Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiele pytań, a mało odpowiedzi... czyli tata szykuje się do narodzin

Maciej Roik
Gorączkowe pakowanie koszul nocnych i szlafroka, runda do Tesco, a potem kilka godzin w szpitalu. Tak wyglądała noc, gdy żona zaczęła rodzić. Kilka godzin później na świat przyszła moja córka Antosia. Mieszaniny stresu, radości i nerwów, jakie towarzyszyły mi w dniu porodu, nie zapomnę nigdy.

Porodówka to miejsce, gdzie najwięksi twardziele, zmieniają się w wystraszonych chłopców w foliowych nakładkach na buty. Mamy krzyczą, położne chodzą jakby nic się nie działo, a ty jesteś kompletnie bezradny. Możesz tylko czekać. Zanim to nastąpi, w głowie kłębią się setki pytań.

Najpierw: czy dziecko nie jest za małe, czy zgadza się liczba palców u rąk i nóg i czy przy ważeniu ktoś się nie pomyli i nie podmieni dziecka (chodziłem krok w krok za położną). Potem: czy nie zrobisz krzywdy jak weźmiesz na ręce, co jak zachłyśnie się po jedzeniu i czy nie ma za zimno. Idealnych sytuacji nie ma. Jak Antosia płakała, to na początku bałem się, że coś jej jest.

Jak leżała spokojnie dłużej niż kilkanaście minut, to sprawdzałem, czy w ogóle oddycha (na początku zdarzało się, że nawet delikatnie ją budziłem, by przekonać się, że wszystko jest w porządku).

Pytania kłębią się w głowie niezależnie od tego, czego dowiedzieliśmy się podczas ciąży. Bo ja teoretycznie byłem przygotowany rewelacyjnie.

Smółka, połóg, laktacja - te słowa nie miały dla mnie tajemnic. Zajęcia w szkole rodzenia zrobiły swoje. Przed urodzeniem się córki potrafiłem wykąpać gumową lalkę, ubrać jej pieluchę, a potem założyć śpiochy. Położne z detalami tłumaczyły, jak masować brzuch, gdy przyjdą kolki, a co stosować na odparzenia. Dyktowały też listę, co powinno się znaleźć w torbie, którą przyszła mama musi zabrać do szpitala. I że trzeba ją spakować miesiąc przed terminem.

Niestety teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką. Dlatego w natłoku codziennych zadań, ostatnia lekcja gdzieś nam umknęła. Choć wiedzieliśmy, że trzeba się spakować, przekładaliśmy to z dnia na dzień. A jak okazało się, że moment porodu przychodzi na ponad 3 tygodnie przed terminem, byliśmy tak zaskoczeni, jakbyśmy o ciąży dowiedzieli się wczoraj.

Potem jest coraz lepiej. W szpitalu z człowieka schodzi ciśnienie, bo pod ręką są fachowcy. A w domu pielęgnacja przebiega w myśl zasady: rodzice dziecku krzywdy nie zrobią. I choć rozrzucone kosmetyki, witaminy, aspirator do nosa, ciuszki czy dwa rozłożone ręczniki mogą sprawiać wrażenie chaosu, tak naprawdę w "tym szaleństwie jest metoda". A najlepiej wiedzą o tym rodzice.

Na koniec zagadka z życia wzięta: Po porodówce szpitala w Poznaniu chodzi czarnoskóry mężczyzna. Tak jak ja czeka na poród. Po wszystkim słyszę rozmowę dwóch położnych. I jaki się urodził? - pyta jedna z nich. Czarny. Pewnie ojciec to Syryjczyk - odpowiada druga. I pytanie, na które wciąż nie znalazłem odpowiedzi: dlaczego jak czarny, to Syryjczyk?

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski