W nieco łagodniejszym tonie, ale też nie pozostawiającym cienia wątpliwości, że gol dla Lecha nie powinien być uznany, mówił trener Widzewa Radosław Mroczkowski.
- Kluczową sytuację można było inaczej ocenić. Widziałem już powtórkę i mogę powiedzieć tylko tyle, że bramka nie musiała być uznana - mówił szkoleniowiec.
Gdy emocje opadły, łodzianie jeszcze raz przeanalizowali kontrowersyjną sytuację i doszli do wniosku, że... najpierw bramkarz wypuścił piłkę i dopiero później, gdy zorientował się, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli, złapał się za głowę i zwijał się z bólu. Nie widać, by doszło do kontaktu z Vojo Ubiparipem.
- Skoro faulu nie było i kopnięcia, to dlaczego Milos Dragojević zdecydował się na takie aktorskie gesty? Widocznie po wypuszczeniu piłki chciał zatuszować swój błąd i stał się największym winowajcą porażki z Lechem, a obok piłkarskich niewątpliwie talentów niech pielęgnuje te aktorskie, bo może kiedyś się przydadzą do angażu na przykład w widzewskim teatrze "Słup" - pisze "Dziennik Łódzki".
Bohater całego zamieszania Vojo Ubiparip potwierdził, że nie dotknął bramkarza Widzewa.
- Nie ma mowy o żadnym faulu. Kontaktu nie było, gdybym go rzeczywiście trafił, to trzymałby się przecież za czoło. Po meczu Dragojević nie miał do mnie żadnych pretensji. Mogę czuć tylko żal do sędziego, że nie uznał prawidłowo strzelonej przeze mnie bramki. Sytuacja była stykowa, moim zdaniem spalonego nie było. Gol na 2:0 uciąłby wszelkie spekulacje - powiedział nam napastnik Lecha.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?