Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politycy traktują wyborcze pieniądze jak swoje, choć pochodzą też z budżetu

Paulina Jęczmionka
Ubiegłoroczni kandydaci partii do parlamentu zasilali wyborczymi pieniędzmi firmy przyjaciół i rodziny
Ubiegłoroczni kandydaci partii do parlamentu zasilali wyborczymi pieniędzmi firmy przyjaciół i rodziny Fot. Janusz Romaniszyn/Archiwum
Ubiegłoroczni kandydaci partii do parlamentu zasilali wyborczymi pieniędzmi firmy przyjaciół i rodziny. Z przekazanych do Państwowej Komisji Wyborczej faktur wynika, że robiło tak wielu polityków z Wielkopolski.

O sprawie pisaliśmy już pisaliśmy. Przypomnijmy, że wśród rachunków z Wielkopolski najwięcej dotyczy PSL. Na wielu pojawia się firma Cessans. Jej współwłaścicielem jest syn posła i wicemarszałka Sejmu Eugeniusza Grzeszczaka. Łącznie do firmy ze Słupcy wpłynęło ponad 115,5 tys. zł.

Przygotowywała ona materiały nie tylko dla Grzeszczaka, ale i Stanisława Kalemby, Przemysława Paci czy Mirosławy Kaźmierczak. Ta ostatnia w rozmowie z "Głosem" najpierw zaprzeczyła, jakoby współpracowała z Cessans. Później przyznała, że spółka wykonała dla niej banery.

- Robiłam rozpoznanie cen, porównałam koszt banerów do oferty koleżanki, u której zamawiałam inne usługi - mówi M. Kaźmierczak, zastępca dyrektora oddziału KRUS w Poznaniu, która bez powodzenia ubiegała się o mandat poselski. - Cessans miała niższe ceny i budziła zaufanie.

Inne usługi wykonała na rzecz kampanii Kaźmierczak poznańska agencja Latido. Wspomniana koleżanka to Małgorzata Lubicz-Woźniak, która w 2010 r. startowała z listy PSL do Rady Miasta Poznania.

Podobnie pieniądze z komitetu lokowali inni kandydaci. Maks Kraczkowski z PiS korzystał z usług firmy partyjnej koleżanki, strategię kampanii Rafała Grupińskiego z PO przygotowała firma należąca do szefa biura poselskiego Arkadego Fiedlera. Z kolei m.in. Łukasz Naczas z SLD, Maciej Banaszak i Jacek Najder z Ruchu Palikota jako właściciele firm sami wystawiali faktury komitetowi. Niektórzy z nich twierdzą, że korzystali tylko z własnych wpłat na kampanię, więc sami o niej decydowali.

- Teoretycznie o wszelkich wydatkach decyduje pełnomocnik komitetu - mówi prof. Andrzej Stelmach, politolog UAM. - W praktyce kandydaci umawiają się z komitetem, oczekując np. że skoro wpłacili określoną kwotę, to taką dostaną na kampanię.
Stelmach dodaje, że Fundusz Wyborczy składa się też z darowizn wyborców, ale i pieniędzy publicznych, bo partie mogą przekazywać część subwencji.

Pieniądze płyną od państwa

Z Grażyną Kopińską z Fundacji im. S. Batorego rozmawia Paulina Jęczmionka

Jak ocenia pani zwyczaj zlecania w ramach kampanii wykonania różnych usług zaprzyjaźnionym firmom?
Grażyna Kopińska
: Jest to zgodne z prawem, bo nie ma ograniczeń co do wyboru firmy. Z etycznego punktu widzenia sytuacja zależy od kontekstu. Zrozumiałe jest to, że komitety zamawiają materiały w zaufanych firmach, bo unikają ryzyka, że np. ich ulotki zbyt szybko przedostaną się do konkurencji albo zostaną źle wykonane. Wątpliwości zaczynają się jednak pojawiać, gdy okazuje się, że powiązana rodzinnie czy politycznie z kandydatem firma na kampanii nieźle zarabia. Jeśli zlecenia komitetu stają się głównym źródłem dochodów firmy syna posła, to rodzi się pytanie, czy aby na pewno jest to właściwe.

Poseł Grzeszczak tłumaczy, że kampanię robił z własnych pieniędzy, więc miał prawo sam decydować.
Grażyna Kopińska
: Tyle że w Funduszu Wyborczym nie da się wyróżnić konkretnie jego pieniędzy. Wpłaty pochodzą od darczyńców oraz partii. Większość stanowią te drugie. A one pochodzą z subwencji i dotacji z budżetu państwa. Wszystko wpada do jednego worka zwanego Funduszem Wyborczym, więc poseł nie może mówić o swoich pieniądzach. Nie zapominajmy też o tym, że partie, które zdobędą mandaty, otrzymują później zwrot wydatków poniesionych na kampanię. Więc nawet jeśli kandydaci wpłacili prywatne pieniądze, to później partia uzyskuje ich zwrot z budżetu państwa, czyli pieniędzy publicznych.

Kandydaci korzystają jeszcze z innej formy "zwrotu". Najpierw ich własne albo zaprzyjaźnione firmy płacą wykonawcom, później odbierają pieniądze z komitetu. To zgodne z prawem?
Grażyna Kopińska
: Rodzi to pewne wątpliwości, ale sądzę, że bardzo trudno byłoby udowodnić tu naruszenie prawa, zwłaszcza gdyby za takie pośrednictwo firmy brały symboliczne kwoty. To jednak rodzi mało przejrzyste sytuacje. Kodeksu Wyborczego w tej sprawie nie należy zmieniać. Ale należałoby zmienić obyczaje komitetów i przyspieszyć wypłacanie pieniędzy. Inaczej tworzy się fikcję w postaci takich pośredników.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski