Niespełna dwuletni chłopiec z gnieźnieńskiego domu dziecka w 1995 r. trafił z siostrą do szpitala w Poznaniu. Dzieci porzuciła narkomanka. Podejrzewano u nich zarażenie wirusem HIV. U dziewczynki to się potwierdziło. Rodzeństwo rozdzielono. Artur został sam, a badania nie dawały jednoznacznego wyniku.
- Nie mogłam patrzeć jak dziecko całe dnie leży samo i nikt go nie odwiedza - tak w 1996 r. tygodnikowi "Poznaniak" opowiadała Lucyna Matuszyńska, salowa Kliniki Chorób Zakaźnych w Poznaniu. - Nie płakał, nie kwilił, tylko patrzył w sufit.
Kobieta spędzała z chłopcem każdą wolną chwilę. Po kilku miesiącach dostała zgodę ordynatora i szefa kliniki, by wziąć Artura na weekend do domu. Bo, jak twierdziła, dom dziecka się nim nie interesował. Później mieszkał z salową i jej matką prawie na stałe.
Matuszyńska złożyła wniosek adopcyjny. I miała wtedy usłyszeć, że na wyniki badań sieroty czeka już para zza granicy, bo chce go adoptować. W kwietniu 1996 r. lekarze stwierdzili - Artur jest zdrowy. Chłopiec musiał wrócić do Gniezna. Rozpoczął się bój o adopcję. Para zza granicy zrezygnowała, ale pojawiła się inna. Mimo pozytywnej opinii psychologa, zaangażowania mediów, polityków czy przedsiębiorców, walka salowej w sądzie trwała dwa lata.
- Dyrekcja domu dziecka była przeciwna oddaniu chłopca Matuszyńskiej - wspomina Teresa Kroll, radca prawny z Poznania, która prowadziła sprawę salowej. - Ostatecznie udało nam się wygrać. Piękna historia bezgranicznej, matczynej miłości.
Historia, która dziś powraca. Artur Matuszyński w marcu skończył 18 lat. Później u jego mamy wykryto nowotwór. Zmarła 31 października. Niepełnosprawnym chłopcem (stwierdzono u niego zaburzenia zachowania z obniżoną sprawnością intelektualną) opiekuje się brat Matuszyńskiej wraz z żoną oraz starszy, przyrodni brat. Ten drugi sam ma kilkoro dzieci. Wujostwo mieszka w kawalerce. Artur został w wynajmowanym wcześniej z mamą mieszkaniu w Poznaniu. Ale nie wiadomo na jak długo.
- Kilka dni po pogrzebie Lucyny, bez żadnego współczucia, właściciel kamienicy poinformował nas, że Artur do końca listopada ma opuścić lokum - mówi Marek Świątkowski, wujek chłopca. - Siostra i mama mieszkały tu całe życie. Nigdy nie zalegały z czynszem, nie było problemów. My z żoną sami ledwo mieścimy się w kawalerce. Artura nie zostawimy bez pomocy, ale chcemy nadal wynajmować mu mieszkanie.
Zostać w nim chce też Artur. - To jest mój dom, innego nie pamiętam - mówi cicho. I po chwili dodaje jeszcze ciszej: - Przecież tu wciąż pachnie mamą.
Dlaczego właściciel chce, by chłopak się wyprowadził? Przez kilka dni próbowaliśmy skontaktować się z nim. Nie odbierał jednak telefonów, nie zareagował na wysłaną wiadomość. Nie zastaliśmy go również w mieszkaniu. Kilka dni wcześniej udało się to dziennikarce TVP Poznań, która też zainteresowała się sprawą. Właściciel odmówił jednak komentarza przed kamerą. Miał stwierdzić, że "takie były ustalenia", i że nie ma obowiązku podpisywać umowy najmu z Arturem.
Z kolei rodzina chłopaka twierdzi, że żadnych ustaleń nie było. - Właściciel po prostu zakomunikował, że Artur ma się wynieść - mówi Świątkowski.
Ale okazuje się, że Artura nie można po prostu wyrzucić. - Działania siłą są zakazane - mówi Łukasz Jórdeczka, poznański radca prawny. - Właściciel musi mieć prawomocny nakaz eksmisji. Ale Artur może wystąpić do sądu o wstąpienie w umowę najmu po mamie.
Sprawą zajmuje się już Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie, który wspomaga chłopaka. - Artur radzi sobie w codziennym życiu, jest samodzielny - mówi Lidia Leońska z MOPR. - To środowisko mu sprzyja, bo tu się wychował, ma rówieśników. Będziemy walczyć, by został. Przygotowujemy wniosek do sądu.
Leońska dodaje, że sytuacja jest trudna. Bo z jednej strony jest prawo własności, z drugiej... ludzka empatia i zrozumienie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?