos i niekwestionowana wizytówka zespołu, spędza połowę życia w pociągach na Śląsk, a potem na katorżniczych próbach mysłowickiej rodziny Soprano, perspektywy dalszej kariery Snowmana stały się cokolwiek iluzoryczne. Zresztą zawsze takie były. Zarówno po pierwszej, jak i po drugiej płycie (obu zresztą znakomitych i świetnie ocenianych) muzycy nie wyszarpali należnej porcji uwagi widzów, nie wyrąbali sobie drogi na sceny festiwalowe i nie zaprzedali się karierze. Może nie chcieli - ale i tak trzeba żałować, bo zespół z takim potencjałem mógł zajść o wiele wyżej. Zwyczajnie na to zasługiwał.

Wychodząc z Meskaliny przyszła mi na myśl "kampania promocyjna", jaką nasz Urząd Miasta zachęca mieszkańców Bydgoszczy, Szczecina, Łodzi i innych miast zachęca do podjęcia pracy stolicy Wielkopolski, łudząc przyszłych poznaniaków mirażem życiowej kariery. Tyle, że prawda jest zupełnie inna: dopóki nie podbijesz Warszawy, Krakowa i Wrocławia, nie mówiąc już o Berlinie, Los Angeles i Londynie, w Poznaniu będziesz tylko lokalną gwiazdą, otoczoną kołderką lokalnego sukcesu i walczącą o marną lokalną średnią krajową.

Michał Kowalonek zapracował na swą szansę i podjął ryzyko wyjścia poza kokon poznańskiego pojęcia "sukces". Paradoksalnie, dla Snowmana to nie gwóźdź do trumny, ale wielka szansa, by w ślad na swoim wytransferowanym liderem wziąć się w garść i powalczyć jeszcze raz o swoje. W czasach bezprzewodowego internetu można przecież tworzyć widząc się raz w tygodniu. Najlepiej na coraz większych scenach, z dala od meskalinowego kokonu.

PS. Chłopaki, przepraszam, jeśli tym tekstem psuję Wam bardzo udane święto. Ale przyszłość to już dziś. Niech piątkowy, nawet tak cudowny wieczór, nie okaże się ostatnim wspomnieniem po waszym zespole.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski