Taki poród zdarza się raz na 52 miliony. Dzisiaj Ola, Natalia, Adam, Bartek i Sebastian kończą sześć lat.
- Najważniejsze dla mnie jest to, że dzieci są zdrowe, choć każda kontrola lekarska to ciągle jest stres - przyznaje Edyta Ziemlińska, mama pięcioraczków. - Od początku wiedziałam, że mieliśmy ogromne szczęście, ale teraz jakoś bardziej to do mnie dociera, kiedy słyszę i widzę problemy zdrowotne innych wcześniaków, niekoniecznie nawet z ciąż mnogich.
Przy okazji urodzin dzieci Edyta wspomina dzień ich przyjścia na świat. Mówi, że Natalka ważyła ledwie 760 gramów, a Adam o wadze 1,1 kilograma wydawał się przy niej prawdziwym olbrzymem. Dzieci były zdrowe, ale ze względu na wcześniactwo trafiły do inkubatorów.
- Jak ja czekałam, żeby osiągnęły najpierw 2 kilogramy, potem z niecierpliwością czekaliśmy na trzy - przypomina sobie Edyta. - Na święta Bożego Narodzenia pierwszych dwóch chłopców było już w domu.
Na co dzień Edyta nie ma czasu na takie refleksje. Rano pobudka, poranna toaleta, ubieranie się, śniadanie. Wszystko w określonym porządku. Bez ociągania się, marudzenia, kaprysów.
- Moja mama śmieje się, że u nas jest jak w wojsku, ale inaczej nie dalibyśmy sobie rady - przyznaje Edyta. - Musiałam od początku wprowadzić określone zasady i pilnować ich przestrzegania.
Kiedy dzieci przyszły na świat, rodzina mieszkała w 20-metrowym mieszkaniu. Kuchnia i dwa malutkie pokoje. W planach była mała rozbudowa na okoliczność pojawienia się kolejnego dziecka. Ale okoliczności się zmieniły. Na przyjęcie pięciorga maluchów rodzina pod względem mieszkaniowym nie była przygotowana. Z pomocą przyszedł szef Marcina - Artur Zys. Pan Artur zrobił coś, co do dzisiaj nie mieści się niektórym w głowach - sam wybudował rodzinie nowy dom.
- Tego się nie zapomina - mówi Edyta Ziemlińska. - Na początku mieliśmy tyle deklaracji pomocy, zgłaszały się do nas firmy, które obiecywały złote góry. Wszystko szybko się skończyło. Zresztą, to temat na książkę.
Rodzina obecnie utrzymuje się z jednej pensji pana Marcina, standardowego zasiłku rodzinnego i zapomogi od gminy, o którą co roku trzeba walczyć. Bo gminni urzędnicy ostatnio stwierdzili, że dzieci już na tyle urosły, że potrzeby nie są takie duże jak na początku.
Wszystkie wydatki Edyta skrupulatnie zapisuje w notesie. Na stronie dzieci widnieją pozycje: podręcznik, ubezpieczenie, książka do religii, zeszyty, przybory szkolne, komitet rodzicielski - wszystko razy pięć. A jest jeszcze strona zatytułowana Krzyś. Tam również uzbierała się już spora suma. A to tylko wydatki związane z pójściem do szkoły.
- Staramy się, żeby co miesiąc coś kupić, raz buty, raz kurtki, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę przed zimą - przyznaje Edyta. - Ludzie pomagali nam przez pierwszy rok, teraz już bardzo rzadko, cały czas jest z nami Artur, na którego możemy liczyć.
Artur i jego żona są chrzestnymi jednej z dziewczynek. Dzisiaj, wraz z chrzestnymi pozostałych dzieci i całą rodziną świętować będą urodziny maluchów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?