Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojczyznę trzeba szanować, a nie traktować jak dojną krowę

Radosław Patroniak
Radosław Patroniak
Radosław Patroniak archiwum
"Ojczyznę kochać trzeba i szanować, nie deptać flagi i nie pluć na godło, należy w też coś wierzyć i ufać" - tak brzmi refren w jednej z najsłynniejszych piosenek grupy T.Love pt. ,,Wychowanie".

Przypomniałem sobie ten fragment po powrocie Jerzego Janowicza z turnieju w Paryżu, gdzie doszedł do finału, pokonał słynnego Andy Murraya i nagle stał się najbardziej perspektywicznym sportowcem w naszym kraju, ale niestety też najbardziej niedocenianym.

Może to nie jest kwestia wychowania, tylko braku refleksji, ale 22-letni łodzianin po spektakularnym sukcesie głupot i niedorzeczności naopowiadał, przy walnym udziale swojego taty. Doszło nawet do tego, że prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska, chciała odwołać spotkanie z bohaterem tygodnia, bo poczuła się urażona. Janowicz senior sugerował bowiem, że jego syn nie otrzymywał wsparcia od władz związku, rodzinnego miasta, ministerstwa sportu i innych podmiotów, które według niego mają obowiązek wspierać sportowe talenty.

Nie dość, że opinia była niesłuszna, nieelegancka i niepatriotyczna (choć w czasach rządów pieniądza trudno o przywiązanie do tożsamości narodowej), to jeszcze bardzo mało miała wspólnego z prawdą. Tenisista prowadzony przez mieszkającego w Poznaniu Fina Kima Tiilikainena przez sześć ostatnich lat z budżetu państwa otrzymał 520 tys. zł, a z budżetu Łodzi pewnie połowę tej kwoty, jeśliby dotacje pośrednie dla klubu MTK Łódź traktować jako wkład w rozwój jego kariery.

Największą bzdurą w lansowaniu tezy o biedzie rewelacji paryskiego turnieju było opowiadanie, że "Jerzyk" nie dotarł na turniej Australian Open, bo nie miał pieniędzy na przelot. Co roku do Poznania przyjeżdżają na challengera tenisiści z drugiej setki rankingu ATP. Wśród nich są tacy, którzy nigdy nie przebiją się wyżej i nie zagrają w finale poważnego turnieju, a mimo to żaden z nich nie dokłada do interesu, tylko żyje z tej objazdówki po świecie jak pączek w maśle.

Sporo mitów namnożyło się też przy okazji występów Agnieszki Radwańskiej. Może i jej ojciec, Robert nie miał smykałki do interesów, ale pisanie, że zawodniczka rodem z Krakowa stała się łakomym kąskiem dla biznesu, bo podpisała umowę z agencją reklamową, jest mało poważne. Trudno bowiem porównywać wartość marketingową tenisistki z drugiej czy trzeciej dziesiątki listy WTA z tą z pierwszej trójki. A właśnie taką drogę przebyła w ostatnich czterech latach "Isia". Dla wronieckiej Amiki, która zaangażowała ją ostatnio do kampanii reklamowej, pewnie równie ważna jak inteligentna gra jest pozycja Radwańskiej w świecie tenisowym. A na nią pracuje się latami na korcie, a nie szukając dojścia do menedżerów i narzekając na zły los.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ojczyznę trzeba szanować, a nie traktować jak dojną krowę - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski